28 lutego 2016

Stępione rogi byków



Blazers (31-28) @ Bulls (30-28) 103-95 
Nie był to wielki mecz. Nawet nie był to mecz przeciętny. Oglądało się to ciężko, pomimo prowadzenia Blazers praktycznie przez cały mecz.

Pierwsza kwarta oparta była głównie na penetrowaniu strefy podkoszowej przez Lillarda. Chicago jest jedną z niewielu (a już tak osłabione Chicago szczególnie) drużyn w lidze wyraźnie gorszych od Blazers pod koszem. Mogliśmy więc podziwiać nieczęsto spotykaną dominację Plumlee i Davisa. Na efektowną akcję pozwolił sobie nawet Vonley. Blazers zbudowali 10 punktową przewagę na początku drugiej kwarty i dość niepewnie, ale utrzymywali ją do końca meczu.
Końcówka była jednak nerwowa, głównie z powodu nienajlepszych decyzji Lillarda. Do zwycięstwa wystarczył jednak znakomity blok Davisa na 2 minuty przed końcem i odporność nerwowa Plumlee na linii rzutów osobistych. Może gra nie była bez zastrzeżeń (a na pewno nie była, prawda Kolego McCollum?), ale takie mecze też trzeba wygrywać. 31 zwycięstwo w sezonie cieszy. Porażki Houston i Utah przybliżają Blazers do upragnionych (czy aby na pewno?) Play Off.

Teraz zaledwie kilka godzin odpoczynku i o północy polskiego czasu (przyzwoita pora dla polskich kibiców) dużo trudniejszy test w Indianie.

ptb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz