Obie drużyny przystępowały do meczu, będąc w b2b. Blazers zaskakująco ulegli wczoraj Orlando, a Grizzlies, z powracającym po kontuzji kostki Mike Conleyem, bez większych kłopotów wygrali z Dallas.
To o czym się nie mówiło przed tym spotkaniem to fakt, że Blazers trzykrotnie ulegali już Grizzlies w tym sezonie. I chociaż tak bardzo życzylśmy sobie, by tym razem było inaczej, rzeczywistość zweryfikowała nasze pragnienia. I to w bardzo bolesny sposób...
Pierwsza kwarta tego spotkania była naprawdę dobra. I to zagrana w zaskakująco szybkim tempie, o co mogłem podejrzewać Blazers, ale nie Grit & Grind Grizzlies. Mieliśmy sporo gry przez Aldridge'a, za którym wyraźnie nie nadążał Zack Randolph. Rzut z półdystansu, po koźle, pick'n'pop z Lillardem, czy też swoje ulubione zagranie w post - fade-away. Festiwal zagrań i 14 punktów po pierwszej kwarcie.
Grizzlies odpowiedzieli z kolei atakiem nieco bardziej zbilansowanym. Gdy Aldridge raz po raz kończył posiadania swojej drużyny (9 z 19 akcji w I odsłonie gry + 2 straty), rywale bardzo mądrze rozciągali grę, poprzez operującego w high-post Marca Gasola, który raz po raz dogrywał piłkę swoim ścinającym lub wybiegającym zza zasłon kolegom.
PTB mają 7. atak ligi, Miśki 14-ty - na boisku na pewno nie było widać tej różnicy.
Być może nie oglądałeś jeszcze tego meczu. I może nie przeczytałeś dziś niczego na nba.com. I w takim razie to mi przypadł obowiązaek poinformowania cię o tym:
LaMarcus Aldridge (kontuzja lewej dłoni) nie powrócił do gry w sobotnim meczu przeciwko Grizzlies.
Wyniki prześwietlenia były negatywne, ale według raportów gracz zmagał się z dużym bólem w dłoni i nie był w stanie poruszać nią po meczu. Sztab medyczny PTB nie przekreślił jeszcze jego szans na występ przeciwko Warriors (wtorek), ale zapowiedziano, że tym razem podjęte zostaną szczególne środki ostrożności, zanim ponownie dopuści się go do gry. Jego szanse na powrót w najbliższych dniach to mocne 'doubtful' "
Podkoszowy Portland zdołał jeszcze zagrać kilka minut w drugiej kwarcie, a nawet zdobyć punkty, ale to byłoby na tyle. Na druga połowę już nie wrócił, a jego miejsce w S5 zajął Meyers Leonard.
W drugiej kwarcie Blazers udało się odrobić 7-punktową stratę z I. kwarty i wyjśc nawet na prowadzenie 42:39, dzięki dobrej grze McColluma i Afflalo, ale od tego momentu gra kompletnie siadła.
42:39 --> 3 minuty gry --> 42:53.
Na drugą połowę wracaliśmy z 9-punktową stratę i bez Aldridge'a [patrz wyżej] oraz...Nicolasa Batuma..Gracz upadł w trakcie spotkania na parkiet i narzekał w przerwie na dokuczliwe bóle w dolnej części pleców. Na chwile obecną nie mamy wielu informacji na ten temat.
Grizzlies nie mieli problemów z utrzymaniem prowadzenia w II. połowie gry. Jeff Green ćwiczył pompki z obrotem na Dorrelu Wright'cie w lewym rogu, a Mike Conley rozjeżdżał nas w pick'n'rollu (Blazers znów nie palili się do zmiany krycia). Nie próbujcie nawet namówić mnie do opisania tego, jak nieporadny w obronie był Lillard przeciwko rozgrywającemu Memphis.
W żadnym momencie nie udało się już dojść rywali na bliżej niż 7 punktów, co nie znaczy oczywiście, że nie mieliśmy "momentów". DL świetnie penetrował do kosza, Wright w 24 minuty gry był +16, wykręcając 10 punktów i 6 zbiórek, a i Lopez szukał rozwiązań ofensywnych, próbując rozrzucać piłkę ze szczytu.
Brakuje jednak TheRainBros, bo Lillard i Afflalo złożyli się na marne 2/7 zza łuku (4 ostatnie spotkania to łącznie 13/40 #WesWróć )
Cóż więcej tu napisać. To najgorszy dzień w tym sezonie Blazers. Przegrywamy czwarty mecz z rzędu, tracimy Aldridge'a i Batuma [hej, noc wcześniej kontuzji barku nabawił się Chris Kaman i nie wiadomo kiedy wróci do gry], a przed nami mecz z Warriors, do których składu powrócic ma Klay Thompson.
Będzie L5?
Znakomity początek sezonu storpedowany został przez kontuzje - mniejsze lub większe, ale jednak takie, które ciągle nie pozwalają nam ujrzeć pełnego potencjału tej drużyny. I obawiam się, że kontuzja Matthewsa i widmo dalszych problemów Aldridge'a z kciukiem sprawiają, że nie dane nam już będzie zobaczyć TYCH Blazers.
To trzeci najgorszy dzień w tym sezonie. Pierwszy to dzień, gdy Wes zerwał Achillesa, co już boleśnie odczuwamy, a drugi - dzień, w którym Aldridge naderwał ścięgno w lewym kciuku - co - obawiam się, możemy odczuć boleśnie znów niedługo, albo nawet teraz... Tak, czy inaczej - nie poddajemy się i walczymy o 4 seed na zachodzie
OdpowiedzUsuńBędzie L5.
OdpowiedzUsuńPo co to pytanie retoryczne? :-(
tak się zastanawiam, dlaczego Sttots po kontuzji LA i Batuma, kiedy wiadomo było , ze Blazers tego nie wygrają grał do końca Lillardem, nie wpuszczając Blake'a?
OdpowiedzUsuńBo ma niestety przypadłość Toma Thibodeo z Chicago. Z podobnym niestety póki co skutkiem.
UsuńBlazers powoli przypominają bohaterów Agaty Christie "I nie było już nikogo".
OdpowiedzUsuń