2 grudnia 2013

Wygrana z Lakers


 
Portland Trail Blazers. 14-3. Wes Matthews jest zimny i nie łapie się na hype jaki rozkręcili Blazers runem 11-0. We're not a 'cool' team. I tak i nie. W meczu z Lakers pierwsza kwarta i przetrwanie w ostatnich minutach, gdzie ci gorsi - dwudziesty pierwszy wiek - gracze z Los Angeles zdążyli doprowadzić do jednego punktu straty, mogą zakręcić się obok cool. Reszta to zdecydowany śmietnik z runem Lakers 24-5 na czele. Trzeci mecz z Suns, przegrany pomimo przewagi 17 punktów, wyszedł z szatni w Staples Center razem z Blazers, którzy od czasu do czasu dławili się indykiem i highlightami Gorana Dragica.


Poza Rose Garden Blazers wygrali 8 z 10 spotkań. Czarować będziemy się po ewentualnej wygranej w Oklahomie dopiero 31 grudnia, w który Blazers weszli od zwycięstwa z Lakers 114-108. Terminarza na cały "miesiąc przed styczniem" jest trudniejszy. Nie znaczy to jednak, że będziemy płakać i TOP4 konferencji zachodniej odskoczy na kilka spotkań, są must-winy z 76ers, Cavs, Jazz może Pelicans po nieszczęściu Anthonego Davisa. Do Portland przyjadą Heat, Clippers, Rockets, Thunder i już dzisiaj Pacers. Back-2-back dla obu teamów. 

Damian Lillard miał dzisiaj 26 punktów i 9 asyst. W trzeciej kwarcie rzucił 11 oczek, a Portland wygrali ją 41-24 otwierając ostatnie 20 minut z wynikiem 94-74. Wtedy cuda, panie cuda zaczęły się dziać. Wesley Johnson grał w siatkówkę z Lillardem, Lakers i ich fani byli w niebie, Kobe Bryant czuł się zapomniany, ale to wciąż Blazers byli kilka punkcików do przodu. Na niecałe 3 minuty do końca Lillard trafił wielka trójkę z lewej strony po podaniu Batuma na 104-100 i ta zła niepewność wreszcie odeszła. Lakers próbowali gonić, ale Wesley Matthews rzucił pięć punktów w kilkanaście sekund i było po meczu, który powinien skończyć się już w pierwszej kwarcie. 

Portland prowadzili 19-2 w pierwszych minutach, ograniczając Lakers do jednego celnego rzuty z gry na dziesięć prób. Blazers chcieli być jak 76ers w pierwszym meczu z Heat i powoli gubili przewagę. Nick Young miał swój swag w dunku nad Freelandem, który zaliczył dość przyzwoity występ na 6 punktów i 5 zbiórek. Robin Lopez miał double-double (12/12) i śliskie dłonie, ale frontocourt Blazers swój hipsterski szyk pokazał gdy na boisku pojawił się The Entertainer - Robert Sacre. Uwielbiam gości, którzy dla ligi i 90% kibiców mogliby ścierać pot z parkietu lub biegać z preclami, ale jednak znajdują się w rosterze jakiegokolwiek teamu mając kilka uroczych chwil. 
Robert Sacre - 12 punktów,7 zbiórek w 24 minuty - poprzestawiał kilka razy Lopeza i Freelanda pod koszem tworząc niekomfortową aurę i pytanie: co wy kurwa robicie?

Nicolas Batum po raz kolejny był bliki triple-double. Tym razem zdobył 9 punktów i miał tyle samo asyst oraz zbiórek. Wesley Matthews trafił 3 na 5 za trzy i wciąż rzuca na ponad 50% skuteczności. LaMarcus Aldridge w 13 meczach tego sezonu rzucił 20 lub więcej punktów. Dzisiaj trafił 11 z 19 prób na 27 punktów, będąc po raz kolejny królem mid-range. 7-13 z półdystansu, 4-5 spod kosza i niezła gra w obronie na Paulu Gasolu (3-15/6). MVP spotkania. 

Ławka zawiodła. Stotts wrócił do dziewięcioosobowej rotacji, ale czterech rezerwowych zdobyło tylko 23 punkty na miernej skuteczności. Ważniejsze jest jednak brak energii i sixth-mana ciągnącego grę. Tego nie widzimy już od kilku spotkań zdecydowanie uratowanych przez graczy z pierwszej piątki. Mo Williams zaliczył spory spadek formy od czasu tripu po wschodzie. Dzisiaj trafił tylko 3 rzuty z 8 i miał 3 straty.

Blazers stracili ponad 100 punktów po raz ósmy w tym sezonie. W paint znowu oddali ponad 40 oczek (44) i są jedną z najgorszych drużyn w bronieniu pola trzech sekund. Zobaczymy jak to będzie wyglądać w meczu z Pacers, którzy w pomalowanym zdobywają tylko 37 punktów - wciąż więcej niż Portland - ale Roy Hibbert samą masą powinien zakwestionować obecność kogokolwiek pod koszem na obu stronach parkietu. Mecz test dla Lopeza i w mniejszym stopniu dla Freelanda. 

Rose Garden. 4:00. 

p

4 komentarze:

  1. Anonimowy15:36

    No zobaczymy. Dwa najbliższe mecze mega trudne. 1 zwycięstwo przyjmę z radością, dwa oznaczałyby, że można marzyć nie tylko o dobrym RS.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10:54

    106-102 z paces win !
    kolejne 2 mecze, czekamy i liczymy na wygrana :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy11:02

    Tylko dzięki Lillardowi i jego trójce w Q4, po trzech z rzędu trójkach George'a w odstępie 1,5 minuty... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot12:26

    Mega zwycięstwo z Indianą, to był mecz jak w play offs. Jest świetnie :)

    OdpowiedzUsuń