6 stycznia 2014

Thomas Robinson jako center?


Portland Trail Blazers zaczęli sezon od porażki z Suns, ale te dobre noce, które zazwyczaj kończyły się zwycięstwami już w grudniu zaczęły stawać się zwyczajne. Staliśmy się i myślę, że wciąż jesteśmy dzieciakami z dobrego domu, które mają kupę szczęścia, że w 2014 roku ich Blazers są bardzo dobrym zespołem, który w 90% postrzegany jest jako - bądźmy ostrożni - kontender oraz tylko w 10% jako FLUKE i "to ci od: nie potrafimy oceniać potencjału" i "kontuzje? przyjedź do Portland". Tych negatywnych rzeczy nigdy nie zabraknie. Nawet gdy dwóch 90 letnich starców z Mirabella Portland będzie pochylać się nad grobem tego trzeciego, ktoś usłyszy: a pamiętasz pierwsze tabletki po urazach Sama Bowiego? Historia.

Mamy XXI wiek. Mamy (prawie) zdrowych Blazers. Mamy Neila Olsheya, Terry'ego Stottsa i kolejne pokolenia w Rose Garden, robiące co kilka dni tę samą atmosferę, która dominuje ligę, tak myślę, od ponad 40 lat. Organizacja trafiła w dobre ręce Paula Allena, który Jamesa Dolana mógłby bić linijką po zbrudzonych Isiahem Thomasem łapkach, ale to wszystko od ostatnich finałów zachodu, z małymi wyjątkami, zaczynało straszyć i Blazers byli tylko drużyną. Guess who's back?

Portland mają się dobrze, ale na końcu ławki od kilku spotkań siedzi jeden gość, który miał być pierwszym zmiennikiem LaMarcusa Aldridge'a - Thomas Robinson.

Numer piąty draftu 2012, to chłopak naznaczony tragediami w college'u. Przez traumatyczne wydarzenia zyskał fanów i wsparcie społeczeństwa, bo historie takie jak ta stawiają cie, czy tego chcesz czy nie, wyżej w hierarchii zainteresowania mediów, a co za tym idzie nakręca się na ciebie niemoralny zły hype. Jest jeszcze gorzej gdy wspomniany hype to większość co możesz zaprezentować na boisku. Thomas Robinson jest po tej drugiej stronie, ale wciąż nie znalazł swojego miejsca.

Robinson w jednym z wywiadów przyznał, że w Kings widział się w zupełnie innej roli. Nie spodziewał się częstego przesiadywania na ławce rezerwowych. Był przekonany, że samo wybranie w Top5 draftu oznacza, może nie status gwiazdy, ale miejsce startera. Zresztą na przykładzie tegorocznego draftu mamy w Top5 tylko jednego gracza, który w swoim teamie gra regularnie, ale oprócz Anthony'ego Bennetta i Cody'ego Zellera, którzy próbują być koszykarzami, pozostała dwójka dopiero wraca do zdrowia. Jednak czy oprócz Oladipo, ktoś z Top5 draftu mógłby dzisiaj zostać starterem w jakiejkolwiek drużynie NBA?

Złym znakiem są ostatnie wybory w loterii jeżeli chodzi o pozycję numer cztery. Sprawdziłem dwanaście draftów w latach 2000-2011 pod kątem silnych skrzydłowych wybieranych w Top5 i ich statystyk w drugim sezonie. Począwszy od roku 2000:

2000: Kenyon Martin, Marcus Fizer
2001: Pau Gasol
2002: Drew Gooden
2003: Chris Bosh
2004: Emeka Okafor
2005: -----------
2006: LaMarcus Aldridge, Tyrus Thomas, Shelden Williams
2007: Al Horford
2008: Kevin Love
2009: Blake Griffin
2010: Derrick Favors
2011: Tristan Thompson

W swoim drugim roku Robinson w 11 minut rzuca 5 punktów i ma 3.6 zbiórek per mecz. Z czternastu powyższych graczy tylko Shelden Williams miał gorsze statystki w swoim drugim sezonie, a w rookie season każdy z powyższych był lepszy - statystycznie - od Thomasa Robinsona. Sam widzisz w którym miejscu dzisiaj jest większość graczy i jak daleko byli i są dzisiaj przed Robinsonem, który powoli zaczyna być nazywany bustem, ale czy słusznie?

