Strony

4 grudnia 2019

Podskoczyć, ale nie dosięgnąć

BLAZERS (8-13) @ CLIPPERS (16-6) 97:117

W pierwszej połowie jeszcze jakoś to wyglądało. Rain Bros wymykali się z pułapek Clippers, Whiteside radził sobie z Zubacem, gracz tygodnia Konferencji Zachodniej wytrzymywał presję, z ławki punkty dostarczał Simons. Po zmianie stron szybkie 0:7  i było już tylko gorzej. Spotkanie przybrało formę mocniejszego sparingu, dla Blazers przed back-2-backiem z Kings, dla gospodarzy przed piątkowym hitem w Milwaukee.

Po meczu Stotts z Lillardem zgodnie twierdzili, że priorytetem było ograniczenie Leonarda i Williamsa. I to akurat nie wyszło Blazers źle. Liderzy LA trafili zaledwie 7 z 29 rzutów, ale Rivers, w przeciwieństwie do Stottsa ma  wybór. Paul George tylko raz pomylił się zza łuku, a próbował siedmiokrotnie. W sumie ultra efektywne 25 punktów, bez większej presji ze strony Blazers, pozwoliło mu poprowadzić bezpiecznie całą resztę Clippersów do szczęśliwego finału.

W decydującej trzeciej kwarcie Montrezl Harrell zrobił więcej punktów-9 niż Lillard z McCollumem. Stotts grał wówczas ciągle  zbyt miękkim Labissierem i całkiem nieprzytomnym Tolliverem.  Wzorcowy przykład tego, jak cierpieć będzie Portland mając tak ubogie zasoby w starciu z szerokimi rotacjami.  Wszystko mogło wyjaśnić się wcześniej, ale Whiteside wykorzystywał podania Lillarda i kąsał w obronie.






















Kiedy jednak, przy nie pozostawiającej złudzeń przewadze Clippers,  sędziowie odgwizdali mu kuriozalny faul w ataku, mógł skwitować to tylko ironicznym uśmiechem. Stotts jeszcze się dziwił, ale w minutę później po tym jak Melo trójkę Pattersona okrasił faulem i on nie wytrzymał. Szybki time out,  do końca grała już banda Laymana "Małego". Bardzo dobra, nie częsta, wczesna decyzja trenera Portland, aby "nie mordować" Lillarda i McColluma grą  do  samego  końca. Wypoczęci Rain Bros przydadzą się bardziej w starciu  z Kings- rywalem, który, w przeciwieństwie do Clippers, powinien być w zasięgu przeciętnych Blazers. 

W Los Angeles mogli Blazers  po podskakiwać, ale nie dosięgnąć Clippers. Warunki, talent były po stronie przeciwnika. Zwyczajnie nie ta kategoria wagowa.  Ale jutro przeciwko Sacramento lepiej powinien wypaść Rodney Hood. Dzisiaj, umordowany pilnowaniem Kawhia, zdecydowanie poniżej normy w ataku. Może więcej minut niż skromne dziewiętnaście dostanie nieoceniony w obronie  Bazemore ( te  "lebronowskie" bloki w powrocie to obrony!), a Melo znów wytrzyma więcej niż dwie kwarty. Na pewno będzie lepiej, bo mecz w domu, i gdzie Kings do Clippers.

Ps  Dla powtarzających "jak to kiedyś w Portland dobrze było" i ocierających cały czas łzy po stracie, na przykład , Moe Harklessa. 22 minuty, 0 punktów, 1 zbiórka, 1 asysta. Tolliver miał tyle samo w 4;)

3 komentarze:

  1. Może to nie był głupi plan, zatrzymać Leonarda i Williama, bo na PG nie ma więcej rąk, ale to Harrell nas zamordował. Ze zdrowym Nurkiem i Collinsem może moglibyśmy nawiązać walkę. Mimo wszystko Portland jest budowane według jakiegoś tam sportowego schematu i tak naprawdę ciężko będzie przeskoczyć te super-team'y, bo zwyczajnie są -jak wspomniałeś - zbyt szerokie. Live goes on.

    OdpowiedzUsuń
  2. Harrell to dzik z Erymantu. O takiego wysokiego by nam choszilo - nie biega jak panieneczka po obwodzie tylko niszczy kosz. Harkless - typowy dla niego mecz RS gdzie jest a jakby go nie ma. Stotts oczywiscie zamiast load management dla liderow wysyla wszystkich w boj i jutro w b2b z Sacramento znoeu bedzie nereowa koncowka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na obronę Stottsa napiszę,że nikt ze S5 nie grał powyżej 30min i dlatego skosimy Sac u siebie. Wpływamy na spokojniejsze wody i czekamy na Nurka. Podobno Gasol dołącza do kadry trenerskiej, co jest wiadomością bardzo dobrą.

      Usuń