Strony

28 marca 2019

Byki w sosie Curry

BLAZERS (47-27) @ BULLS (21-55) 118:98

Wizyta w Chicago, czyli tam gdzie wielu starszych fanów Blazers złapało "zajawkę" na blazermanię podczas pamiętnych finałów z początku lat 90-tych ubiegłego wieku, to okazja do pierwszej próby odnalezienia się po katastrofie jaka przydarzyła się podczas drugiej dogrywki na dwie minuty i dwadzieścia dwie sekundy, istne fatum "dwójek", przed końcem meczu z Brooklyn.

Na newralgicznej obecnie dla PTB pozycji w podstawowym ustawieniu gra, i zapewne będzie grał także w kluczowych meczach - Enes Kanter. Znamy jego defensywne ograniczenia, widać że będzie się starał je nadrabiać ambicją, co na tej pozycji często skutkuje problemami z faulami. W rotacji wchodzi odspawany od ławki rezerwowych Meyers Leonard, który jeżeli ma być przydatny to raczej w schodzeniu na obwód - dzisiaj tylko stamtąd próbował punktować, z negatywnym skutkiem. Do pomocy dołącza Zach Collins - ten w trochę lepszej dyspozycji ofensywnej niż w trakcie sezonu, ale również z syndromem łapania głupich fauli. Mecz z beznadziejnymi Bulls oczywiście nie mógł dać odpowiedzi, czy coś się z tego pozytywnego wykluje, ale były takie momenty gdy znany nam Robin Lopez robił pod koszem to, co zazwyczaj robi z wrogimi mu maskotkami.
A i statystyka punktów podkoszowych jednoznacznie wskazuje, gdzie playoffowi rywale będą szukać prostych dróg w pokonaniu wyżej rozstawionych Blazers. Bo i z umocnienia na trzeciej pozycji nie ma za bardzo się co cieszyć - perspektywa rywalizacji z LAC, a w półfinale z Denver byłaby ponętna, gdyby nie sytuacja "2:22".
W takich okolicznościach martwi najmniejsza negatywna oznaka jak dzisiejsza nieskuteczność Lillarda, któremu wpadał co czwarty rzut, spadek formy Laymana, chimeryczność Harklessa i brak wsparcia Turnera. Na tym miernym tle konsekwentnie wyróżnia się Seth Curry, który trzymał drużynę, gdy Bulls próbowali coś tam dzisiaj pograć. Dla dzisiejszego meczu to zresztą miało marginalne znaczenie, bo już na początku drugiej kwarty mierna aktywność Byków zaowocowała dwudziestopunktowym prowadzeniem.
Była więc również okazja do obejrzenia na parkiecie Simonsa, Trenta i Labissiere.
A jeżeli faktycznie planem na sezon jest 50 zwycięstw - to pomimo tych wszystkich złych okoliczności, zostanie on wykonany, zapewne z nawiązką.
Teraz jeszcze trzy mecze wyjazdowe, z których wyzwaniem będzie przede wszystkim wyjazd do Detroit.

8 komentarzy:

  1. Błąd. 2:22 W meczu z Nets nie z Pistons ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Simons to ma kocie ruchy, tylko ten rzut jakiś dziwny choć wyjątkowo celny. Za to w obronie zagubiony jak Stotts w końcówkach.
    Po raz kolejny Collins pokazał przebłyski fantastycznego gry. Zaczynam się zastanawiać od jakiegoś czasu, bo przecież Stotts musi widzieć, że Collins to rasowy C, że może ta cała gra Zacha na PF jest celowa, by się chłopak stał bardziej uniwersalny i rozwijał się nawet kosztem wyników. Nieee. Choć innego powodu na grę Kantera w s5 nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taktyka wojenna

      Przyzwyczajamy do zwykłych zachowań a w PO wyjdziemy Collinsem na C i Kanterem na PF 😁

      Usuń
  3. Z całej tej fatalnej sytuacji 70% mego "beeee" składam na karb żalu nad biednym Nurkiem i poszkodowanymi PTB w sytuacji tegorocznych playoffs, które oddawiendawna mogły przynieść wymierny sukces (WCF), a 30% wylewam na ponowną przyjemność podziwiania Meyersa Leonarda w koszulce yin/yang

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak po cichu minęło 5 meczy bez CJa. Na razie tragedii z tego powodu nie ma ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy08:26

      Znowu się zacznie ��

      MFA

      Usuń
    2. Mimo wszystkich wad CJ to brakuje go w zespole. Lillard gra za dużo i na dłuższą metę nie da się samemu ciągnąć zespołu.

      Usuń
  5. Ale ten wschód cienki...

    OdpowiedzUsuń