22 listopada 2014

Świetny występ z Bulls i 6-te zwycięstwo z rzędu


Pamiętacie jak skończyło się ostatnie spotkanie Chicago vs Portland rozgrywane w Rose Garden Moda Center? Derrick Rose uszkodził sobie łąkotkę i zakończył swój "ToBędzieMójWielkiPowrót-sezon" już w listopadzie. Nie wiem, czy Bulls mają za złe Blazers, że tak potoczyły się losy ich poprzedniego sezonu, ale na pewno ich gracze nie będą po tym spotkaniu pałać do PTB wielką sympatią . Na parkiecie znów było niezwykle gorąco [Mike, ty draniu] i po raz kolejny kluczowy gracz Byków opuszczał go przy pomocy kolegów.

Byki nie przystąpiły do tego meczu w pełnym składzie. W ich szeregach zabrakło Derricka Rose'a [do tego, jak zgaduję, kibice drużyny z Wind City zdążyli się już przyzwyczaić] oraz Pau Gasola - motoru napędowego ich ataku w tym sezonie. Do wyjściowej piątki Blazzers powrócił z kolei Nicolas Batum. Osłabieni Bulls, niemalże w pełni zdrowi Blazers - to nie mogło się inaczej skończyć.

Nicolas Batum widocznie przeczytał dyskusję pod naszym poprzednim postem i rozpoczął mecz od dwóch świetnych penetracji. Blazers szybko udało się osiągnąć 10-punktową przewagę, a ich atak funkcjonował fan-tas-tycz-nie. Lillard rozdawał asysty [ aż 7 po 1 kwarcie] i trafiał trójki do spółki z .... Aldridge'm [ 2/2 w tym spotkaniu, już 7/14 w tym sezonie. Nasz czarny Dirk Nowitzki?]. Swoje w I połowie dołożył także Kaman - 8 punktów i Matthews - 10. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się rotacja z udziałem Chrisa Kamana - minuty, jakie może grać obok Lopeza,Freelanda, a nawet Aldridge'a są naprawdę ogromnym up-side'm nad tym co dawał nam Thomas Robinson.

Blazers zakończyli pierwszą połowę 18-punktową przewagę i absolutnie nie zanosiło się, że coś w tym meczu miało się odmienić. Tymczasem Mike Dunleavy Jr. postanowił zapewnić kibicom w Moda Center dodatkową dawkę emocji...


Skończyło się flagrantem dla White-Mike'a i technicznymi faulami dla Matthewsa i Brooksa. Niemniej cieszę się, że Wes doskoczył do Dunleavy'ego - to właśnie takie zachowania potrafią najbardziej wzmocnić więzi w drużynie - "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".

Lillard po meczu mówił o faulu gracza Bulls tak:
"Kiedy zacząłem oddawać rzut widziałem, że zbliża się do mnie i pomyślałem 'On nie ma zamiaru się zatrzymać.' Wszystko mogło się zdarzyć"

Wydarzenie to wyraźnie napędziło Blazers do przykręcenia śruby rywalom - po kilku kilku minutach gry prowadzili już 28-oma punktami. W dodatku parkiet musiał opuścić Taj Gibson, który skręcił kostkę i parkiet musiał opuszczać wsparty o ramiona kolegów.
105-87. Game over


W szeregach PTB najlepiej spisał się Damian Lillard - 7/9 z gry i 9 asyst, swoje cegiełki dołożyli także Aldridge - 16 punktów i 9 zbiórek oraz Robin Lopez - 12 punktów i 7 zbiórek. Niezwykle cieszy fakt, że Stotts wyciągnął pewne wnioski z zeszłego sezonu i nie eksploatuje już tak bardzo minut swoich starterów. Żaden gracz nie zagrał dzisiaj więcej niż  27 minut, mnóstwo czasu dla rezerwowych, pełna 13-osobowa rotacja.

Twarz kraśnieje, oczy świecą.
Bilans 9-3 i ster na wygraną dywizji [ Thunder są już 3-11].
Ten sezon może być lepszy niż 13/14.
Rip City, baby!

3 komentarze:

  1. pdxpl14:20

    LMA i jego dwie trojki , jak powiedzialby nie jeden spec od pilki nożnej w Polsce, ustawiły mecz;) Teraz wycieczka na mrożny Wschód.Tylko zwycięstwa!, hej Blazers tylko zwyciestwa!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy16:01

    Akcja na 9:10 przed końcem 3 kw. cud miód!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy00:19

    Kaman, Crabbe-największe zaskoczenie tego sezonu.
    RIPCITIZEN

    OdpowiedzUsuń