9 lutego 2015

Ważne zwycięstwo z Rockets



Trudno było otrząsnąć się po porażce  z Dallas, a tutaj już trzeba było przystępować do kolejnej batalii o Texas. Mecze zarówno z Dallas, jak i Rockets, mogą okazać się kluczowe na finiszu rozgrywek, gdy o rozstawieniu decydują tie-breakery.


Gospodarze przystąpili do meczu bez Dwighta Howarda, który zmaga się z kontuzją kolana. Na ławce nie było też Omera Asika, który przecież skutecznie uprzykrzał życie Aldridge'a w zeszłorocznych PO.
Pierwszą większa przewagę w meczu zanotowali Rockets, którzy po wejściu na parkiet Josha Smitha zanotowali szybki run 7-0 i przy wyniku 19-11 Terry Stotts zmuszony był prosić o czas. Swoją drogą ciekawe rzeczy usłyszec można od komentatorów Rockets - po celnej trójce Smitha rozpływali się nad jego zdolnościami do rozciągania gry, wychwalając jego rzut za 3.  Zapomnieli chyba o jego 29,7% zza łuku w tym sezonie i 33,3% w barwach samych Rockets. Średnia kariery 28,0%. Victor Claver rzuca lepiej z zamkniętymi oczami.

Przez wczorajszy thriller w Dallas i mnóstwo minut rozegranych przez starterów, w meczu przeciwko Rockets duża szansę otrzymać mogli rezerwowi. Wykonali naprawdę dobrą robotę, wykorzystując min. fakt, że Rockets nie dysponowali rezerwowym centrem [na C grał wówczas Smith]. Świetne spotkanie rozgrywał zwłaszcza CJ McCollum - 12 punktów w I połowie.
Blazers bardzo szybko zaczęli tez wykorzystywać mis-matche - zwłaszcza pod koszem, gdzie Joey Dorsey i Terrence Jones nie mogli być żadną odpowiedzią dla Aldridge'a [tu sprawdzał sie jedynie silny Smith, który potrafił posiadanie w post ustać] czy Lopeza. Blazers wygrali pierwsza połowę 30-14 jeśli chodzi o punkty w paint. Dla porównania powiem tylko, że 36,7 punktów na mecz w paint to średnia Blazers w tym sezonie i jest to dopiero 29. wynik w lidze.
Portland wygrali drugą kwartę , a na przerwę schodzili z prowadzeniem 61-48.

Mecz zupełnie odwrócił się w II kwarcie, gdzie nagle wróciły demony poprzedniej nocy i spotkania w Dallas. James Harden co chwile penetrował do kosza zdobywając punkty lub kończąc na linii rzutów osobistych [celność w tym sezonie - 87,6%], Jason Terry trafił b2b trójki, a Blazers zupełnie pogubili się w ataku. Steve Blake dwukrotnie musiał kończyć posiadanie desperackim rzutem równo z syrenę, Aldridge niedokładnie odgrywał z post, gdzie był podwajany, a momentami nawet potrajany, a do tego jeszcze brakowało energii na deskach. Na 4:04 przed końcem trzeciej kwarty Rockets doszli na 73:77. 2 minuty później Rockets dwukrotnie zebrali piłkę na tablicy Blazers, a James Harden w klasycznym dla siebie stylu zanurkował pod kosz, będąc faulowanym przez Kamana. Zauważyć należy, że nie był to dobry mecz niemieckiego środkowego - w trakcie 14 minut gry zdobył tylko 4 punkty i zebrał 3 piłki. Miernie radził sobie tez Leonard, który po fatalnym epizodzie w I połowie [0/3 z gry, w tym dwie cegły zza łuku] nie powinien w ogóle pojawić się w drugiej części gry. W tym momencie Terry Stotts mógł rozważyć wpuszczenie Thomasa Robinsona na parkiet. Blazers ssali niemiłosiernie przy zbiórce [na tamtą chwilę 3-11 w ofensywnych], brakowało energii, którą zostawili dzień wcześniej na parkiecie American Airlines Center. Krótki epizod T-Rob'a byłby tym, czego Blazers potrzebowali.
Rockets wygrali III kwartę 32-20 i przystępowali do ostatniej odsłony meczu z tylko 1 punktem straty.

Dopiero co pomstowałem na Leonarda, a teraz chciałbym go przeprosić. To, co 22-letni skrzydłowy PTB wyczyniał na parkiecie w ostatniej odsłonie meczu, było po prostu niesamowite. Nie tylko walczył o zbiórki jak lew, ale tez zdobył punkty z przeróżnych sytuacji - trafiając trójkę, kończąc kontrę, czy eksploatując swoje umiejętności rzutem z odchylenia, tzw. fade-away. 9 punktów i 4 zbiórki. Ta kwarta zdecydowanie należała do niego i gdy schodził z boiska na 5:08 przed końcem spotkania, Blazers prowadzili 8-cioma punktami.

3 minuty do końca: 7-punktowe prowadzenie Blazers
James  Harden odpala trójkę z prawego rogu.
98:94.
Aldridge odpowiada, ogrywając w post Smitha.
100:94.
Harden gra pick'n'roll z Motiejunasem, Lopez fauluje rolującego Motiejunasa, w taki sposób, że piłka wypada mu z rąk i wzbija się na dobre 1,5 metra nad obręcz. Ale i tak wpada do kosza. 2+1.
Zadrżałem.
Na szczęście akcja zakończyła się niewykorzystanym osobistym
100: 96. 1:40 do końca
W kolejnych posiadaniach Batum trafia trudny rzut za 3, Harden nieudolnie próbuje wymusić faul, przy rzucie za 3, Aldridge dostaje się na linię i wykorzystuje oba osobiste. 105-96 i niespełna minuta do końca. Po chwili Ariza pudłuje zza łuku i mogę odetchnąć z ulgą.
109-98.