Trade do Houston, był pierwszą poważną oznaką, że gra w debiutanckim sezonie nie będzie materiałem na pierwsze strony Sports Illustrated. Po słabych 16 minutach na mecz w Sac-Town i niecałych pięciu punktach, w Teksasie Robinson zagrał tylko 19 meczów zostając jednocześnie na tym samym statystycznym poziomie, ale w tym przypadku to tylko cyfry. Deal z Portland, by zrobić miejsce dla Dwighta Howarda, był dość niespodziewany. Blazers na pozycji silnego skrzydłowego mieli i wciąż mają pod kontraktem trzech graczy. Aldridge'a, Freelanda, który od tego sezonu gra jako center i Victora Clavera będącego poza składem. Dzisiaj możemy do tej listy dołączyć Meyersa Leonarda, który zabrał minuty Robinsonowi będąc drugą wysoką opcją z ławki.

O problemach Robinsona oraz jego wadach i zaletach mogliście przeczytać tuż po świętach, jednak od tamtej pory nie doszło do żadnych zmian, więc mogę uznać je za aktualne. Na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni, T-Rob grał tylko 9 minut w garbage-time z Bobcats. To nie jest dobry omen i Blazers, a właściwie trenerzy ze Stottsem na czele, nie mają pomysłu na role Robinsona w zespole. Jednak w listopadzie w drugim meczu z Phoenix Suns, Terry Stotts przez kilka minut grał następującym lineupem: Williams, Lillard, Matthews, Aldridge, Robinson. Blazers wygrali to spotkanie po game-winnerze Lillarda, ale bohterem był Thomas Robionson z 15 punktami, 8 zbiórkami i wiadrem witamin. Ten pomysł to prawdopodobnie przy obecnym systemie Blazers jedyna droga do solidnych minut dla T-Roba, ale zaskakujące jest to, że Stotts przez prawie dwa miesiące nie sięgną po to rozwiązanie ani razu. Ktoś powie, że to Joel Freeland powinien być backupem dla Lopeza, ale czy jest to jedyna dobra opcja?

Robinson ma ten sam wzrost (208), ale waży pięć kilogramów więcej. Jest silniejszy, bardziej agresywny i wnosi mnóstwo energii na parkiet, co w przypadku Freelanda nie zawsze ma miejsce. W żaden sposób nie deprecjonuje umiejętności Brytyjczyka, bo robi w tym sezonie bardzo dobre rzeczy na obu tablicach, ale granie Robinsonem na piątce przeciwko silniejszym centrom może być niezłym planem B i wreszcie może klarownie określić zadania Robinsona w drużynie. Przejście pozycję wyżej spowoduję, że Aldridge straci jedyny backup, ale Blazers wśród wysokich i tak nie mają żadnego dobrego strzelca z mid-range, więc ten problem Stotts ma przy każdym zejściu Aldridge na ławkę. Próbuje to łatać smallballem z Batumem lub Wrightem jak stretch-4 i to jest kolejne ustawienie - wydaję mi się, że jescze lepsze - dla Robinsona. W dobie rozciągających grę silnych skrzydłowych i coraz szybszej gry, smallball Blazers wygląda w tym sezonie nieźle. Ekstremalny lineup z trzema guardami oglądaliśmy np. w meczach z Heat i Pelicans. Widać, że Stotts chce i będzie grał niskim składem. Przy dużych minutach Aldridge'a, Robinson może grać w smallballu jako klasyczny center rim-protector, ograniczając się w ofensywie do grania w paint. To może być dobre rozwiązanie, bo Blazers zyskują obronę pod koszem, dużo energii, kilka hustle plays, a także niezłego podającego. Nie wynika to bezpośrednio z asyst, ale Robinson potrafi dostrzec lepiej ustawionego partnera, co pokazywał już kilkukrotnie w tym sezonie.

Jego najpoważniejszą wadą - czego skutkiem są powyższe opcje - to kompletny brak rzutu. W tej sytuacji i przy ofensywie Blazers, Stotts nie miał innej możliwości jak uciąć minuty Robinsona, na rzecz chociażby Leonarda, który rzuca nieco lepiej z mid-range. Pozostaje kwestia czy trenerzy w Portland będą w stanie poprawić półdystans Robinsona na około 40%. Jeżeli organizacja wiąże z nim plany przynajmniej do zakończenia debiutanckiego kontraktu, powinniśmy już w tym sezonie oglądać Robinsona próbującego częściej rzucać z 4-5 metra, na niezłej skuteczność. Ej, Blake Griffin w pierwszych sezonach też nie miał rzutu.

Na koniec wracając do pytania z siódmego akapitu. Thomas Robinson nie jest bustem. Nie twierdzę tak dlatego, że jestem ogromnym fanem, ale wydaję mi się, że określanie Robinsona niewypałem po jednym pełnym sezonie i trzech klubach w 12 miesięcy jest pochopne. Poczekajmy, zwłaszcza że - przywołując statystkę, która jest w tym momencie na moją korzyść, a co - Robinson PER-36 minut jest graczem na 17 punktów i 12 zbiórek z bardzo dobrą obroną. Stay tuned.

