6 października 2015

Pierwsza porażka


Kings-Blazers 109:105 (OT)

W telegraficznym skrócie bo to tylko preseason, bo pierwszy mecz, bo w końcu nie ma potrzeby wyładowywania wszystkich dział od samego początku. Nowi Blazers dominowali ospałych, niewyraźnych Kings przez 40 minut tego spotkania, prowadząc w pewnym momencie 21 punktami aż Stotts postanowił sprawdzić line-up w składzie Frazier-Pressey-Connaughton-Johnson-Vonleh i w dość płynny sposób garbage zamienił się w crunch-time. Głębokie odwody Blazers nie mogły znaleźć ofensywnego rytmu, gnębione po drugiej stronie parkietu przez Bellinelego (32 pkt). Vonleh i Collison nie wykorzystali piłek meczowych. W dogrywce panował już totalny chaos , z której to Kings wyszli z tarczą, zawdzięczając prawie wszystko naukom, które Bellineli wyniósł ze szkoły Popovicha.

Porażka, ale w okresie kiedy należało traktować ten mecz  poważnie ( jeśli do preseason  to słowo pasuje) Blazers wyglądali zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę skalę zmian dokonanych latem. Stotts zaczął piatką: Lillard-McCollum-Crabbe-Leonard-Plumlee. Wieczorek zapoznawczy nowych graczy trwał krótką chwilę , co pozwoliło Kings uzyskać prowadzenie 6:2, do którego mieli wrócić dopiero po 40 minutach gry. W tzw. obszernym międzyczasie Lillard &Co dawali radę, bardzo długo trzymając skuteczność rzutową na poziomie 50-53%. Najlepiej o dziwo wyglądał Moe Harkless, który przychodził do Portland z etykietką dzieciaka, potrafiącego bardzo wiele poza rzucaniem. Tymczasem debiut marzenie 5/6 za 2, spudłowana tylko jedna z trzech trójek. Lepiej dla Aminu, kiedy wróci już z "pępkowego" po narodzinach potomka, żeby wziął się do roboty, szerokie"plecy" Olshey'a mogą nie wystraczyć.
 
Trójki to  był ten element, który zbudował przewagę gospodarzy 6/12 do przerwy i widać co dzieje się z ofensywą Blazers kiedy tego zabraknie. 3/12 w drugiej części odwróciło kompletnie mecz. Ważne to zwłaszcza kiedy na parkiecie nie ma podstawowego backcourtu,  a Frazier nie mogący dogadac się jeszcze z wysokimi, ratuje sytuację właśnie rzutami zza łuku (3/4). W ogóle lepiej dla Blazers unikać ustawień kiedy na parkiecie nie ma ani Lillarda, ani McColluma. Ofensywa wtedy jest tak biedna, że nie ma siły nawet piszczeć.
 
Na tle Cousinsa, Koufusa i  WCS dobrze wyglądali wysocy Blazers. Leonard-Plumlee różnią się bardzo od duetu Lopez-Kaman. Mniej jest operowania w paint, więcej  wychodzenia  na szczyt. Umiejętność kozłowania, przegląd pola i asysty wysokich otwierają grę Portland w nowych kierunkach. Tak jak  wtedy gdy Leonard  podaniem przez całą szerokość parkietu znajduje  Lillarda albo gdy  Plumlee dostaje piłkę na lewy post-up( wszyscy przypominają sobie mid-range machine nr 12), a on tymczasem mija obrońcę kozłem i wzdłuż linii końcowej podaje do wolnego w rogu Crabbe'a. Naprawdę obiecująco wyglądają te "sabonisowe" inklinacje podkoszowych. I zapomnijmy  o soft-Meyersie, przynajmniej w uderzeniach na szczękę rywala zanotował remis z Cousinsem. To zadziwiające  w jakim tempie ten chłopak przepoczwarza się z busta- w lidera drużyny. 14 pkt, 8 zb. 2as. . 1 bl i kreowanie mnóstwa wolnej przestrzeni dla partnerów na parkiecie. Ten moment kiedy Cousins i chyba McLemore prawie  zabiają się lecąc do składającego się do rzutu z półdystansu Leonarda. Takich sytuacji będzie więcej w sezonie,  i nawet z lepiej ustawionymi w obronie ekipami niż Kings. Tak jest zawsze kiedy twój poward forward ma rękę ułożoną jak shooting guard.  
 
Zastępcy też wypadli ciekawie. Noah Vonleh- 11 zb.  w tym 9 dosłownie wyszarpanych w ofensywie.  12 punktów wzięło się właśnie z dobitek, piłek przejętych w ofensywie. A ta zdolność bierze się z niezwykłego połączenie siły i gibkości, które na razie pozwala spokojnie przestawiać pod koszem R. Gay'a.
Ed Davis, trochę przypominał tego gracza z Memphis czy Los Angeles. Czyli ciągle sprawia wrażenie onieśmielonego, niepewnego swych umiejętności rookie. Nie było źle- 5pk, 6zb, monster block, ale patrzysz na człowieka i wiesz, że potrafi więcej.
 
