24 maja 2016

Oregon jest piękny

Portland Trail Blazers już po sezonie, zawodnicy na wakacjach, kibice  RipCity patrzą z mniejszym/ większym dystansem na "potańcówkę w mózgu" Drymonda Greena, która wydaje się być emanacją nieoczekiwanych kłopotów Warriors w starciu z Kevinem Durantem&Co oraz Bismarcka Biyombo, odzyskującego teren dla Toronto ( czyż Blazers nie powinni pozwolić sobie na chwileczkę zapomnienia i przepłacić go tego lata?). W każdym razie, korzystając z chwili  emocjonalnego wytchnienia, wszystkim miłośnikom Portland(i nie tylko), proponujemy edukacyjno-krajoznawczą wyprawę po stanie Oregon. Nawet jeśli do tej pory wasze uczucia do Oregonu nie wychodziły poza Rose Garden i czysto sportowe kwestie, ten tekst powinien to zmienić. Czytajcie i podziwiajcie- Oregon jest piękny
by @Lucero



Dwie wcześniejsze wizyty w Portland nie pozwalały na eksplorację całego stanu Oregon, chociaż
słynie on z tego, iż jest jednym z najpiękniejszych w USA. Inaczej było podczas wizyty numer trzy-
przez tydzień miałem nie ruszać się z okolic RipCity nie licząc jednodniowego wyjazdu do LA w
ramach programu odwiedzania skupisk rollercoasterów.

Zaczynam od trzech spraw pobocznych:

- przekroczenie granicy w Seattle wygląda zupełnie inaczej niż w NY czy też Chicago. Nie mamy tutaj praktycznie żadnych kolejek, wszystko odbywa się przyjaźnie i bardzo szybko. Jeżeli więc możemy to miło jest wybrać sobie takie mniej popularne miejsce, aby rozpocząć chociażby urlop w USA
 
- karta telefoniczna. To wcale nie jest taka prosta sprawa. Ja znalazłem już podczas
poprzedniego wyjazdu Simple Mobile działające w ramach TMobile i chwalę sobie. Pakiety
mamy duże (wybrałem 10GB za 40$) do tego rozmowy, które także czasami mogą się nam
przydać (chociażby 40 minutowa rozmowa z Delta Airlines po spóźnieniu się na samolot )
Oczywiście zasięg TMobile w USA jest lekko ograniczony na terenach nisko zaludnionych, ale to standard w USA. W najmniejszym miasteczku już nadajnik znajdziemy
 
- hotele. Pisałem już wielokrotnie, iż w stanie Oregon to dosyć skomplikowana sprawa
cenowa. Podczas wyjazdu numer dwa udało mi się złowić 4gwiazdki w centrum Portland za
rozsądną cenę, ale to był wyjątek. Przeważnie ceny krążą w rejonie 1000zł/noc. Trzeba skupić się na obiektach zlokalizowanych na przedmieściach z czego 75% to motele. Ja do moteli mam osobiste uprzedzenia, ale o razu zaznaczę, iż stan ten po ostatnim wyjeździe przemija.

Zaczynając:

Pierwsza noc w Portland była kluczowa ponieważ kończyła 30godzinny maraton złożony z przelotu na linii KIJÓW-AMSTERDAM- SEATTLE + podróż samochodem do PORTLAND + wyczerpujący doping w Moda Center podczas Game 3. Miało być więc w miarę komfortowo. Wybór padł na FairField INN & Suities by Marriott Portland Airport. Cena atrakcyjna- 100$. Jeżeli tylko mamy samochód to hotele lotniskowe są dobrą opcją w Portland, ponieważ lotnisko jest kilka minut autostradą od centrum. Sam hotel spełnił całkowicie oczekiwania, duży pokój, wielkie dobre łóżko, brak problemów z Internetem, Czysto i schludnie, co nie jest regułą. Do tego śniadanko. Z nowymi siłami wyruszam. Pierwszy cel to położony na obrzeżach Portland Cathedral Park.


 
 
 
 
Jest słonecznie, zresztą jak mogłoby być po wygranym meczu z GSW. Sam park wyróżnia się bardzo specyficznym widokiem na filary mostu- zdjęcia mam nadzieje oddają lekko klimat. Do tego bijąca po oczach zieleń, rzeka, idące przez środek poboczne tory kolejowe. Uciekam po godzince w stronę gór, aby na dzień dobry dotrzeć HWY30 w rejony pięknych wodospadów.
 
