11 lutego 2016

Houston mają problem


Rockets (27-28) @ Blazers (27-27)   103-116

Wiedzieliśmy już mniej więcej, że w tym roku Houston mają problem, z czego ostatnio cieszyli się fani  Portland po relaksującej wyprawie do Teksasu. Teraz przyszedł czas na rewanż i wiadomo było, że rywal będzie chciał się odgryźć. Z kolei TrailBlazers w tym nie-do-końca-wiadomo-o-co-gramy sezonie atakuje coraz śmielej pozycje Play-offs. I to nie dlatego, że grają świetny basket, ale głównie ze względu na rozczarowujących rywali w tej nieco słabszej niż ostatnio konferencji zachodniej. Takich choćby jak Rakiety. 

Początek meczu PTB kontra Harden/Howard zdecydowanie dla tych drugich. Taktyka zagram lobem do Howarda w paint, która zupełnie nie sprawdzała się podczas ostatniej konfrontacji, tym razem wyglądała wzorowo. Jak Howard miał piłkę, były punkty. Ogrywał niemiłosiernie Plumlee, który chyba dosyć szybko stracił ochotę do gry. Potem gdy wszedł Leonard  (tak, Blazers zagrali nim długie minuty na poz. nr 5 ), wyglądało to dosyć zabawnie, gdy masował się z DH12 pod koszem. Z kolei gdy Howard nie dostał piłki, swoje robił Harden - penetracje, wymuszanie fauli, rzuty z dystansu. Tych dwóch panów załatwiało całą ofensywę Rakiet i wydawało się nawet, że jako jedyni z całej drużyny zdobędą punkty przez całą pierwszą kwartę (czego nie mogę sobie przypomnieć z żadnego innego meczu NBA). Jednak Corey Brewer w ostatniej sekundzie ostatniej akcji kwarty celną trójką z rogu uratował honor pozostałych nieodpalonych jeszcze Rakiet.

W ofensywie pick&rolle Blazers napotykały się z wysoką obroną gości, switchowaniem i pomocą ze skrzydeł do gracza z piłką. Parę razy udało się przedrzeć pod kosz, ale tam albo drżały rączki, albo drżenie to wywoływał cień Dwighta Howarda. Wynik trzymał Lillard, zadziwiająco skuteczny z dystansu Harkless zastępujący Vonleha (który ubrał się dziś w gustowny dresik) oraz całkiem zdumiewający Leonard, który nie wywlekł tym razem bez opamiętania trójek, a rzucał skutecznie z półdystansu oraz (sic!) spod kosza. Henderson po zameldowaniu się na parkiecie koniecznie chciał wszystkim udowodnić, jaki z niego strzelec, co kompletnie mu nie wychodziło. Na szczęście napompowany energią rzucał wolne po nieprzepisowych zatrzymaniach przez rywali owej energii pod koszem. Co ten Henderson dzisiaj wziął? Bo chyba nie syrop klonowy.

Do połowy drugiej kwarty było dosyć nudnawo, śpiąco, na trybuny leciały hot-dogi wystrzeliwane przez armatki (rakietki?), aż wreszcie wracający po stracie Beverley sfaulował Lillarda. Tak go wyprowadził z równowagi, że ten po nie przyznaniu jednak flagranta w akcji w ataku szukając rewanżu sfaulował obrońcę. Widać było, że albo Stotts posadzi Lillarda (czego nie zrobił), albo Damian się zemści. Niebezpiecznie jest jednak wk...ć Lillarda. Zaraz o tym przekonały się Rakiety, bo pobudzony Lillard trafił, skutecznie asystował, poderwał kolegów do ataku i wreszcie Portland osiągnęli na parkiecie przewagę. Pierwszą połowę równo z końcową syreną śmiałym atakiem kosza skutecznie zakończył Damian.11 plus do przerwy to niezła zaliczka.

Zaraz jednak po przerwie gospodarze ją powiększyli, bo przypomniał o sobie McCollum, niewidoczny do tej pory. Ed Davis i M. Plumlee pozostawali niewidoczni przez całe spotkanie, a A. Crabbe, choć dziś nie trafiał, ładnie pracował w obronie i wciskał wszędzie swoje dłonie. W ogóle PTB wymusili bardzo dużo strat Houston i z tego, ale także bardzo często wyprowadzając piłkę spod obręczy, kończyli akcję kontratakiem. Tutaj wielki talent pokazał Lillard, szybko i skutecznie podając, co kończyło się akcją w 3 sekundy. Gospodarze mieli ogromną przewagę w punktach z kontry i transition offence wyglądała naprawdę dobrze. I widział to trener, a może nawet założył taką taktykę. I widział on, że to było dobre...

