9 grudnia 2016

Komedia omyłek

Przez długi czas mecz ten kwalifikował się do nagrody na najbrzydsze spotkanie sezonu, z czasem jednak zaczynał przeradzać się w najśmieszniejsze wydarzenie, ażeby w samej końcówce zapracować na najżałośniejszą porażkę.


Jakby kłopotów w rodzinie TrailBlazers było mało to jeszcze kontuzję złapał niezawodny od początku sezonu Moe Harkless. Faktycznie coś mu się tam stało podczas jednej akcji meczu z Bucks, ale postrzegając go jako megatwardziela przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Tym czasem okazało się, że uraz wykluczył go w meczu z Niedźwiadkami i historyczny występ w pierwszej piątce zaliczył Evan Turner. Jak zmieniać to zmieniać pomyślał Terry Stotts i ponownie ujawnił swoją słabość do Legendy. Wystarczyły trzy rzuty za trzy żeby Meyers Leonard zapracował na podstawowy skład. "Odwdzięczył się" zerowym dorobkiem punktowym i skłonnością do łapania fauli. Co ciekawe Ed Davis radził sobie o niebo lepiej: 10 pkt + 10 zbiórek, w tym aż 6 na atakowanej tablicy. Zamienił stryjek siekierkę na kijek.

Rotacja pierwszej piątki nie wyszła więc na korzyść. Blazersi w tym sezonie raczej zaczynają mecz skutecznie, tym razem na pierwszych 10 rzutów do kosza drogę znalazł jeden. Sprawy w swoje ręce wziął Damian Lillard i coś tam trafiał, ale niestety tylko do pewnego czasu. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo gospodarze spisywali się dużo żałośniej. Trudno przy nich narzekać na kontuzje, bo sami wykupili całe piętro miejscowego szpitala, gdzie ulokowali graczy z urazami, z liderem Mikem Conleyem na czele. Tak mocno przetrzebiony skład wygrywał jednak ostatnie mecze, co powinno być przestrogą dla Blazers. Ale nawet jak było, to I kwartą Niedźwiadki uśpili tą czujność. 14 pkt przez 12 minut gry to nawet na Polską Ligę Koszykówki by nie starczyło.

Goście z Portland mieli przygotowany swój comeczowy prezent dla rywala na II kwartę. Kilkuminutowy przestój bez zdobytych punktów i z tradycyjną, czyli pozorowaną, obroną pozwolił odrobić gospodarzom straty i wyjść, na chwilowe, prowadzenie.
Losy meczu odwracał McCollum, który w przeciwieństwie do Lillarda rzucał mało, ale celnie. Na przykład za trzy rzucił 4 razy celnie. 24 pkt z zaledwie 13 rzutów to wynik bardzo poprawny. Chociażby w porównaniu do 19 pkt z 18 rzutów Lillarda, który jednak nie tym zawalił swoim kolegom wieczór.
Grizzlies natomiast skupili się na dyskusjach z sędziami. Dobrze wiemy, że też mamy sporo zastrzeżeń do postawy sędziów. Ale sytuacja gdy gracz gospodarzy wali centralnie w twarz Lillarda, a hala domaga się linczu na sędziach możliwa jest chyba jednak tylko w Memphis.

I tak toczył się ten mecz, wydawało się bezpiecznie dla Portland. Drużyna Terry Stottsa nawet zbudowała solidną przewagę w IV kwarcie i można było spokojnie czekać na kilka udanych akcji liderów, żeby zainkasować kolejną wiktorię. Grizzlies jednak w ciemię bici do końca nie są i doszli do słusznej konkluzji, że jak mają w składzie jednego zawodnika posiadającego talent koszykarski, to trzeba grać przez niego. Marc Gasol rzucił Blazersom 36 punktów, a przede wszystkim w kluczowym momencie z łatwością zniwelował prowadzenie. Trochę im to ułatwili goście, którzy próbowali rozwiązań z góry skazanych na niepowodzenie. Można więc było liczyć, że przynajmniej końcówka wynagrodzi ten ból oglądania starcia w Memphis.

Niestety sprowadziła się ona do błędów trenerów i konkursu rzutów wolnych. Najpierw faul wymusił Evan Turner i osobistymi wyprowadził gości na prowadzenie. Nie on jednak rozstrzygnął losy meczu. W odpowiedzi gospodarzy zrobili to samo i objęli prowadzenie. Czas jeszcze był, ale tylko na tablicy świetlnej. Okazało się, że mistrz strategii Terry Stotts wykorzystał wcześniej, nie wiadomo za bardzo po co, wszystkie przerwy i gracze na parkiecie musieli sami sobie wymyślić wariant kluczowej akcji. To co wpadło im do głowy nie przyszłoby pewnie na myśl żadnej zdroworozsądkowo myślącej istocie żywej. Zagrali bowiem przez Masona Plumlee. Owszem to mogło nawet zaskoczyć rywala, bo Mason, przy całej sympatii dla jego osoby, dzień miał nad wyraz słaby. Pewnie niektóre jego zachowania na boisku krążą po sieci, ale nawet nie nękając go tymi urywkami statystyka mówi wiele: na 9 rzutów trafił jeden i z dorobkiem 4 punktów miał rozstrzygnąć losy meczu. Rywale jednak litości nie mieli i po prostu go sfaulowali. Mason na linii rzutów też pewniakiem nie jest, łagodnie mówiąc. Co prawda raz trafił, ale drugi raz już nie. Remis i 7 sekund do końca.
Gospodarze jak się okazuje na ławce mają równie przewidującego stratega i także już czasu nie mieli, więc musieli z piłką przebyć całą długość parkietu. Na wypracowanie rozsądnej pozycji rzutowej już oczywiście czasu nie starczyło, więc na zdrowy rozum powinien być remis i dogrywka. Ale w tym momencie po raz drugi w przeciągu kilku sekund rozum stracił Damian Lillard, który sfaulował rywala, ten trafił dwa osobiste i odesłał Blazers na kolejny mecz wyjazdowy z 12 porażką na koncie. Co mogło ucieszyć tylko tych, którzy już nie mieli czasu na oglądanie dogrywki. I oczywiście wprowadziło w stan ekstazy całe Memphis, które chyba traktowało dzisiejszą rywalizację, jak decydujący o Mistrzostwie NBA mecz.