 
Jadę leniwie delektując się pięknem przyrody- wreszcie jest na coś czas. Po prawej lekkie góry oraz las, po lewej rzeka Columbia, która równocześnie jest granicą stanu. Oczywiście do tego wszystkiego muzyka radiowa czyli coś czego unikam w Polsce. Nie zaskoczę chyba nikogo jak powiem, iż to co grają w Portland jest mieszanką idealną. Najlepsze radio na świecie- 105.9 THE BREW. Minimalnie wzrasta zachmurzenie, ale do deszczu droga daleka. Na dzień dobry docieram do wodospadu MULTNOMAH. Jest trochę turystycznie, ale spokojnie można zaparkować i bez większego trudu udać się na tarasy widokowe. Oczywiście każde takie miejsce okraszone jest kilkoma szlakami, ale z uwagi na konieczność zwiedzenia większego terenu Oregonu odpuszczam sobie owe propozycje.
 

Dosłownie kilka kilometrów dalej odnajdujemy trochę mniejszy wodospad HORSETAIL, przy czym trzeba powiedzieć, iż to tylko dwie główne atrakcje. Wodospadów mniej efektowych jest tutaj o wiele więcej.



Po kilku minutach delektowania się szumem wody wyruszam w nieznane. Punktem docelowym jest tylko nocleg w mieście BEND (160mil od PORTLAND)- co będzie działo się wcześniej pozostanie efektem losowego spoglądania na mapę lub wizualnego wybierania sobie celu. Pierwszym staje się zaśnieżona góra patrząc od lewej strony HWY30. Tutaj małe oszustwo, ponieważ znajduje się ona już w stanie WASZYNGTON. Górą okazuje się MT ADAMS. Podaje za WIKI

[Mount Adams  święte miejsce IndianAmeryki Północnej, góra w stanie Waszyngton. Dla Indian z plemienia Yakima ta święta góra to miejsce tradycyjnych pielgrzymek, modlitw, ceremonii, poszukiwania wizji i składania ofiar, wykorzystywane od czasów przed europejską kolonizacją Ameryki Północnej do dziś. Nazywali ją góra Pahto (lub Paddo albo Klickitat). Przejęta przez rząd federalny na przełomie XIX w. i XX w., i włączona do obszaru chronionego Gifford Piechot National Forest. Po wielu latach protestów i apeli zwrócone Indianom Yakima w maju 1972 roku, jako drugi (po Blue Lake w stanie Nowy Meksyk) obszar świętych ziem Indian zwrócony w USA w naturze grupie tubylczych Amerykanów.]


Docieram do miasteczka HOOD RIVER i w tym miejscu inwestuje 1$ w most, dzięki któremu jestem po chwili w stanie WASZYNGTON. Nadmienię tylko, iż przez most jechałem naprawdę z duszą na ramieniu. Nie dość, że wiatr chciał koniecznie zepchnąć mnie do rzeki to jeszcze metalowa nawierzchnia powodowała, iż pewniej czułbym się na łyżwach. Otuchy dodawał tylko 105.9 THE BREW.
W stronę MT ADAMS podążam 141. Niestety ma ona dwa minusy. Po pierwsze ginie zasięg telefoniczny a po drugie także moje ukochane 105.9. Plusów jest jednak więcej za oknem. Docieram do małego miasteczka Trout Lake i czujnie tankuje (mniej czujny będę dzień później). Przy okazji spoglądam na lokalną knajpkę, którą obieram jako powrotny cel jedzeniowy.


   Do góry coraz bliżej, chociaż gdzie ją zaatakować drogowo pojęcia nie mam
 
 
Bak pełny, samochód z napędem na cztery koła, więc czuje się w miarę pewnie. Do tego ulubione paluszki oraz dwie butelki wody. Przygotowany jak nigdy….
Uderzam w pewnym momencie w prawo mając nadzieje, iż doprowadzi mnie to w jakiejś ciekawe miejsce. Po kilku milach kończy się asfalt i zaczyna droga leśna- dobrze jednak utrzymana i raczej zachęcająca do skorzystania z jej uroków. Stawiam sobie cel, iż jadę max 30 minut i w razie czego zawracam. Po 20 minutach spotykam auto jadące w drugą stronę co mnie już totalnie uspokaja, pomimo, iż robi się trochę bardziej wąsko. Rzeczywiście mniej więcej w 30 minucie osiągam ostatni leśny parking i po zrobieniu kilku zdjęć uciekam w drogę powrotną. Do obranej knajpki docieram, o dziwo, bez żadnych przygód i niespodzianek. To do mnie niepodobne.
 