Bardzo efektywny mecz rozegrał Lillard - 23 punkty z 10 rzutów, dokładając 5 zbiórek i 5 asyst. Swoje dołożył tez Aldridge - 24 punkty i 6 zbiórek.
Najlepszy występ po stronie gospodarzy zanotował oczywiście Harden - 45 punktów, 8 zbiórek i 9 asyst. Nic dziwnego, że kibice w Toyota Center skandowali pod koniec meczu hasło "M-V-P!"

Dla Blazers było to niezwykle ważne zwycięstwo w kontekście walki o miejsce w TOP3 Zachodu.

3.  Rockets     35-16
4.  Blazers      35-17
5.  Mavericks 35-18

Będzie bacznie przyglądać się tej rywalizacji.
Przed Portland mecz z Lakers, ale dopiero 12.lutego o 4:00.

Damian Lillard wystąpi jednak w All-Star Game. W wyniku kontuzji łokcia Blake Griffina, komisarz NBA - Adam Silver, zmuszony był do znalezienia zastępstwa w jego miejsce. Podobno pod uwagę brany był jeszcze Mike Conley z Grizzlies, ale ostatecznie to Portland będą mieli podczas meczu gwiazd aż dwóch reprezentantów.

Zapraszam do śledzenia nas na Twitterze  i Facebooku

8 komentarzy:

  1. pdxpl16:28

    zgadzam się, że wobec słabej grze na bronionej desce Stotts mogłby dać szanse takiej bestii jak T-Rob. Rzuty rywali po zbiorkach ofensywnych zabily Blazers w Dallas i mało brakowało a podobnie stałoby się dzisiaj. Kaman jest cieniem samego siebie, Leonard istnieje tylko w ofensywie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot16:49

      Ej, coś tam w obronie dziś też grał. A ta ofensywa bardzo możliwe, że uratowała nam mecz..

      Usuń
  2. Anonimowy18:22

    Meyers świetny mecz. W obronie zaliczył blok, bodajże na Hardenie + potraktował go solidnym faulem, trzymając za ramię, w taki sposób, że sędziowie rozmyślali nad flagrantem :)
    Strasznie mnie brodacz wkurzał - teatrzyk przy każdym faulu wzbudzał u mnie niesmak, lepszy aktor niż CP3 i spółka z LAC

    OdpowiedzUsuń
  3. Behemot19:21

    Ja jestem zajarany jego rozwojem. Z kompletnej niemoty jeszcze na początku tego sezonu doszedł do poziomu, w którym już teraz możemy go nazwać graczem NBA. 7-footer z rzutem za 3 to skarb w tej lidze. A przecież sufit jeszcze bardzo wysoko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kilka uwag do trenera Stottsa:
    1) Kaman i Leonard na desce to nasz największy problem. Nie ma obrony ani zbiórek i dobitek w ofensywie w ogóle
    2) z tego powodu do rotacji powinien wskoczyć T-Rob. Lopez, Aldridge i Robinson na deskach -ten zestaw daje nam gwarancję zbiórek, dobitek, zastawiania i takich innych rzeczy, których nie widać w statystykach, ale dzięki czemu wygrywa się mecz
    3) M. Leonard - nie wierzyłem, że to powiem, ale rozwój jako stretch 4 lub 5 - zauważalny. Ostatnio najbardziej regularny na linii za 3 wśród wszystkich graczy PTB. W obronie i zbiórkach - daleka droga przed nim,
    4) Nic Batum - sorry, ale nie ma Nica. Był przez parę sezonów Batum w Portland, ale się skończył i ja dałbym sobie z nim spokój. Jeśli byłbym trenerem PTB i musiałbym go wypuszczać na parkiet, powiedziałbym: Nic, rób wszystko, tylko nie rzucaj
    4) Lillard - w końcu poprawa skuteczności, ale dlaczego? Popatrzcie w statsNBA, jeśli tylko jeszcze przestałby odpalać te siłowane rzuty z odległości 2 metrów poza linią rzutów za 3...
    5) Wes Matthews ma zadyszkę i musi odpocząć - najlepsze przed nim - tydzień wakacji w związku z ASG - i potrenować rzuty za 3. Ps - wciąż brakuje mi Matthewsa w post-up...
    6) pewnie się ze mną zgodzicie, ale jedynymi wartościowymi zmiennikami wydają się na tę chwilę Blake, Kaman i McCollum. Blake ma swoje lata, raz zagra lepiej, raz gorzej i lepszy nie będzie. To samo Kaman, który ma ładny rzut z odejścia z mid-range, ale o walce na desce to powinien zapomnieć. A Cj? Trzeba szlifować ten diament...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot10:28

      CJ się rozkręca, ale z tym diamentem jeszcze bym poczekał ;) Oby.

      Usuń
    2. pdxpl11:38

      Batum ma 27 lat, to chyba za wczesnie zeby go przekreslac. Od dluzszego czasu gra z kontuzjami. Niech tylko dojdzie do siebie, dajmy mu szanse. Kyle Korver też miał się skonczyć a teraz wielu widzialoby go w ASG. Batum zbyt wiele rzeczy koszykarskiego rzemiosla wykonuje na co najmniej dobrym poziomie zeby z niego rezygnowac. Dont panic we are from Portland;)

      Usuń
    3. dlatego mówię mu dzisiaj: Nic, rób wszystko, tylko nie rzucaj...

      Usuń