5 stycznia 2016

Zach Randolph ponad Blazers


Grizzlies (19-17) @ Blazers (15-22) 91:78

Damian Lillard po 7 meczach przerwy, wrócił z pierwszego w swoim życiu L-4. Niestety nie był to występ udany. Tylko 4 z jego  14 rzutów znalazło drogę do kosza. Nie lepiej wypadli pozostali Blazers.  26 punktów Zacha Randolpha zrobiło różnicę. To wystarczyło, aby  tylko  przeciętni tego dnia Grizzlies  wywieźli zwycięstwo z mroźnego  Oregonu.

 
Od samego startu  nie szło Blazers w ataku. Pierwsze celny rzut oddał Noah Vonleh, dopiero po 5 minutach od pierwszego gwizdka. I każdy następny punkt przychodził Blazers z ogromnym trudem. Damian Lillard przestrzelił 5 razy zanim trójką na początku trzeciej kwarty  otworzył swój box-score. W chwilę potem McCollum zmałpował zagranie starszego z bliźniaków i na tablicy wyników wyświetliło się 40:40. Był to radosny, ale zaledwie przerywnik, w całej serii złych decyzji i  zagrań graczy Blazers. W trzech posiadaniach z rzędu lider Blazers spóźniał się, dawał się przestawiać albo napędzał kontrataki rywala. 5 z aż 7 strat zaliczył Lillard, właśnie, w trzeciej decydującej dla ostatecznego wyniku części gry.
 
Po drugiej stronie nie wyglądało to wcale dużo lepiej. Marc Gasol  i Mike Conley trafili tylko po trzy rzuty. Ale pomoc przyszła  z ławki rezerwowych, z której zaatakował Z-Bo. Ani Davis, ani Aminu, ani tym bardziej Meyers Leonard nie dawali sobie  z nim rady. 18 celnych strzałów, tyle samo zbiórek- w  pół godziny, wystarczyło, aby doszczętnie rozbroić obronę gospodarzy, która w przeciwieństwie do Nowego Yorku zasypia prawie zawsze. 70:52 po 36 minutach dla Grizzles.
 
W połowie ostatniej kwarty Blazers  spróbowali jednak wstać z kolan i odwrócić losy tego spotkania. Aminu, Crabbe oraz  Lillard, czyli 3x3, pozwoliło cieszyć się  przez mgnienie oka "tylko dziewięciopunktową stratą. Potem wszystko wróciło do smutnej normy. Blazers pudłowali, a Randolph z  Gasolem torturowali Meyersa Leonarda. Stotts nie znalazł odpowiedzi w ofensywie i PTB poraz drugi w tym sezonie nie dali rady Memphis Grizzlies.

Cichy, rozstrojony powrotem brata-bliźniaka CJ McCollum- w introwertycznej wersji,  tylko z jedna trójką, w sumie z 16 punktami, dał kolejny argument tym, którzy nie widzą jego przyszłości u boku Damiana Lillarda. Pytanie o sens obecności dwóch tak podobnych graczy w jednej ekipie będzie wracać jeszcze nie raz.

Powrót Lillarda odbił się też na występie Allena Crabbe'a , który wystartował z ławki, zagrał mniej i mniej rzucał-  7 razy na 9 punktów. Ale to nie jest największe zmartwienie. Coś niedobrego dzieje się ostatnio z Masonem Plumlee. Dzisiaj znów tylko 3 punkty i mnóstwo miękkiej gry pod obu tablicami. Ponownie bez bloków i z trzema zbiórkami. Odwieczna tęsknota fanów Blazers za rim-protectorem pogłębia się z każdym kolejnym meczem.

Na osłodę Al-Farouq "wszędzie mnie pełno" Aminu z 15 punktami i 14 zbiórkami, trochę zmuszony do tej nadaktywności wobec impotencji ofensywnej Lillarda i McColluma. Zwłaszcza, że Gerald Henderson nie jest w stanie zagrać dwóch dobrych meczów z rzędu. Po 19 punktach w Denver przeciwko Memphis skromne 7 i pyskówka z sędzią zakończona faulem technicznym.

To był brzydki mecz z obu stron. Grizzlies-38,5%FG, Blazers 38,9%FG. 3 trójki gości, 7 gospodarzy.  Jakby zawodnikom od oregońskiego zimna zgrabiały ręce. I tylko Zach Randolph był gorący, jak prawie zawsze przeciwko swej "alma mater" w NBA.

Przed Portland jeszcze cztery z rzędu spotkania u siebie. Najbliższe z nich, w środę przeciwko Clippers. Może Damian Lillard i Blazers będą mieli powody do radości także po meczu;)
 
 
 
 
 

14 komentarzy:

  1. Behemot10:55

    Widzieliście numer z McCollumem? Od fana Sacramento komentarz na blazersedge.com:
    "From the rest of the NBA, I congratulate you on the most clever, sly, subtle tank job I've ever seen.