Knajpka okazała się całkiem miłym miejscem, chociaż raczej oscypka nie oferowali. Korzystam z tutejszego WI-FI dając światu znać, iż żyje i ładuje mapę na telefon wiedząc, iż z zasięgiem mogą być później kłopoty. Cel to drugie pasmo górskie, już w stanie OREGON, które charakteryzuje się kilkoma polecanymi jeziorami. Zaznaczam i ruszam- oczywiście przez ten sam most za 1$. Na mapie wynajduje schowany w środku niczego LOST LAKE RESORT


Cóż mogę powiedzieć. Uwielbiam takie góry. Może to Bieszczady a może bardziej Karkonosze. W każdym razie czujemy się swojsko. Chociaż kilkadziesiąt mil do LOST LAKE RESORT, to narzekać nie ma na co. Droga idealna, widoki piękne, do tego słoneczko i idealna temperatura. Żadnej męczącej wilgotności. Jak w Polsce.
 
 
Docieram do celu. Piękny ośrodek z drewnianymi domkami. Oczywiście punktem głównym schowane w górach jezioro. Mamy od razu kilka szlaków, ale z uwagi na fakt, iż jesteśmy już w drugiej części dnia a droga wciąż daleka spędzam tutaj 30-40 minut.
 
 

Po LAKE RESORT cel jest już bardziej konkretny. Mam do zobaczenia jeszcze centralnie położony szczyt MT HOOD, być może jeszcze jedno jeziorko i już zapewne po zmierzchu jazda do BEND. Ruszam w kierunku zaśnieżonego MT HOOD mając do wyboru górską drogę „na skróty” i dłuższą, którą już w części pokonałem. Jako, iż skrót jest jednokierunkowy jednak rezygnuje- to efekt pewnej wyprawy w Chorwacji i skrótu drogą przez górę „św Raka”. Za WIKI
[Mount Hood lub Hood  stratowulkan w USA, w stanie Oregon, położony 80 km na zachód od Portland. Jest to najwyższy szczyt stanu Oregon. Obecną nazwę szczytowi nadał w 1792 roku William Robert Broughton, członek ekspedycji kapitana George Vancouvera. Nazwa została nadana dla uczczenia nazwiska brytyjskiego admirała Samuela Hooda. Uhonorował go w ten sposób kapitan Broughton, który badając pacyficzne wybrzeża Ameryki Północnej 30 października 1792 roku odkrył szczyt dla europejczyków. Ostatnia potwierdzona erupcja miała miejsce w 1865 r., choć prawdopodobnie później była jeszcze jedna w 1907 roku, natomiast ostatnia aktywność sejsmiczna została potwierdzona w 2002 r.Miła ona siłę magnitudy 4,5 w skali Richtera a epicentrum znajdowało się na głębokości 6 km, w odległości 4,5 km na południe od środka wulkanu. Oprócz trzęsień ziemi o wciąż istniejącej aktywności wulkanu świadczą występujące na wierzchołku fumarole. Mount Hood jest jednym z najczęściej zdobywanych szczytów w Ameryce Północnej, których wierzchołek pokrywają lodowce. Popularna trasa wspinaczkowa (The South Side Route), o długości 4,8 km zaczyna się w pobliżu hotelu Timberline Lodge na wysokości około 1770 m n.p.m. Hotel Timberline Lodge był miejscem ekranizacji słynnego filmu Stanleya Kubrickaz 1980 roku, z Jackiem Nicholsonem w roli głównej pod tytułem Lśnienie. Na zboczach Mount Hood są dwa ośrodki narciarskie:

Timberline Lodge jest położone na południu, w połowie wysokości tras narciarskich a wyciągi sięgają wysokości 2600 metrów n.p.m. Część górna ośrodka jest czynna cały rok. Drugi ośrodek, powierzchniowo większy - Mt Hood Meadows ski resort, leży od strony południowo-wschodniej Mount Hood i oferuje trasy narciarskie do wysokości 2230 m n.p.m.]

