26 lutego 2015

Blazers trafili 51% rzutów i wygrali z San Antonio Spurs


Fantastycznie patrzyło się na pierwsza kwartę Blazers. Blokowali ścięcia, Tony Parker nie trafiał absolutnie nic. Blazers prowadzili 11 punktami na 3 minuty do końca, po wreszcie POWROCIE Nicolasa Batuma grającego obronę na Kawhim Leonardzie, blokującego penetracje wzdłuż lini końcowej, trafiającego swoje rzuty, podającego jak Kevin Love przez całą długość parkietu.  Batum był wszędzie. Miał drugi tak dobry mecz z rzędu i czy to nie czas mówić o robocie jaką zrobił odpoczynek? 15 punktów z 8 rzutów, 3-5 za trzy, 9 asyst, 4 zbiórki, 2 przechwyty i blok.

Spurs raz podwoili Aldridge'a na lewej stronie, ale jak po sznurku w 2 sekundy piłka znalazła się w prawym rogu, Wes Matthews nie trafił, ale to było jak ostrzeżenie. Spurs i tak ograniczyli Aldridge'a ciałem Borisa Diawa, Timem Duncanem i Aronem Baynesem. Trafił 5 z 19 rzutów, sprawiające dyskomfort oba kciuki przeszkadzały, ale Blazers cały mecz dogrywali mu piłke w post i kontynuowali ustawianie ataku wokoło swojego najlepszego gracza.

W ostatniej minucie pierwszej kwarty Batum trafili trojkę, potem przechwycił piłkę, wyprowadził kontrę i podał lobem do Arrona Afflalo na malutki run 5-0 i 16 punktów przewagi. Blazers wymusili 5 strat trafili 59% rzutów i w pierwszych 12 minutach byli drużyną którą chcemy oglądać.

Arron Afflalo ustawiał się w post-up od początku drugiej kwarty. Możemy przypuszczać ze Terry Stotts będzie korzystał z tego elementu gry częściej niż w przypadku Matthewsa. Leonard i Kaman stawiali wysokie zasłony, trójka guardow przesuwała się z jednej strony na druga robiąc małe San Antonio na ziemiach Oregonu oraz zostawiając dużo miejsca strzelcom, w tym Leonardowi.

Przy pierwszej i jedynej trójce Meyersa Leonarda, Damian Lillard wymusił mismatch i próbował dostać się bliżej obręczy mając przed sobą Arona Baynesa. Cory Joseph musiał kryć siedem stóp na obwodzie, ale zszedł bliżej paint, a Leonard trafił niekontestowany rzut. Blazers prowadzili 42-26 w 17 minucie meczu.

Spurs odpowiedzieli runem 16-4 i na 3:34 tracili tylko 5 punktów. Aldridge trafił po timeoucie. Po trójce Greena Spurs byli już jedno posiadanie, jeden rzut z mid-range, od wyrównania. Na przerwę schodzili tylko z jednym punktem straty, zdobywają w drugiej kwarcie 34 punkty.

Damian Lillard próbował przejąc mecz w trzeciej kwarcie, ale w kilku posiadaniach zamieniał się w ball-hoga i robił grę pod siebie. Trafił dwa rzuty za trzy, podawał do postującego Aldridge'a. Blazers na 2 minuty do końca prowadzili 12 punktami grając drugi raz w tym meczu dwoma wysokimi i trzema gurdami, a Arron Afflalo miał wtedy celny rzut za trzy.

Steve Blake chce grać w Portland w przyszłym sezonie. Kozłował piłkę na zasłonach najpierw Leonarda w pierwszej kwarcie, później Aldridge'a, Lopeza i Kaman penetrując i podając wewnątrz paint oraz bronił Patty'ego Millsa tak że Damian lillard po prostu obserwował. Zresztą, zaangażowanie Damian Lillard w obronie i transition defense jest niewystarczające na tym poziomie w takiej drużynie. Nie wiem czy Lillard jest po prostu głupi w obronie i przez ponad 2,5 roku w NBA nie potrafi nauczyć się gry na zasłonach i ustawiania ciała w kontrach czy jest leniwy. Obrona w ostatnich 5-6 tygodniach przestała kolegować się z Lillardem. 

W czwartą kwartę Blazers wchodzili z 10 punktami przewagi po rzucie z mid-range Steve'a Blake'a i powoli zaczynali wygrywać mecz.
 
Terry Stotts krył dwójkę Green - Leonard wymiennie Wesem Matthewsem i Nicolasem Batumem, którzy w tym meczu byli agresywni w obronie, tak jak rzadko kiedy w tym sezonie. Wymusili razem 5 przechwytów i zatrzymali dwóch ważnych graczy Spurs na 41% z gry.