Twitter

14 komentarzy:

  1. Behemot15:21

    Dziś debiutuje CJ. Ciekawe czy dostanie minuty od Stottsa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Stotts powiedział wczoraj coś w stylu, że nie jest do końca przekonany czy McCollum jest już gotowy na mecz w NBA. Nie spodziewam się dużych minut, ale gramy w Sac-Town, więc może w garbage-time? Do myślenia daje też fakt, że CJ będzie "actrive" kosztem Crabbe'a. Może to mała podpowiedz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot19:20

      Ciekawe z tym Crabbem. Gdy dostaje szansę ładnie trafia za 3 i wygląda na ogarniętego, a widać, że w rotacji jest za nieprzewidywalnym Bartonem. Chyba czegoś nie widzę, co trener widzi na treningach.

      Usuń
    2. pete21:30

      Stotts jest w tym sezonie słaby w rotowaniu składem. Crabbe może nie jest jeszcze graczem na 10-15 minut, ale dla mnie to jepszy SG od Bartona.

      Dość świeży temat. Andrew Bynum w Portland? Jakikolwiek sens?

      Usuń
    3. Behemot22:01

      Wg mnie żaden. Tylko by popsuł chemie w szatni, która być może jest właśnie tym co pozwala Blazers grać max. swoich możliwości.

      Usuń
    4. pdxpl23:51

      Bynum? nie. Sam przyznal, ze nie ma serca do tej gry. Moze wykrzesalby jeszcze troche ambicji gdyby trafil do ekipy z szansami na mistrzostwo Miami? OKC?

      Usuń
  3. clydetheglyde16:13

    A propos Robinsona: do czasu, kiedy T-Rob wchodził z ławki jako 3-4 opcja, mieliśmy wynik 23:5
    Jak wypadł z rotacji i pojawił się ten nieszczęsny (wiem... powtarzam się) Meyers Leonard, mamy 3:3
    Dla mnie wszystko jasne, panie Stotts. Nie potrzebujemy na zmianie wysokiego gracza z jedynie jump shotem z mid range, nam potrzebny jest... ENERGIZER, który skoczy, zbierze, dobije i da mentalnego kopa drużynie
    a propos McColluma - TS jest tak przywiązany do s5, że nie wierzę iż CJ pojawi się więcej jak jedynie w IV kwartach w przypadku blow out

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot16:29

    Myers nie wyglądał źle w ostatnich meczach (choć nie widziałem meczu z Philly). Wątpię żeby to on był winowajcą tego bilansu.

    OdpowiedzUsuń
  5. clydetheglyde17:48

    Nie twierdzę, że Leonard jest bezpośrednio winny tych porażek,ale oglądając Blazers widzę, że brak jest ENERGII, jaką z ławki dawał T-Rob. Ps powyższe liczby mówią same za siebie

    OdpowiedzUsuń
  6. Andrew18:40

    Leonard ma rzut może nienajlepszy ale jest zagrożeniem, ale w obonie to totalne drewno, mimo że ostatnio zbiera w defensywie. Natomiast Robinson to taki Power Energy, że chce się go oglądać, zbiera, broni, agresor, tyle że nie ma rzutu, jeśli miałbym postawić na któregoś z nich to stawiam na Robinsona, ja chce oglądać ten żywioł panie Stotts.
    Z drugiej strony może Freeland z Leonardem polecą w jakiejś wymianie w lutym, więc póki co się nie przejmuję, będe sie martwił jeśli nie znajdą się dla niego minuty po 20 lutego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy18:46

    Stotts powinien dac jeszcze raz sznse T-Robowi

    OdpowiedzUsuń
  8. pete19:03

    da. nie wydaje mi sie, ze Leonard bedzie drugim wysokim z lawki przez caly sezon. Robinson jeszcze w styczniu pewnie dostanie wieksze minuty

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomysł autora artykułu by ustawić T.Robinsona jako centra jest bardzo ciekawy.Sam o tym myslałem.
    Druga sprawa jako zmienników LaMarcusa widziałbym Freelanda lub Clavera.
    Myers Leonard nie przekonuje mnie swoimi drewniamymi nogami w obronie.
    Po trzecie. C. J McCollum to gracz na którego bardzo licze i według mnie musi dostać minimum 15 minut w meczu.To będzie 10 gracz i wazne uzupełnienie rotacji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Behemot10:35

    T-Rob dziś zagrał i to w swoim najlepszym stylu. Swoją drogą nie macie wrażenia, że te 208 wzrostu jakie mu się przypisuje to jest co najwyżej w butach na koturnach? Freeland na oko jest co najmniej te kilka cm wyższy.

    OdpowiedzUsuń