 


 

Do dobrych miejsc zdjęciowych staram się dotrzeć używając drogi dojazdowej do ośrodka narciarskiego- wita mnie mrozik i śnieg, ale także sieć 4G. Krótki spacer, spojrzenie na trasy narciarskie i dzięki Internetowi jeszcze wytyczenie drogi do jeziorka TRILLIUM. Sam ośrodek prezentuje się solidnie i całkiem przyjemnie

 


 


 

TRILLIUM LAKE to już ostatni dzisiaj przystanek. Ładne Jeziorki z pięknym widokiem na MT HOOD. Sporo miejsc do biwakowania, można spokojnie rozpalić w wyznaczonych miejscach ognisko i jest kilka grup, które sobie tak siedzą i biwakują. Wszędzie oczywiście czystko, żadnego polskiego śmiecenia. Z ciekawostek powiem tylko, iż moją wyprawą zainteresował się nasz THE LEGEND- efekt:
 

Do BEND docieram w rejonie godziny 23, akurat tak, aby zdążyć na otwarcia sesji w Eurolandzie. Nocuje w wysoko ocenionym motelu CASCADE LOUNGE za 65$ i rzeczywiście trudno się do czegoś przyczepić. Wszystko czego chcemy tutaj mamy a co najważniejsze jest normalna duża łazienka i wygodne łóżko


Dzień drugi poświeciłem na drogę powrotną do PORTLAND zatrzymują się to tu to tam. Czasu jednak wiele nie było a ekscytacja meczem numer 4 tak duża, iż do PORTLAND człowiek leciał jak na skrzydłach. Oczywiście nie licząc tego, iż był problem ze skrzydłami. Najpierw mapka
  
 
 

Przyznaje się bez bicia- zapomniałem trochę o zatankowaniu a po wpakowaniu się w góry nie za bardzo chciałem się wracać….ale przecież tutaj są jakieś mieściny a w nich musi być stacja. Niestety nie było mieścin. Włączenie rezerwy trochę nastroje wyostrzyło a jak pojawił się napis, iż do kolejnego miasteczka jest 50 mil krętej górskiej drogi to problem zrobił się cokolwiek poważny, szczególnie, iż zasięgu tutaj żadnego a i ruch jakby taki trochę ograniczony.


Ratunek przyszedł dosyć niespodziewanie- otóż w środku niczego znalazł się ratunkowy oddział bazujący na mini-lotnisku SANTIAM JUNCTION. Podarowano mi 2 galony paliwa, abym dotarł jakoś do najbliższej (30mil) stacji benzynowej. Zaznaczę tylko, iż bezpłatnie. Emocji trochę było, ale wszystko jak zawsze skończyło się dobrze
     
Po meczu życia w Portland (GAME 4 z dogrywką) przyszedł czas na zobaczenie, co stan OREGON prezentuje w kierunku wybrzeża. Noc spędzam w HOWARD JOHNSON AIRPORT chociaż miałem w innym motelu- niestety przez emocje na GAME 4 pomyliły mi się daty…. Motelo-Hotel ogólnie nie był zły (74$) trochę tylko irytowały mnie chodzące mrówki. Na szczęście korytarz ich wędrówki wiódł przez biurko i mój laptop a do łóżka raczej nie skręcały. Miło.
Kolejna niespodzianka rano. Standardowo rezerwuje samochód w cenie jak zawsze śmiesznej po czym przy odbiorze okazuje się, iż niestety nie ma tego, który wybrałem. Jeżeli jednak będę tak miły to może zgodziłbym się na stojącego tutaj Mercedesa C300. Powiem szczerze, iż długo musieli mnie prosić, ale w końcu jakoś się zgodziłem
Jak już po 30 minutach doszedłem do tego, gdzie w tej maszynie włącza się „DRIVE” to z łatwością przyszło mi znalezienie przełącznika trybu pracy. Poszedłem w kierunku SPORT++. W takich okolicznościach przyrody - WYBRZEŻE. Nie muszę mówić, iż niebo bezchmurne a słoneczko operuje - ja się pytam, kiedy niby są te dni deszczowe w PORTLAND?