    I never would have thought of something like that in a million years."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:24

      tez czytałem coś na ten temat ale to był chyba jakiś zwykły błąd proceduralny przy zgłaszaniu zawodnika do meczu.

      Usuń
    2. Nie doszukiwalbym się drugiego dna. Doc R podobno przeżył to juz dwa razy

      Usuń
    3. Behemot13:04

      Możliwe. Legia miała ciekawsze pomyłki ;) Choć zapomnieć o swoim drugim najlepszym graczu na pewno nie jest łatwo.

      Usuń
  2. Anonimowy21:15

    O co chodzi panowie bo nie czytałem tego komentu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy23:47

      Blazers bodajże nie zakreślili McColluma kółkiem w zgłoszeniu do meczu przez co został uznany za nieaktywnego. Oba sztaby spytały się przedstawiciela ligi czy może grać, a ten oddał decyzję Doc'owi Rivers'owi. Ten się nie zgodził. CJ nie zagrał.

      Usuń
    2. Anonimowy06:24

      dzieki

      Usuń
  3. Behemot10:44

    Hej, bardzo ciekawy artykuł dziś na blazersedge.com. Eric Griffith zebrał argumenty wskazujące jak ważne jest żeby zachować tegoroczny wybór w drafcie. W skrócie podaje 2 główne powody:
    - niskie wynagrodzenie dla graczy z draftu w porównaniu z wolnymi agentami (tym bardziej, że wzrasta salary cap, a nie wzrasta jeszcze wynagrodzenie dla rookies z tego naboru);
    - Największą zaletą NO są dobre wybory w drafcie (na rynku FA radzi sobie gorzej). Jego historia wyborów (praktycznie "flawless"):
    2008: Eric Gordon, (No. 7) DeAndre Jordan (No. 35)
    2009: Blake Griffin (No. 1)
    2010: Al-Farouq Aminu (No. 8), Eric Bledsoe (No. 18)
    2012: Damian Lillard (No. 6), Meyers Leonard (No. 11), Will Barton (No. 40)
    2013: C.J. McCollum (No. 10), Allen Crabbe (No. 31), Jeff Withey (No. 39)
    Dodatkowe argumenty ode mnie są takie:
    - Blazers jako organizacja historycznie nie radzą sobie dobrze na rynku wolnych agentów (ostatni naprawdę dobry nabytek to Camby, a jeśli szukać "game changera" to chyba Rod Strickland, albo Wallace ;P).
    - gracza z draftu zespół jest w stanie związać aż na 9 lat (z FA maksymalnie na 4, a bardzo często w praktyce na krócej).
    - zachód jest w tym roku wyjątkowo słaby. Nie sądzę żeby to potrwało dłużej, co oznacza, że nawet dostając się w tym roku do play off z dajmy na to 38 zwycięstwami (tak jest, tyle może wystarczyć) byłby to w gruncie rzeczy wynik "na wyrost", spowodowany bardziej słabością reszty, a nie siłą Blazers.
    Ktoś jeszcze liczy na play offy? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy14:09

    bezsprzecznie jak najwyższy wybór w drafie to powinien być nasz priorytet. Mi sie wydaje ze narzazie gramy na max-a ale po ASG zmienimy trochę kurs i spróbujemy wylądować gdzieś ok top 5.
    Mnie bardziej jednak ciekawi co będzie z McC. Pod nieobecność Lillarda pokazał ze on tez sam może ciągnąc zespół na dużej skuteczności a cyferkowo to wyglądal jak J.Harden. Moze to brzmi głupio ale mi naprawdę wydaje sie ze jest o jednego za dużo. Jasne ze każdy chciałby mieć ich obu ale czy nie lepiej trochę ten S5 zróżnicować i wymienić za kogoś również "legit" ale na innej pozycji ? za dwa lat będziemy musieli płacić dwa max-y w samym beckcourt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot14:42

      Musieliby obaj mocno poprawić obronę żeby ich wspólna gra miała większy sens. Masz 100% racji, oni się nie uzupełniają, te same wady i zalety. Teraz gra wygląda trochę jak: "najpierw moja kolej, potem twoja, ok?". Podobny problem ma Philly z przodu, wg mnie to naturalny partner do wymiany. Noel i Okafor też razem bez sensu. Szkoda tylko, że Lillard tak się przyjaźni z CJ'em, bo może chcieć mieć kumpla obok.

      Usuń
    2. Ciekawe co piszesz i niestety muszę przyznać Ci rację. W pewnym momencie obecność Lillarda i CJ zacznie być przeszkodą do wejścia na wyższy poziom. McCollum jako rezerwowy może się dusić i może sam będzie chciał odejść.

      Usuń
  5. clydetheglide05:58

    Ceterum censeo Meyers "moja twarz przekonuje jakie jest moje IQ" Leonard musi odejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy10:32

      Dziś w nocy jako jedyny miał pozytywny plus minus.

      Usuń