Blazers parzystą kwartę po raz kolejny zaczęli od straty wypracowanej przewagi. Spurs zbliżyli się na 4 punkty, ale najpierw Wesley Matthews rzutem za trzy, później Afflalo pull-up jumperem, następnie znowu Matthews celną trojka zrobili run 8-0 na 12 punktów do przodu w prawie rezerwowym line-upie. Matthews przez cały mecz był hot i razem z Batumem wyglądali jak najlepsza kombinacja obrony, siły i umiejętności w lidze na pozycjach 2 i 3. Pierwszy trafił 11 z 18 rzutów na 31 punktów, kończąc mecz celną trójką, drugi był jak oh... nareszcie, Nicolas.

Spurs w ostatnich minutach próbowali grać pick-and-rolle 1-2 (Mills-Green) wymuszając mismatche na przeciętnego w tm meczu w obronie Afflalo. Kończyli te akcji skutecznymi rzutami, ale Blazers odpowiadali tym samym po drugiej stronie. 
 
To na co czekaliśmy nastąpiło w 40 minucie meczu. Blazers wreszcie zagrali smallballem tylko z Kamanem pod koszem i Batumem na czwórce. Już po runie 14-2 którym Blazers wypracowali 16 punktów przewagi Terry Stotts mógł zadebiutować ustawieniem 4-1 z Arronem Afflalo na trójce. Dwie minuty później Kamana zastąpił Aldridge i Blazers w odpowiedzi na smallball Spurs grali w pięciu na obwodzie.

Na 4:41 pierwszy raz w tym sezonie Blazers zagrali w lineupie o którym pisaliśmy po tradzie Arrona Afflalo. Grali super szeroko w ataku, prowadząc piłkę z jednej strony na druga i rzucając z doskonałych pozycji pozbawionych kontestujących obrońców. Gdy Afflalo w pełni zaaklimatyzuje się w zespole, Blazers na pewno będą grać podobnymi piątkami dłużej niż 8-10 minut w meczu. 

To trzecie zwycięstwo Blazers nad Spurs w tym sezonie. Wciąż Spurs - nawet z 1-3 - nie są dobrym matchupem w playoffach. 

Kolejne spotkanie za dwa dni z Oklahomą City Thunder. 4:30 w Rose Garden.

7 komentarzy:

  1. Anonimowy11:24

    Mecz z OKC jest dla mnie chyba najważniejszy w najbliższym czasie.
    Po pierwsze dlatego, że się niebezpiecznie zbliżyli,
    po drugie, że to derby dywizji ;-)!

    Ps. Śledzicie wyczyny Willa Bartona :-)???

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot11:45

    Mnie najbardziej cieszy, że Batum i Lillard zaczęli trafiać trójki. OKC będzie w b2b więc powinno być trochę łatwiej (choć oni tam ostatnio mocno rotują składem).

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy11:51

    Od pierwszej minuty zmieniłbym krycie na Westbrooku, bo Lillard raczej nie da rady w obronie przeciwko tak dobrze grającemu Russellowi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wolę matchup ze Spurs, którzy w tym roku - poprawcie, jeśli się mylę - mocno obniżyli loty we wszystkich statystykach i wyglądają na wypalenie - niż z Memphis, którzy nas stłamszą obroną i zabiją pod koszem, GSW, którzy nas rozstrzelają na dzień dobry, czy to już kawa czy herbata? OKC, którzy nigdy nie wiadomo co zagrają, piekło czy niebo oraz Clipps, którzy zupełnie nie wiadomo dlaczego, ale nas ogrywają...

    OdpowiedzUsuń
  5. Behemot00:37

    A ja chciałbym Clippers, Dallas, myślę, że GSW też nie byłoby złe. Na pewno nie chcę Memphis, ani OKC. Z Houston mogłoby być trudniej niż w zeszłym roku, o ile nie zajadą w międzyczasie Hardena. W śmierć SAS uwierzę jak Duncan i Pop zakończą karierę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy10:49

    obejrzałem mecz z San Antonio i kilka spostrzeżeń
    - Aldridge próbował na siłę, mecz mu nie wyszedł choć ważne zbiórki, zupełnie nie rozumiem po co się w kółko przepychał z wysokimi Spurs
    - Lillard, nieźle choć czasem załamka jak gubi się na zasłonach, no i parę decyzji niezbyt przemyślanych
    - Batum i Wes świetnie, szczególnie widzę odrodzenie Batuma po prostu grał rewelacyjnie a Wes jak MVP
    - Lopez swoje robił a Kaman też całkiem fajnie
    - Leonard czasem fajnie, złapał na ofensa Diaw
    - Affalo śrdnio ,coś próbuje ale chyba nie do końca zgrany
    - bardzo dobrze Blake

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy00:52

    Liczyłem,ze wróci-Nic oczywiście.Jestem jego największym fanem na tym blogu i mam nadzieję,że to nie jednorazowy strzał i następne spotkania będą podobne.RIPCITIZEN

    OdpowiedzUsuń