To co nam ułatwiało życie to straty gości oraz cień samego siebie Howarda w drugiej połowie. Rakiety zaczęły więcej rzucać z dystansu, ale wiele to im nie pomogło. Oczywiście Harden był unstoppable, ale kiedy w IV kwarcie przestrzelił oba wolne, wiedzieliśmy, że jest zmęczony. Jeśli z kieszeni wypada ci duet H/H, to w rękawie nie znajdziesz już asa. Końcówka należała zdecydowanie do Blazers, którzy zachowali więcej sił, a Lillard przyjął wyzwanie Hardena i match-upu tego na pewno nie przegrał. Wygraliśmy zdecydowanie liczbę przechwytów (13-6) i strat (13-20).

Jesteśmy na  7 miejscu konferencji i chyba z tego powodu wypada się cieszyć :-) a nie płakać. Damian Lillard z kolei na otarcie łez przy braku wyboru do ASG (jako jedyny z top 10 strzelców) dostał nominację do amerykańskiego teamu na igrzyska olimpijskie. Quo vadis, ligo?



12 komentarzy:

  1. Dlaczego smiac? Momentami gramy o wiele lepszą kloszykowke niz za czasow LMA, tylko to ciagle Wasze nastawienie, iz mamy cienki sklad i wypadaloby byc na 12-13 miejscu....

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawostka: Lillard był dziś +28; McCollum -16 (o ile to nie pomyłka)

    OdpowiedzUsuń
  3. pdxpl10:27

    ...a Hendo +16. Davis 10 zbiórek w 4 kwarcie. Gramy dobrze, momentami bardzo dobrze, ale żeby sprawdzić , w którym miejscu tak naprawdę jest ta druzyna trzeba ekip dużo mocniejszych niż Houston;A wiec nie jaramy się, spokojnie przyglądamy się rozwojowi sytacji;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot10:45

    Nie ma co, pięknie grają ostatnio, widać, że w przeciwieństwie do rakiet wszyscy się super ze sobą czują. Szkoda, że na wszystkich tych graczy nie starczy pieniędzy i ten konkretny skład jest nie do utrzymania (musiałem ;P).

    OdpowiedzUsuń
  5. Monster Game Harklessa

    Nie starczy pieniedzy? To juz mamy nagle tak zajebista ekipe ze nie starczy pieniedzy? Pytam powaznie bo nie znam sie na tych tajnikach salary....

    Memphis zle, Houstona na wyjezdzie i u siebie zle bo slabi, bo to, bo tamto. Teraz walniemy GSW, ale czuje ze po meczu bedzie ze oni po weekendzie gwiazd, ze nie chca rekordu Bulls itd itd itd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot11:09

      Mamy niefart, że kontrakty kończą się w momencie gdy będzie szaleństwo na rynku, a Crabbe i Leonard to RFA, a Hendo FA. Moje typy:
      Crabbe - 9-12 mln;
      Leonard - 10-15 mln (tak wiem, paru z Was się tu uśmiechnie i pomacha mu białą chusteczką);
      Hendo - 10 mln.
      CJ (dopiero za rok) - max, chyba ok 20 mln.
      Gdyby ich wszystkich zatrzymać to z Lillardem mamy razem 79 mln (salary to ok 100), a to przecież dopiero 5 graczy. Rozwój oznacza kasę, takie życie.

      Usuń
    2. pdxpl13:29

      O to wlasnie chodziło, o rozwój talentów, co przekłada się na wzrost assetu. to niewiarygodne, jak Stotts wygospodarował czas im wszystkim, a oni odwdzięczyli się taka grą. teraz Olshey ma milion wariantów do ewentualnych wymian.( ale chyba jeszcze nie tej zimy, chociaż sytuacja Hendo nagli)

      Usuń
    3. Behemot13:45

      Jeszcze bardziej niewiarygodne jest jak te wszystkie draftowe wybory wypaliły. Lillard, CJ, Leonard, Crabbe, Barton. Kto tu jest czarodziejem, Oshley czy Stotts? Pewnie obaj. Paul Allen szukał długo, ale w końcu znalazł obsadę 2 najważniejszych stanowisk w klubie.

      Usuń
  6. Jako, iz odezwal sie do mnie Piotr to sobie przypomnialem :)

    Czytaliscie to prawda? http://szostygracz.pl/2016/02/09/blazers-grizzlies Co za wypas relacja :) chociaz ja 50% nie zrozumialem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy21:55

    Shabbazz Muhamada z Minessoty na liście życzeń Oshleya. Greg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy09:02

      Ooo Matko Boska.. mam nieodparte wrażenie ze naszemu GM nie za bardzo zalezy na obronie ..;) w Lato goni Monroe, Kantera ..teraz Shabbazz. Za czapkę gruszek możne byc, ale Mini go za tyle nie puści chyba.

      Usuń
  8. Behemot08:43

    Ktoś wytrzymał wczorajszego World vs USA dłużej niż 5 minut?

    OdpowiedzUsuń