9 kwietnia 2015

W drodze do Portland

Lucero


Budząc się rano postanawiam, iż nie ma opcji, abym tym razem spóźnił się na lot do Seattle, wszak odlot mam o normalnej porze (15:25). Egzystuje dodatkowo na lotnisku Cleveland w hotelu więc bliżej być nie może. Trudno jednak odpuścić sobie pół dnia więc podróż (30minut) do downtown jest pewna. Nic szczególnego nie zamierzam robić - ot pozwiedzać jeszcze stare kąty. Ostatni przystanek obieram w historycznej - czyli jak na Stany mającej 50 razy mniej lat niż u nas historyczne budynki - części Cleveland słynącej dla mnie z najlepszej zupy w mieście oraz zdecydowanie najlepszego chleba w USA.

Jak widać i tam się da zrobić coś zjadliwego. Zupka przedłuża się i znów jest nerwowo, bowiem do odlotu zostało 85 minut w tym minimum 30 na jazdę kolejką. Ostatecznie jednak melduje się na lotnisku w miarę bezpiecznie i zaczynamy lot do Seattle, z przesiadką w Minneapolis, czyli mieście Wilków z którymi gramy 

MINNEAPOLIS 


2 godziny zajmuje przelot z Cleveland do Minneapolis i znów cofamy zegarki o dwie godzinki. Jako, iż na lotnisku mam prawie 3 godziny oczekiwania na lot do Seattle to postanawiam zwiedzić tutejsze downtown, szczególnie, iż kilka razy w nim już byłem więc podróż będzie lekko sentymentalna. Jedyny problem to moje założenie, iż bagaż będę mógł zostawić na lotnisku przed odprawą, a nie po. Okazało się zupełnie odwrotnie, więc muszę do miasta udać się z laptopem i torbą podróżną 

Pociąg w stylu naszego tramwaju jeździ tutaj 5 razy szybciej niż u nas, ale i tak podróż zajmuje około 30 minut. Zostaje więc jakieś 30-40 na małe zwiedzanko, czyli niezbyt wiele. Minneapolis to jedno z dziwniejszych miast. Warto nadmienić, iż całe downtown jest pokryte siecią „skywalków” czyli korytarzy, które oplatają wszystkie budynki. Wchodzimy mniej więcej na wysokości warszawskiego dworca centralnego i nie wychodząc na powietrze możemy dojść i na Powiśle i na plac bankowy a i myślę także na stadion Legii. Wszystko to z uwagi na dosyć srogie zimy, jakie nawiedzają Minneapolis. Wrażenie jest generalnie trochę dziwne ponieważ nie wiemy gdzie kończy się nasz hotel, gdzie zaczyna sklep a gdzie hala Wilków. Tę zresztą chciałem sfotografować, ale obawiałem się, iż nie zdążę - ten labirynt nie jest taki łatwy do ogarnięcia nawet z mapą. Kilka razy jednak pod ową halą już byłem, warto nadmienić, iż bilety na ich spotkania zaczynają się mniej więcej od 1$. Zapewne z samej góry niewiele widać, ale można wstąpić. 

Cały pobyt w centrum ogranicza się do jedzonka w Grand Hotelu, który był zawsze miejscem mojego noclegu. Pierwszy raz zamawiam w czasie tego pobytu burgera a więc wytrzymałem sporo. Ostatnią frytkę jem już jednak w sporych nerwach, bo do odlotu zostało ponownie lekko ponad godzinę.

Muszę stwierdzić, iż samo downtown Minneapolis wygląda naprawdę fajnie. Dodatkowo sporo się w nim buduje między innymi ogromny stadion dla tutejszej drużyny futbolu amerykańskiego. Wszędzie czysto, ładnie - nie to co w „moim” Cleveland. Kontempluje chwilę o tym wszystkim i niestety w oczy rzuca się jedno - Minneapolis, to bardziej białe miasto, dodatkowo jest tutaj sporo uczelni. W tramwaju na lotnisko atmosfera zupełnie inna niż w kolejce do Cleveland Airport, gdzie głównie kiwamy głową na kierowane do nas słowa „whaaaat up maaan”. Na stacjach zero papierków, w Cleveland generalnie syf. Sorry LeBron :)

Chociaż na lotnisku jestem na 30 minut przed odlotem, to nerwów nie ma, bo przechodzę najbardziej ekspresową odprawę w życiu. Po prostu nie było nikogo a obsługi około 30 osób. Nie wspominam, iż jakoś ciągle podróżuje z płynami, które przekraczają dozwoloną objętość…

Lot do Seattle to ponad 3,5 godziny. Ja już mam taki styl podróżowania, iż o pewnych rzeczach dowiaduje się na końcu. Cholerka sporo, dodatkowo znów cofamy czas więc mam mały dzień świstaka, ciągle krążę w okolicy godziny 21. 

