Zanim mecz. Szukamy blogerów. Jeśli chcesz u nas pisać, zgłoś się w komentarzach lub napisz do nas maila - blazerspl@gmail.com.
-
Portland Trail Blazers przegrali 6 mecz z rzędu, czwarty mecz w ciągu sześciu dni i nie tyle co byli zmęczeni, ale mieli absolutnie zero argumentów przeciwko Spurs, którzy najpierw w obronie, a później w ataku, robili odpowiednio z atakiem i obroną Blazers, to co do końca sezonu obejrzymy jeszcze kilkadziesiąt razy. Nie było Blazers w ofensywie w pierwszej połowie - 28 punktów - nie było Blazers w ataku w kolejnej już czwartej kwarcie - 20 punktów. Doprowadzili do crunch-time, po tym jak przegrywali nawet 14 punktami, ale pick-and-rolle/popy Manu Ginobili - LaMarcus Aldridge, jak za dobrych lat w Portland wygrały Spurs mecz, który i tak nie powinien kończyć się tak późno.
W pierwszej piątce wyszedł Chris Kaman i rozumiem ten ruch. Stotts musiał matchupować się z dwójką Aldridge - Duncan chcociaż w taki sposób, aby na starcie meczu nie tracić szans w każdym aspekcie - nawet tym fizycznym. Masa Chrisa Kamana i resztki obrony miał na odpowiednim poziomie zatrzymać grający w post-up frontcourt Spurs, który zdobył w tym meczu 16 punktów z 16 rzutów. Udało się to Blazers, bo Aldridge i Duncan mieli tylko 12 kontaktów z piłką w post-up. Natomiast zupełnie nie radzili sobie Blazers pod obręczą, bliżej kosza, gdzie stracili aż 32 punkty - 36 z całego paint - "broniąc" froncourtem Kaman-Plumlee lub Davis-Vonleh. Niestety, żaden z tych dwóch lineupów Blazers nie pomaga.
Nie rozumiem natomiast dlaczego Chris Kaman oddał 7 rzutów, dlaczego dostawał podania na blok, dlaczego to on i Plumlee byli pierwszymi opcjami Blazers w pierwszych 3-4 minutach meczu.
Al-Farouq Aminu gra dobry sezon; zdobywa 13 punktów, zbiera 7 piłek, ale w tej drużynie tyko dwóch graczy może kreować własny rzut kozłując jeden na jeden: Lillard i McCollum. Aminu stracił dzisiaj piłkę 3 razy, średnio popełnia 2 straty na mecz, ma tyle samo asyst co strat i za często ze spot-up shootera przechodzi w gracza, który nie potrafi podać w pick-and-rollu, który nie jest dobrym penetrującym, który ma problemy nawet z kozłem - sprawia wrażenie chaotycznie panującego nad piłką gracza. Na pewno są to pozostałości po Nicu Batumie, pewne setplays wymagają niskiego skrzydłowego na piłce, ale czy Blazers faktycznie potrzebują innych ball-handlerów niż dwójka podstawowych guardów? Nie miałbym nic przeciwko i nie będę miał, jeśli Aminu poprawi kozioł, jeśli wyniknie z tego więcej podań do strzelców bez krycia, jeśli pojawi się dwójkowa gra z wysokimi. Póki co, to trening; trochę przeszkadzający Blazers element.
Blazers nie przegrywają przez to meczów, ale tracą sporo punktów w tranistion i po stratach, kiedy ich najlepszy obrońca wraca do obrony jako ostatni, bo zakozłował się w rogu, lub nie trafił po penetracji.
Było sporo dobrej obrony z obu stron, ale też mnóstwo złego ataku. C.J McCollum atakował pick-and-rolle po których wychodził w góre i oddawała rzut, ale nie trafiał ich. Podobnie jak rzutów po penetracjach - tylko 1 celny z 3 - i ulubionych floaterów.
Damian Lillard cały czas gra z uwierającym kciukiem prawej dłoni. Trafił 10 z 21 rzutów, tylko 1 z 4 rzutów za trzy punkty, miał 6 asyst i 7 zbiórek, ale w crunch-time dostał dwa bloki - najpierw od Tima Duncana, później od Kyle'a Andersona - i w ostatnich trzech minutach, gdy Blazers zbliżyli się po rzucie Masona Plumleego na 3 punkty, nie trafił ani razu.
Spurs skończyli mecz runem 10-2. Najpierw Aldridge postawił zasłonę Ginobiliemu jakiej nie stawiał nawet w Portland i Manu trafił z lewego skrzydła na +5. Później równie fatalny w crunch-time McCollum zrobił/popełni/rzucił air-balla i znowu dwójka Manu-Aldridge wypracowała rzut z mid-range - Blazers podwoili wtedy Aldridge'a, zrobili to kilka razy w meczu. Spurs prowadzili siedmioma. Penetrującego Lillarda zablokował Duncan i na 1:10 Manu Ginobili trafił ze szczytu za 3 punkty na 10 punktów przewagi. Blazers mieli minutę na cud, ale Lillard w back-2-back penetracji dostał kolejny blok i na 12 sekund Kawhi Leonard, który
wcześniej w trzeciej kwarcie miał idealnie czysty dunk nad Masonem Plumleem, trafił za trzy punkty.
Noah Vonleh zagrał 22 minuty, ale był niewidoczny w ataku - trafił jeden rzut za trzy punkty - i bardzo, bardzo przeciętny w obronie. Boris Diaw, geniusz Boris Diaw grał hand-offy z Tonym Parkerem i parę razy łapał piłkę na szczycie, robił pump-fake, przechodził do kozłowania tyłem do kosza, spychał obrońcę pod obręcz, tam robił up-and-under i zdobywał punkty (12, 5/8)
Cliff Alexander miał 3 minuty niepewności i przyzwyczajanie się do gry w NBA. 0 punktów, 0 zbiórek; negatywny highlight początków kariery, kiedy wpadli na siebie on i Plumlee w walce o uciekająca piłkę. Alexander potrzebuje czasu, dużo, dużo rozegranych minut i być może gry na środku parkietu albo obok Meyers Leonarda, bo gra Lillarda i McColluma - chociaż obaj odnajdują się w panującym w paint tłoku - cierpi gdy spacing Blazers ogranicza dwójka wysokich bez rzutu.
To już 8 porażka Blazers i trzymajmy kciuki za bardzo wysoki pick w drafcie?
W środę o 2:00 Blazers zagrają w Houston z Rockets.