2 kwietnia 2015

Prestiżowy pojedynek z Clippers przegrany

Clippers (50-26) @ Blazers (48-26) 126-122


Przedsmak playoffs zobaczyliśmy dzisiaj w Rose Garden.  Los na ten moment wiązał nas z Clippers, którzy jeszcze dodatkowo mieli taki sam bilans i prowadzili w serii 2-1. Oprócz tego byli w back-2-back po ciężkim meczu z GSW. W związku z tym Blazers poczuli krew i od początku postanowili zaatakować przeciwnika.

W pierwszej połowie widzieliśmy ostry atak, mnóstwo sytuacji rzutowych,  wysoką skuteczność, szybkie tempo i mało strat. Clipps zagrali na 50, a gospodarze na 60 % skuteczności. Pierwsza kwarta to popis skuteczności Aldridge'a. 16 pkt w jednej ćwiartce? Czemu nie. Dodajmy do tego w końcu świetnego Batuma, który wygląda teraz tak jak powinien,a w tym meczu podejmował same dobre decyzje. Zabójczo skuteczny z dystansu, często wykreowany bez obrońcy, albo też grający ładne pick&rolle z Lopezem.

Po wejściu na parkiet zmienników gospodarze sukcesywnie powiększali przewagę, grając skutecznie tak jak s5, czego nie można było powiedzieć o ich oponentach. Gdy na tablicy pojawił się wynik -19, Doc Rivers szybko posłał na parkiet starterów, a ci od razu zabrali się za odrabianie strat. Skuteczni byli C. Paul i J.J. Redick, a Blake Griffin trafia pick&pop naprzeciwko kosza zza linii wolnych jak maszyna. W Blazers ładnie z ławki pokazał się Kaman. Tak czy inaczej gospodarze wypracowali 13 pkt przewagi po buzzer-beaterze Aldridge'a na jego 20 pkt do przerwy. To była wisienka na torcie bardzo energetycznej i efektywnej pierwszej połowy.

W III kwarcie szósty bieg włączyli Clippers, a gospodarze zatracili na swojej skuteczności. Zwłaszcza przestał trafiać Aldridge. 0 pkt. Nie trafiał nawet z linii. Goście doszli w pewnym momencie dzięki Paulowi i Griffinowi na 5 pkt, ale Blazers szybko zażegnali niebezpieczeństwo dzięki Lilardowi i Batumowi. 

Na 30 sec przed końcem kwarty zobaczyliśmy walkę wręcz. Głupio zachował się Kaman, któremu po zbiórce na atakowanej tablicy piłkę z rak wyrwał Paul, co tak rozwścieczyło drwala, że wypchnął CP3 poza boisko. Zaraz do niego w odpowiedzi ruszył Glen Baby Davis, którego tak powstrzymywał Aldridge, ze spowodował jego upadek. 5 minut trwała przerwa, podczas której sędziowie zastanawiali się, co dalej. Ostatecznie technik i wolne dla Paula, a Aldridge mógł usiąść na ławce i zjeść batonik.

O IV kwarcie Blazers chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Clippers kontynuowali swój strzelecki festiwal, a gospodarze - niestety - nie trafiali. JJ Reddick i C. Paul jak w transie, wychodziło im wszystko. Swoje dorzucili też Turkoglu i Griffin. Ich skuteczność za trzy zabiła ducha PTB w tym meczu. 15 trójek na wysokiej ponad 50 % skuteczności. I generał Paul na rozegraniu, który po raz kolejny pogrążył Lillarda. 41 pkt,17 asyst i 1 strata CP3! To było za dużo do zwycięstwa w tym meczu. Choć Lillard nie zagrał źle, to jednak przy Paulu wypadł blado.

M.in. dlatego, a może nawet przede wszystkim dlatego nie chcę Clippers za przeciwnika w PO. Lillard przegrywa ten mecz w głowie, bo jednak CP3 to zupełnie inny poziom rozegrania. Damian mógłby niwelować tę przewagę rzutami w IV kwarcie,ale w tym sezonie nie jest clutch. Bez Lillarda w wysokiej formie nie wygramy rundy w playoff. Chris Paul to najgorszy możliwy match-up dla naszego rozgrywającego zawodnika grającego na pozycji nr 1. Ale CP3 to najlepszy rozgrywający w NBA od lat.

W końcówce meczu po rzucie za 3 Paula i przewadze 11 pkt wszyscy zwątpiliśmy w sukces,ale nie poddali się gracze Portland. I dobrze, bo mieli swoją szansę na odrobienie strat w tym meczu. Na 3.30 przed końcem zaczął się spektakl pt hack-a-Jordan, co przyniosło tylko połowiczny sukces, bo DeAndre jak na niego bardzo dobrze rzucał wolne, a zresztą po jego niecelnych rzutach jeszcze piłkę zbierali goście. Wszystko sprzysięgło się przeciwko Blazers w tej końcówce, nawet sędziowie, którzy nie zauważyli chyba faulu ofensywnego Reddicka, a piłka przez niego odegrana przekroczyła połowę boiska. Potem po trójce McColluma wynik zniżył się do dwóch punktów, ale faulowany Paul na linii rozstrzygnął wynik. Znów ten Paul....

Obecnie jesteśmy na poz. nr 4 i z gorszym bilansem od Clippers nie mamy przewagi parkietu. Oprócz tego przegraliśmy z nimi bilans. W razie porażki Clippers groził spadek na poz nr 6, bo z tyłu ostro nacierają Spurs. Blazers nie chcą grać z mistrzami? A z kim chcą? Pewnie z Mavericks, ale poz. nr 2 raczej nam nie grozi...



4 komentarze:

  1. Anonimowy09:24

    brak gwizdka w końcówce, gdy Redick pracował łokciami i barkami to kpina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot10:55

    Paul złapał Kamana za cojones i stąd ta irytacja. Wright złamał kość w dłoni - 4-6 tygodni przerwy. Pechowo to się wszystko układa... Chyba pora zakończyć RS i leczyć mniejsze i większe kontuzje przed play offami. Z Clippers jakaś szansa jest, wszystkie te mecze były wyrównane. Z SAS wg mnie byłoby trudniej. Paradoksalnie ta przegrana może być pomocna, bo może pozwolić Clippers obronić 5 pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz wpuszczać na boisko Alonzo Gee.

    OdpowiedzUsuń
  4. pdxpl09:46

    wycieńczeni liderzy i tak nic nie zdziałają, nawet z przewaga parkietu. Naprawdę walka o te iluzoryczny handicap mija się z celem. Limitowane minuty dla Lillarda i LA to jest to czego Blazers najbardziej teraz potrzeba. I jeszcze ten pieprzony palec, łapiącego formę Wrighta

    OdpowiedzUsuń