ETAP KOŃCOWY -  SEATTLE 

Małe wyjaśnienie dlaczego Seattle. Generalnie loty do Portland są o wiele droższe niż do Seattle, a odległość między miastami niewielka (o czym też za chwilę).

Podróż przesypiam, chociaż muszę powiedzieć, iż gdybym miał siłę to w samolociku Delty mamy super program rozrywkowy, tak na dzień dobry chciałbym obejrzeć z 10 pozycji. Jako, iż lecimy z „białego” do „białego” miasta, atmosfera w samolocie jakaś taka niezwykła. Wszyscy się poznają, żartują, wymieniają już telefony, facet bawi obce dziecko, kolejny opowiada drugiemu o swoim życiu. Jakoś w Cleveland tak nie było. Generalnie jest miło.

Lądujemy, a jakże, znów około 21. Ja już powoli tracę rachubę która godzina jest w Polsce, a jest to dla mnie dosyć ważne z uwagi na pracę.

Pierwszy problem w Seattle, to hotele. Robi się drogo. Z lotniskowych 4 gwiazdek w Chicago oraz Cleveland schodzę na dwie. Inna sprawa, iż wiele to te hotele się między sobą nie różnią. Szybki przejazd i ląduje w pokoju, a tutaj akcja najważniejsza - bilet na mecz. Od razu nadmieniam, iż kupiłem wcześniej tylko bilety lotnicze w obawie, iż w areszcie utrata dodatkowo hoteli czy biletu Portland będzie bardziej boleć.

Tak więc bilety. Na spotkania Portland płaciłem w Indianie około 30$ za miejsce prawie przy parkiecie, podobnie w Milwaukee, gorzej było w Cleveland (60$) no i dramacik w Chicago, gdzie zasiadłem pod dachem (a pech chciał że wygraliśmy) za około 100$. W Portland muszę mieć dobre miejsca i wiem, iż 100$ to minimum. Coś tam klikam i kupuję w tej cenie miejsce już nie pamiętam powiem szczerze gdzie. Nie pamiętam ponieważ poszedłem spać a rano się okazało, iż biletu wcale nie kupiłem. Na szczęście wiele się nie zmieniło i za 92$ będę siedział w sektorze jak na zdjęciu. Mogłem jeszcze bliżej naszej ławki ale bardziej po przekątnej a po Indianie wiem, iż to wcale nie jest zbyt dobre miejsce. 
 
Tak więc bilet jest:


Teraz podróż. Jak już wspomniałem pewne rzeczy traktuje trochę mniej poważnie, więc założyłem, iż Seattle oraz Portland, to prawie te same miasta i godzinka podróży to max. Okazało się, iż pociąg jedzie 4 a autobus 3,5. Jak mam wybór zawsze wybieram pociąg więc chce rezerwować Amtrak, ale działo się to po przylocie więc zasnąłem. Po pobudce mój typ o godzinie 9 kosztuje już 20$ więcej (55$) więc za 33$ kupuje bilet na następny o 11 aby być w Portland o 15. Mecz o 19 więc ok. Plus jest taki, iż będzie trochę czasu na zobaczenie Seattle.

No i rozdział ostatni. Hotele w Portland. Zostawiłem to na ostatnią chwilę jak w Chicago czy też Cleveland i tym razem okazało się, iż był to mega błąd. Hoteli praktycznie nie ma. Wszystko zarezerwowane, nie ważne czy kosztuje 50 czy 800$ za noc. Nie wiem, może w Portland są jakieś targi w tym tygodniu? Szukam każdego znanego mi sposobu i ostatecznie znów mam 2 gwiazdki za bagatelka 100$ noc. Za tyle to ja jeszcze w takim standardzie nie spałem, ale cóż gdzieś spać muszę. Plus jest taki, iż hotelik jest 2 minuty drogi od naszej Rose Garden. No przynajmniej tyle. 