Najskuteczniejszym graczem był oczywiście Lillard- 17 pkt, z prawie połową trafionych rzutów. Jeszcze nie pora, aby wymagać więcej, ale już teraz widać, że jest moc, chęć do przewodzenia stadu. Parę drive'ów pod kosz w starym stylu i szybkie łapki w obronie (3 przechwyty). No, na tle Rondo i Collisona wyglądał "allstarowo". McCollum  szuka jeszcze skuteczności tylko 2/11, ale +17 najlepszy wynik w ekipie pokazuje, że jest to gracz w tej chwili do zwycięstw niezbędnie konieczny. Za plecami tych dwóch trwa walka o ostanie 15 miejsce w rosterze pomiędzy Frazier'em i Pressey'em. I statstycznie rzecz ujmując,  wygrał to ten pierwszy 9:4 w puktach, 3:2 w aystach, ale Pressey grał w okresie kiedy Bellineli postanowił się  nie mylić, no i gdy obok siebie nie miał, w przeciwieństwie do Fraziera, graczy s5. Myślę, że mimo wszystko, ta rywalizacja nie jest jeszcze zamknięta.
Pat Connaughton w 25 minut trafił tylko raz i na razie pracuje twardo na miano zapchajdziury, tu zastawi, tam zbierze, tu sprytnie poda.

Resume: Gra lepsza niż wynik, żaden z graczy nie zawiódł. A Moe Harkless i Noah Vonleh pokazali jak na debiut więcej niż można było oczekiwać. Lillard  daje radę jako lider, Leonard nawet w defensywie przestaje być śmieszny. Bez groźnych kontuzji, tylko Leonard i Vonleh z lekko podkręconymi kostkami. Oglądajcie  preseason Portland Trail Blazers, wygląda to naprawdę ciekawie, choć jeszcze nie zwycięsko.

I jeszcze wrzutka dla fanów Kings. Zwycięswto to jedyne z czego możecie się cieszyć. Ekipa nadal wygląda na pogrążoną w depresji. Kwaśne miny, brak entuzjazmu, zblazowany Divac na trybunach, Karl unieruchomiony na stołku trenerskim. No i Rondo, nie, nie wrócił do formy z Bostonu, jest
nadal w Dallas-mode. Paradoksalnie najfajniej wyglądał WSC, no ale on dopiero zaczyna przygodę z NBA i po prostu wypada mu tryskać energią.

Kolejny mecz w czwartek z GSW również w Rose Garden, a  potem  sobotni rewanż z Kings w Sleep Train Arena ( nazwa hali perfekcyjnie zbieżna z zachowaniami zawodników)

5 komentarzy:

  1. Anonimowy11:53

    Oglądałem, świetny mecz młodych .Na to własnie z niecierpliwością czekałem .Wreście widzę koszykówkę szybką i przede wszystkim energiczną . Mogą stać się czarnym koniem zachodu.Moe od początku byłem pewny jego umiejętności , i oczywiście Vonhel jego gra na tablicy ofensywnej miód malina silny i ostry jak brzytwa to samo dotyczy fajtera Leonarda .Liderzy Lillard piękne wejścia pod kosz ,w tym sezonie zobaczymy takich zagrań mnóstwo teraz pokaże twarz prawdziwego lidera i Cj prawdziwa dojrzalość koszykarska wybuchnie w tym sezonie . Davis za mało zadziorności ale obrona jest jego wielkim atutem , crabbe mało widoczny ale on jest jak puszka pandory , Frazier czy mi się zdaje że rok temu był poza rosterem a w tym roku począwszy od ligi letniej staje sie główną postacią uspokojenia gry ofensywnej, ogarnięty i myślący i te staty dzisiaj nie były przypadkiem,Plumlee czekam na lepsze czasy bo duet z Leonardem wygląda naprawdę obiecująco. A więc koniec utartej L-trajenowskiej koszykówki ,Go Blazers Greg

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy do ligi letniej myślałem ze Frazer to gość który rozgrywać potrafi ale jak ma rzucić to skuteczność będzie w rejonie 0%

    Moe za czapkę gruszek to chyba nasz najlepszy transfer w historii. Pograli kogoś w tym Orlando ???? Pat na razie mocno średnio ale da rade za to Davis na razie na minus- zobaczymy ci dalej

    The Legend nabrał ciała i wygląda jakby miał wszystkich zabić w ofensywie i defensywie. Kto by pomyślał rok temu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy17:39

      A kto to jest "The Legend"?

      Usuń
    2. Behemot19:19

      Meyers Legend ;)

      Usuń
    3. Anonimowy09:08

      Co za czasy nastały....
      Swoja droga, jak Myersa nie lubiłem, tak pod koniec sezonu i teraz wygląda dobrze.
      Co nie zmienia faktu, ze drzazga w pamięci pozostała ;-)))))

      Karol PTB

      Usuń