29 listopada 2015

2 razy tak z L.A. Lakers



Lakers (2-13) @ Blazers (7-10) 96-108

TrailBlazers w Rose Garden znowu wygrywają. Tym razem padło na Lakers, z którymi graliśmy prawie back-to-back (przedzielonym przykrą porażką z Chicago w  crunch-time, kiedy Lillard nie trafił wolnego na 20 sec. przed końcem meczu). Dzisiejszy mecz wyglądał bardzo podobnie do poprzedniego spotkania granego w Los Angeles - szybkie objęcie prowadzenia, przez cały mecz utrzymywanie sporej przewagi i zakończenie go właściwie przed czasem, przy biernej co do chęci wygrywania postawie naszych oponentów. Powiedzmy sobie otwarcie - L.A.Lakers to najgorsza drużyna, z którą przyszło nam się potykać jak do tej pory w tym roku. Ale takich drużyn (oprócz Philadelphi 0-76'ers) zbyt dużo już później nie będzie. 



Początek meczu to bombardowanie bombardiera McColluma, pach,pach,pach i pach - 9 pierwszych punktów pada jego łupem. Pull-up jumpery, step-backi i dalekie trójki po rozrzuceniu piłki na obwodzie. Próbował się z nim match-upować Kobe, ale to już nie ten Bryant co kiedyś, choć dzisiaj zagrał jak na niego  dobre zawody - 21 punktów i 7/20 z gry - lepiej niż jego średnia w tym sezonie. Jednak z Cj-em jak na dziś nie ma już szans, co mówił po meczu mocno komplementując naszą wschodząca gwiazdę (gwiazdkę?). Wiedzieliście, że Kobe w swojej karierze rozegrał przeciwko Portland ponad 60 zawodów, w których jego średnia zdobyczy punktowych wyniosła ponad 29 punktów, najwięcej spośród wszystkich drużyn NBA? Nie dzisiaj, dziś był lepszy McCollum.

Padły tutaj propozycje propozycji, by może tych naszych obwodowych bliźniaków rozdzielać, handlować McCollumem, szukać w ten sposób wzmocnień pod koszem. Ja bym się jednak nie odważył oddać CJ-a. Wiemy wszyscy, że to on poczynił w tym roku największy progres i będzie poważnym kandydatem do  nagrody MIP. Powoli też zaczynamy się przyzwyczajać do sytuacji, że gdy Lillard i McCollum mają swój dzień (dziś zdobyli razem 57 punktów) to PTB wygrywa. I odwrotnie, przyzwyczajmy się chyba to tego, że gdy im rzut nie siedzi, to mecz jest raczej przegrany. Nie mamy poza nimi zanadto talentu rzutowego.

Wrócił po kontuzji Leonard, i dobrze, niech się ogrywa,  ale zaliczył przeciętny występ (najsłabsze -2 w statystyce plus minus). Dziś nie trafiał z dystansu, przyzwoicie zbierał, ale słabo stawia zasłony i broni obręczy. Mnie zaskoczył akcją fade-away jumper i raz nawet pojawił się w high-post. Obejrzeliśmy jednak w tym meczu także Juliusa Randle, 21 lat. 206 wzrostu, jego ruchy w post, rzuty, spin move etc... Wymienilibyście Leonarda za Randle? ;)

Blazers zagrali tak naprawdę jedną bardzo dobrą pierwszą kwartę (swoje dorzucił Lillard), a potem było już tak średnio, zwłaszcza w obronie. 5 przechwytów i 2 bloki na mecz to naprawdę słabo. Aminu... nie jest to żaden wielki strzelec, choć bardzo dobrze jak na ten wzrost zbiera z obręczy. Lepiej robi to Davis ale w tym meczu przeciwko swoim byłym kolegom nie zaistniał. Plumlee więcej siedział jak grał przez problem z szybkimi faulami - powtarza się to często, ale zapamiętamy ten występ głównie z powodu widowiskowych asyst, gdy wychodzi wysoko i z top of the key podaje piłkę do nabiegającego na kosz obwodowego. Zastanawiałem się też, czy Harkless trafi w końcu do kosza będąc z nim sam na sam z piłką... ale w końcu trafił. Szybkie 9 punktow w 8 minut zdobył z ławki Henderson. 

Początek drugiej połowy to pojedynek z konkursie za trzy Lillard kontra L.A. Lakers. Wynik 3 do 3. Wygrałby Lillard, ale jednego jego rzutu sędziowie nie zaliczyli przez nielegalny blok Plumleego na obrońcy. Tak czy inaczej w trzeciej kwarcie Lakers zaczęli odrabiać straty i nawet w pewnym momencie doszli nas na 5 punktów. Jednak gdy na zegarze pojawiło się 5 minut Lillard i McCollum wzięli sprawę (piłkę) w swoje ręce. Najpierw Damian po wysokiej zasłonie zanurkował lay-upem pod kosz, potem McCollum trafił trójkę, a później znów Lillard rzutem z faulem zakończył sprawę i mogliśmy w ostatniej minucie oglądać zabawnych  Alexandra i Vonleha pod koszem....

Tak na gorąco dla sztabu trenerskiego dwie sprawy powinny iść do szybkiego wyeliminowania. Straty i pośpieszne kontestowane rzuty z dystansu w pierwszych sekundach akcji (zwłaszcza Lillard). Brawa dla Plumleego za trenowanie rzutów za 1. Widać, że to bolało. Czyli można. Wierzymy w progres tej drużyny i poszczególnych elementów gry. 

Następny mecz pojutrze z Clippers, którzy będą pewnie żądni rewanżu. Myślę, że jednak PTB się nie poddadzą...


7 komentarzy:

  1. Behemot19:33

    Nie wymieniłbym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy16:26

    Panowie,

    Oglądać dziś mecz z Clippersami czy nie....
    Tak, czy nie....
    Czy Blazers już zasłużyli na to aby się na nich nie gniewać?

    Tabula rasa?

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  3. pdxpl17:02

    jeśli komus zależy na ogladniu zwycięstw to jest wiele lepszych adresow : Oakland, San Antonio, Cleveland.natomiast tutaj nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego zawsze warto ogladać wlasnie Blazers. Jest milion powodów, np. to najciekawszy sezon w Portland od lat;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tymczasem nasz Greg Oden miazdzy w Chinach :) 19 punktów, 24 zbiórki i 4 bloki

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy06:25

    Niech do nas wraca

    OdpowiedzUsuń
  6. Wodaiogien10:10

    sporo się wczoraj działo:
    http://www.wodaiogien.com/#!portland-trailblazers/kn4m2

    OdpowiedzUsuń