Cel C300 + 105.9 BREW
     


Dwa dni temu było przyjemnie, ale teraz….. podróż jeszcze bardziej emocjonująca, no trochę się samochodem pobawiłem. Piękna droga na wybrzeże, las, małe osady. Docieram do PACIFIC CITY kierując się na parking przy plaży. Cóż mogę powiedzieć… chyba wystarczą zdjęcia. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze dodać doskonałe jedzenie w tutejszych knajpkach. Kręcę się po kilku miejscach, zwiedzając także położoną trochę dalej latarnie morską i po 3-4 godzinkach powrót do PORTLAND na GAME 5 (tym razem na wyjeździe)


OREGON JEST PIĘKNY
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
@Lucero

16 maja 2016

5 na 7: Po zaskakująco dobrym sezonie

Portland Trail Blazers zakończyli , zaskakująco dobry dla siebie oraz swoich fanów,  sezon 2015/2016. W imponującym  stylu, biorąc pod uwagę skalę przedsezonowych zmian,   przeszli się pewnym krokiem po   spatologizowanym w tym roku  Zachodzie, by dotrzeć do playoffów, w których najpierw zdziesiątkowali Los Angeles Clippers, a później postawili w stan najwyższej gotowości Golden State "73-9" Warriors.  Czas na pierwsze podsumowania dokonań ekipy Terry'ego Stottsa  oraz lekkie spojrzenie w ekscytująco zapowiadającą się przyszłość.
Zanim jednak nasze resume, chcielibyśmy podziękować całej społeczności BlazersPL . Dzięki waszej aktywności-kilkaset odsłon każdego nowego tekstu, dzięki licznym komentarzom, nasza skromna robota  nabiera sensu, a polski oddział BlazersNation ciągle żyje i myśli nad rozwojem. Dlatego mamy prośbę. Na adres blazerspl@gmail.com  ślijcie pomysły, usprawnienia,  które mogłyby uczynić blog lepszym. Wszystkie uwagi zostaną zarejestrowane, a te najciekawsze oczywiście wykorzystamy. NeverDoubtRipCity!
 
Mikroskala

1. Największy pozytyw sezonu poza  ogólnym bilansem i postawą w playoffach

clydetheglide: "Dobra zmiana" - tym razem na poważnie. Oczyściliśmy skład z wysokich kontraktów - zmanierowanego i pewnego swojej pozycji Batuma, przeciętnego centra Lopeza, ciężko kontuzjowanego i żądającego podwyżki Matthewsa i all-star Aldridge'a, który nie będzie miał tytułu z SAS i nie pasuje mentalnie na lidera drużyny zdobywającej tytuł (a poza tym jego izolacje zabijają ball movement i transition). Pozwoliło to walczyć młodym głodnym gry zawodnikom na maksa - a walka o rozwój, kontrakty i pozycję w NBA to sól tej ziemi. Harkless, Crabbe i Aminu wystrzelili.

Jędrzej Mirowski: Rozwój, rozwój i jeszcze raz...rozwój. McCollum i Crabbe  dostali wreszcie większe minuty gry i pokazali, że mogą stanowić ważny element przyszłości tej drużyny. Brak postępów w grze Leonarda trochę martwi, ale z drugiej strony - PTB mogą zatrzymać go za mniejsze pieniądze. Vonleh, Plumlee i Aminu - żaden nie ma jeszcze skończonych 26 lat. Przyszłość Blazers wygląda naprawde obiecująco.

Piotr Sitarz: Rozwój. Wszyscy gracze Blazers, może nie licząc Chrisa Kamana i tych grających tylko w garbage-time, czyli wszyscy ważni zawodnicy w rotacji, zagrali swoje najlepsze sezony w krótkich karierach. Lillard był w Top10 głosowania na MVP sezonu, CJ McCollum wygrał MIP, Allen Crabbe pewnie powalczy o tę nagrodę za rok, a być może o statuetkę najlepszego rezerwowego. Mason Plumlee i Moe Harkless pokazali, że ich zespoły popełniły mały, nie mały, ale zawsze błąd nie zatrzymując ich, a Al Farouq Aminu sprawił, że jego kontrakt wygląda jeszcze lepiej. Problem jest jeden: czy Ci wszyscy utrzymają to w przyszłym roku, czy też będą grali w Portland. Jest jednak we mnie duża dawka optymizmu, bo dlaczego nie?