SEATTLE 

Jakby to powiedzieć - jest tutaj naprawdę super, nawet świeci słońce i jest miło cieplutko. Czy ja kiedyś pisałem, iż podoba mi się Cleveland? Takie Seattle, to przy nim raj na ziemi. Piękne widoki na góry, znów czysto, zielono i generalnie jak w SF. 3 godzinki jakie mam tutaj na spacer pokazuje multum klimatycznych barów, knajpek - ech dlaczego ja kiedyś wybrałem do mieszkania Cleveland, a nie zdobyłem się na trochę bardziej skomplikowaną przeprowadzkę do Portland albo Seattle? Miasto mi się na pierwszy rzut oka bardzo podoba. Wyróżniki? Wszyscy tutaj przestrzegają czerwonego światła dla pieszych - pierwszy raz spotkałem się z takim podejściem Amerykanów. Dodatkowo, to zapewne z uwagi na różnice wzniesień, a co za tym idzie codzienny fitness. Odsetek ładnych kobiet jest zdecydowanie większy niż w Cleveland. Co ja piszę zdecydowanie? Ja tam przez pół roku nie spotkałem prawie żadnej atrakcyjnej kobiety.
Amtrak- tia. Kiedyś w Chicago okazało się, iż do pociągu trzeba wejść przez poczekalnie. Metr obok są drzwi także na peron, normalnie otwarte ale nimi nie można… w efekcie, chociaż pociąg stał jeszcze 15 minut, nie wpuszczono mnie do niego, bo nie przeszedłem przez poczekalnie a poczekalnia już zamknięta. 

Tak więc na Amtrak do Portland jestem 40 minut wcześniej i szybko wita mnie e-mail, iż pociąg jest godzinę opóźniony. Niby jeszcze mam czas do meczu, ale robi się znów nerwowo…


Plan na ostatnią część opowieści. Mecz Portland TrailBlazers live oraz dzień później oglądanie spotkania z Golden State Warriors w jakimś klimatycznym barze. Nawet nie wiem czy bardziej nie czekam na to drugie. Do usłyszenia :)

9 komentarzy:

  1. Anonimowy09:22

    ..Great !!

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdza się tylko reguła, że wypad do USA na mecz to masa, masa wydanych $$ :)
    Świetna relacja - ogromnie czekam na porcję zdjęć i opis wrażeń prosto z Moda Center :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Behemot11:30

    Afflalo z kontuzją. Sezon możemy chyba oficjalnie zakończyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pdxpl16:01

      na razie nie wiadomo jak poważny to uraz. po powrocie do Portland ma przejść szczegółowe badania i wtedy będzie wiadomo czy to koniec nadziei w tym sezonie. CJ nam rozkwita;)

      Usuń
    2. Behemot16:45

      Podobno nie może podnieść ręki, więc nie brzmi to najlepiej. BTW będą może relacje z ostatnich dwóch meczów? Nie żebym miał jakiekolwiek roszczenia w tym względzie, ale uzależniacie więc jestem "na głodzie" ;)

      Usuń
    3. pdxpl16:53

      czekamy na relacje z tych wydarzeń od Lucero z USA. Pozostałe mecze z utah, okc i mavs już w klasycznym wydaniu

      Usuń
    4. Panowie ja relacji nie napiszę bo nie potrafię :) opisze tylko ogolna atmosfere, kilka ciekawostek, ale sam przebieg spotkania to Wy jestescie specjalistami :)

      Moj tekst bedzie jutro. Kurna teraz musze jakos wrocic.....

      Usuń
    5. pdxpl17:32

      spoko, spoko, wlasnie o to chodzi, spojrzenie z trybun. Box-score'a to my tu sobie już przepiszemy;)

      Usuń
  4. I tak bez Wesa przejscie I rundy play - off wydawało sie ekstremalnie trudne.Cóż teraz ogromna szansa dla C.J i Crabbe'a na ogranie się.

    OdpowiedzUsuń