18 komentarzy:

  1. Anonimowy10:56

    Ja pierdole, ale padaka. :-) Juz straciłem cierpliwość. Dziadek Allen raz na 100 lat sypnął kasą i co?

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  2. kalinowski198711:26

    i dupa. Wszyscy chyba myśleliśmy, że będzie lepiej. Wygląda to źle. Najgorsze jest to, że nikt tego szrotu nie będzie chciał na wymianę.Legenda nadaje się tylko do tarcia chrzanu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Behemot11:42

    Oj tam, oj tam, po prostu na zbyt wiele liczyliście przed sezonem. Zresztą wszystko może się jeszcze dziesięć razy odwrócić. No i nie ma takich umów, których nie da się wymienić. Widać przy okazji ile na ten moment znaczy Harkless.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy11:56

    Poł biedy już z wynikami, ale ja nie rozumiem, ktoś to powinien zbadać, jakie stosunki łączą Stottsa i Myersa. Wujek, partner, kochanek? Co to ma być się pytam?

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot12:23

      Ed Davis niby taki lepszy? Może w tym meczu był, ale ogólnie również słabo. Gra tymi kogo ma, a kogo ma każdy widzi.

      Usuń
  5. kalinowski198712:11

    mam lepsze pytanie: czemu nie wpuszcza Napiera ? pomimo, że on nieźle grał przed sezonem zasadniczym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chief12:24

    Rok temu PTB mieli bilans 10-14...

    OdpowiedzUsuń
  7. kalinowski198712:58

    i w cholerę wolnej kasy na kontrakty... W tym roku miało być inaczej, lepiej. Allen jakby widziała, że nie będzie różnicy między tymi dwoma sezonami, to by tyle śrutu nie wydał w lecie

    OdpowiedzUsuń
  8. pdxpl12:59

    Grizz byli fatalni w tym meczu, to kim byli Blazers? W tej chwili to jest atrofia. Tu nikt nie wie i nie umie nic zrobić. Nie ma co czepiac poszczególnych graczy, plus /minus wszyscy szorują po dnie. Przegrać z tymi Grizz, w tym składzie personalnym... załosne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozostaje tylko wierzyć w Jezusa...Festusa! ;) "przyjdzie walec i wyrówna"

    OdpowiedzUsuń
  10. PrzemoW22:48

    Nie było mnie w domu dziś cały dzień , specjalnie nie sprawdzałem FB i innych źródeł eby nie znać wyniku ... właśnie oglądnałem ..to coś ... WTF ??? Ja pierdole (przepraszam) co to kurwa ma być? (znów przepraszam) Jezu nie istniejemy jako zespół ... wiem że mecz z dupy ,ale nawet taki mecz z dupy prowadząc "wysoko" w Q4 trzeba wygrywać... nie wiem co to będzie dalej czy wytrzymaja presję i nic nie zmienia czy stwierdzą że jest lipa i będa wymiany na potęgę ,tylko kto weźmie tak grających Portlandczyków :( Smutno na to patrzeć... oby z tego syfu zrobiło sie to co w poprzednim sezonie ,ale to raczej nie będzie mieć miejsca :(

    OdpowiedzUsuń
  11. PrzemoW11:20

    Harkless tylko skręcona kostka ... na Indianę ma być gotów :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Behemot19:13

    Nie przesadzacie trochę po meczu 3w4b2b, bez Harklessa i z dopiero wracającym Aminu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy20:37

      Czy to pierwszy taki mecz, czy 6-7 w tym sezonie już.
      Niech mi ktoś powie, jaki mecz do tej pory był najlepszy w naszym wykonaniu? Ten z Indiana?
      Każdy mecz jaki oglądam wydaje się taki sraki (nie potrafię znaleść zamiennika), a każda wygrana wysrana :-)

      Karol PTB

      Usuń
  14. Anonimowy20:08

    Grizz byli na 30%fg i 65%z osobistych. Po za Gasolem zadnych atutów. Przegrać z tak słabą ekipą to wstyd, po prostu. To nie MEM to wygrało tylko Blazers przepieprzyło w sposób trudny do zrozumienia. Można przegrać ,ale nie w takim stylu, z tak slabą ekipą jaką w tej chwili są Memphis. Intersujace będzie jak Portland zamierza wstać po tym z kolan i czy w ogole jest to możliwe. btw, jeśli widzimy w Harklesie męża opatrznościowego...
    pdxpl

    OdpowiedzUsuń
  15. Memphis są 16-8 i w serii zwycięstw. To że grają brzydko nie znaczy że tak prosto ich pokonać

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak się spreze to może Wam załatwie 2 wygrane

    OdpowiedzUsuń