Andrzej Tropaczyński: Bardzo dobra gra tych, po których się takiej gry nie spodziewaliśmy. Można było przypuszczać, że ktoś z grupy Harkless, Crabbe, Plumlee wypali, ale że każdy z nich pokaże tyle dobrej gry trudno było przewidywać. Wielkie propsy dla trenerów i naszego lidera, że klimat
Blazers sprzyjał takiemu rozwojowi.

ptb: Atmosfera w drużynie. Widać że to zespół ludzi, którzy chcą przekraczać granice (kilka przekroczyli w tym sezonie) i to chyba najbardziej wypaliło


Łyżka musztardy w nutelli

2. Co Cię najbardziej rozczarowało w sezonie 2015/16?

ptb: Damian Lillard. Materiał w sumie na osobny artykuł. Ale niech ktoś wymieni jeden mecz, który nam wygrał w tym sezonie. W serii z GSW: fatalna kwarta w meczu nr 2 i złe decyzje w ostatnich akcjach meczów nr 4 i 5. O ile PTB dorośli do wygrywania nawet z GSW, o tyle Lillardowi do Curry’ego brakuje jeszcze bardzo wiele. Niestety nie tylko do tego nadczłowieka

Andrzej Tropaczyński: Nieco rozczarował mnie Vonleh. Może za wiele oczekuję, bo ma dopiero 20
lat, ale liczyłem jednak, że pokaże więcej. Tylko mały kroczek (o ile w ogóle) zamiast kroku w przód zrobił też Leonard, choć tu dwie kontuzje barku nie pomagały.


clydetheglide: Przegrywane końcówki spotkań. Rzadko kiedy udawało się zdobyć crunch-time. Niedoświadczeni gracze czy brak jeszcze doświadczenia trenera w wygrywaniu niespodziewanym ustawieniem i usprawnieniem? Zobaczymy za rok.
Piotr Sitarz: Błędy Lillarda w końcówkach spotkań. Przede wszystkim ten jeden w Game 5 z Warriors, w którym CJ McCollum był gorący, ale Lillard wolał sam kończyć mecz. Rozumiem to, bo przez całą karierę kończy prawie wszystkie crunch-times biorąc piłkę we własne dłonie, ale też nie zawsze hero-ball wygrywa mecze. Czasami warto podać, czy oddać piłkę w ręce kogoś, kto po prostu trafił 3, 4 poprzednie rzuty.
Jędrzej Mirowski: Meyers Leonard i jego brak postępów...chyba. To był naprawdę (zaskakująco) dobry sezon w wykonaniu całej drużyny i ciężko się do czegoś przyczepić.
Oczywista oczywistość ?

3. Twój MVP zespołu
Andrzej Tropaczyński: My MVP's dropping dimes...
ptb: Wyczerpałem oczywistą oczywistość punkt wyżej więc muszę wymyślić coś jeszcze bardziej kontrowersyjnego. Stawiam wiec na Mo Harkless. To jego wejście do pierwszej piątki podniosło wartość drużyny. To jego wszechstronność zaskoczyła rywali. W pojedynczych meczach oczywiście MVP były inne, czasami krytykowane postacie, jak Plumlee w końcówce serii z Clippers i Aminu w wygranym meczu z GSW. Ale moim zdaniem to Mo zrobił różnicę.
clydetheglide: Terry Stotts i Damian Lillard (50/50). Byłbym bardziej pewny Damiana, gdyby nie to, że kładł końcówki spotkań oraz siłował kontestowane rzuty ponad miarę. Z kolei Terry to nr 2 wśród trenerów i sami widzieliście, jak to ulepił. Gdyby jeszcze materiał ludzki mu pozwalał na sklejenie F-16, a nie PZL-P.11


Piotr Sitarz: Terry Stotts. Bez trenera nie byłoby postępu. Bez postępu nie byłoby playoffów.

Jędrzej Mirowski: UNSTOPPABLE. CRAZY. UNREAL. Sprawdź na youtubie jakie przymiotniki znajdziesz przy nazwisku Lillarda, gdy wrzucają jego highlightsy.


Miss mrowiska

4. Wymień jedną przyczynę tak zaskakująco dobrej postawy Blazers

Piotr Sitarz: Ciężka praca. Tylko to przychodzi mi do głowy, którą w przeciwieństwie do ludzi z Portland spuściłem jeszcze przed sezonem. Mieli dużo szczęścia, że zespoły w konferencji zachodniej posypały się w sezonie regularnym i w playoffach, ale nie odbiorę Blazers tego co wyjeździli na swoich tyłkach w obronie i w ataku szczęściem, zrządzeniem losu itd. Wiara w umiejętności, harówa dzień po dniu, rezultat.

Jędrzej Mirowski: Weź kilku młodych chłopaków. Powiedz im, że w tym sezonie będą obrywać co mecz. Powiedz, że sezon skończą z 22-60. Powiedz im, że będą ssali niemiłosiernie.
Nic tak nie motywuje do osiągania wyników jak negatywne opinie innych ludzi. To napędza. I naprawdę wierzę, że był to jeden z powodów takiej postawy tych młodych chłopaków. Jasne - kontuzje wśród rywali do walki o PO i doświadczenie trenerskie Stottsa zrobiły swoje, ale nikt nie powie, że nie zasłużyli na to co osiągnęli. A osiągnęli naprawdę dużo.

Andrzej Tropaczyński: Wymienię trzy. Terry Stotts, Rain Bros  dużo słabszy w tym roku Zachód

ptb: Zaskoczenie rywali. Byliśmy takim beniaminkiem, którego wszyscy lekceważyli, a jak już się połapali to było za późno. To niestety nienajlepsza prognoza, bo w drugim sezonie beniaminek ma zawsze dużo trudniej.

clydetheglide: Patrz odpowiedź nr 1 i 3. Plus Moda Center. Tutaj się nie tankuje.


Orgazm

5. Twój ulubiony moment „Blazers 2015/16”


 ptb: Pogrom GSW w meczu sezonu zasadniczego


clydetheglide: Takich jeszcze nie było. Będą może w przyszłości. Otarł się o to mecz nr 3 wygrany z GSW i początek meczu nr 4 (21-5) dający nadzieję na wielki wynik. Co zniszczył Curry.
Andrzej Tropaczyński: Nie mam jednego momentu. Na pewno podobało mi się jak drużyna postawiła się Warriors
Jędrzej Mirowski: Długo nad tym myślałem - youtube trochę pomógł. Mecz z OKC z 10-ego stycznia. 17 punktów Lillarda w 3 minuty. A ludzie zachwycają się Currym, który do 17 punktów potrzebował aż 5 minut. Dla zapominalskich szybki skrót: https://www.youtube.com/watch?v=pHdcIg6NiuE 
Piotr Sitarz: 51 punktów Damiana Lillarda przeciwko Golden State Warriors. Będę wracał do tego bo była to odpowiedź na groteskę związaną z Meczem Gwiazd na jaką czekałem - sportowa, bez listów, komentarzy, wywiadów: parkiet i tylko parkiet. Był to chyba też ten moment, w którym - przynajmniej w moim przypadku - wizja playoffów zaczęła wyglądać całkiem realnie, ale też potężny impuls dla zespołu, że da się powalczyć o coś więcej niż pick w drafcie czy wymęczone 8. miejsce.


Większe dobro


6. Zatrzymanie, którego z FA: Harkless, Kaman, Leonard, Henderson, Crabbe, Roberts uznajesz za priorytetowe?

Andrzej Tropaczyński: Crabbe, Harkless, Leonard- każdy z nich zależnie od ceny. Henderson i Roberts raczej nie wrócą

ptb: W kolejności: Harkless, Crabbe , długo długo nic i Leonard, długo nic, Roberts, a na szarym końcu Henderson

clydetheglide: Tylko Harkless i Crabbe.

Piotr Sitarz: Crabbe. Zdecydowanie, zwłaszcza po tym jak radził sobie w obronie grając pierwsze poważne minuty w NBA w swojej karierze. Trafiał ponad 50% rzutów za trzy w serii z Golden State Warriors i nie obrażę się na Blazers jeśli zapłacą jemu, a nie Hendersonowi czy odpuszczą weterana kosztem młodego perspektywicznego gracza. Również dodam, że nie rezygnowałbym z Meyersa Leonarda i szczęście w nieszczęściu, że zdarzyła mu się kontuzja, ponieważ być może jego wartość na rynku, która spadła, pozwoli zatrzymać go w Portland na racjonalnych warunkach

Jędrzej Mirowski: Kaman i Henderson zrobili swoje, ale ich czas w tej drużynie minął. Crabbe dostanie dużą wypłatę w wakację i nie wiem, czy powinniśmy wyrównywać ofertę, jeśli przekroczy 10 mln/y. Harkless i Leonard sa do zatrzymania za rozsądne pieniądze i wydaje mi się, że na nich powinniśmy się skupić. Btw - pytanie do komentujących - Vonleh,Leonard, Plumlee i Davis. Którego z tej czwórki podkoszowych Blazers mogą oddać?



"Wujek dobra rada"


7. Co powinni zrobić Blazers, aby stać się contenderem?

Jędrzej Mirowski: Czekać na rozwój graczy i szukać okazji do pozyskania drugiej gwiazdy. Blazers maja w tym momencie mnóstwo młodego talentu, na który z pewnością znaleźliby się chętnie menadżerowie w tej lidze. Być może jakaś drużyna chcąca wejść w przebudowę będzie gotowa oddać gwiazdę za kilka młodych talentów? Pamiętajmy, że ta drużyna jest bardzo młoda i nie ma żadnej potrzeby przyśpieszenia procesu. Nic na siłę.

Piotr Sitarz: Może nie contenderem, ale lepszym zespołem. Dodać podobnych, ale zdecydowanie lepszych graczy na pozycje 3-4-5 - kogoś kto może kozłować w pick-and-rollu na dobrym poziomie - a także wzmocnić ławkę oraz backup dla pary Lillard - McCollum. Dużo, ale Neil Olshey wie co ma zrobić, a czego nie. Jest zresztą bardzo dobry w swojej pracy.

clydetheglide: Wzmocnienia na poz. 4 i 5 (zwłaszcza 5) oraz perspektywiczny i poukładany point guard, żeby dać więcej odpocząć Lillardowi oraz pozwolić CJ-owi zdobywać punkty, a nie prowadzić piłkę - to znacznie usprawni momenty, gdy gramy z ławki.

ptb: Ponieważ „wypaliło” rok temu, to może wywalmy Lillarda, McColluma, Aminu i Plumlee, a w zamian kupmy jakiś niesprawdzających się w innych zespołach graczy? … żart
Osobiście skupiłbym się na potencjale, który mamy. Myślę że można wykorzystać w większym stopniu Vonley’a. Jakby się dało to zatrzymałbym również Leonarda. Innym pomysłem jest Crabbe’a w pierwszej piątce za McColluma, który byłby jokerem.



Andrzej Tropaczyński: Powiedziałbym, że wybrać w drafcie Draymonda Greena bis, ale wyboru w drafcie brak. Tak więc zaopatrzyć się w cierpliwość i nie próbować tego contendera zbudować na siłę już teraz. Bucks i Phoenix say hello!

Ps W komentarzach, oczywiście,  czekamy na Wasze opinie

12 maja 2016

Godne pożegnanie

Blazers @ Warriors (1-4) 121-125
Skazywani na pożarcie w sezonie zasadniczym.
Skazywani na pożarcie w I rundzie PlayOff.
Skazywani na pożarcie w rywalizacji z najlepszą drużyną NBA.

PORTLAND TRAILBLAZERS

Zadziwili koszykarski świat znakomitym sezonem, wykorzystali niedyspozycję przeciwnika, a na pożegnanie sezonu stoczyli pasjonujący bój z faworyzowanym rywalem.

10 maja 2016

Dogrywka w sosie Curry

Warriors - Blazers (3:1) 132-125 OT
TrailBlazers wygrywali czwarte spotkania w ostatnich sześciu seriach, nawet wtedy jak byli niemiłosiernie gnębieni przez Spurs, czy Grizzlies. Z drugiej strony Golden State Warriors jeszcze w tym roku nie przegrali dwóch meczów z rzędu. Ale takich „worries” jak w tym meczu, to nie mieli od dwóch sezonów.