1 grudnia 2015

Wirus



Blazers (7-11) @ Clippers (10-8) 87:102

Wirus rozłożył Damiana Lillarda i grę Portland Trail Blazers. Mecz z Clippers był  czwartym starciem, w ostatnich dziesięciu dniach, z drużynami z Los Angeles. I może na razie wystarczy. Chyba wszyscy zdradzamy symptomy przedawkowania. To, co działo się ostatniej nocy w Staples Center nosiło wszelkie znamiona 48-minutowgo garbage time. Można było odnieść wrażnie, że jedni(Clippers) nie chcą wygrać, a drudzy (Blazers) nie są w stanie tego zrobić.

 
Goście zaczęłi niespodziewanie od mid-range Vonleha, by kolejne punkty zdobyć dopiero po 5 minutach z rąk Lillarda. Ale wtedy było już 3:14 po tym jak Paul kręcił obroną Blazers, kreując łatwe punkty Griffina i Jordana. I gdyby nie trójki Lillarda, Aminu oraz Crabbe o grze Portland nie dałoby się powiedzieć niczego dobrego, bez złości mieszanej z politowaniem.
 
Później działy się rzeczy zadziwiające. Gospodarze prowadzni przez A. Riversa i J. Smitha nie trafili kolejnych 54386 rzutów, po drugiej stronie non-shooter M. Harkless trafiał w post-up, mid-range, zza łuku i z linii osobistych. Był 4/6 na 11 punktów, 2 przechwyty i jeden blok. Blazers zrobili run 15:0, odrabiając z nawiązką jedenastopunktową stratę z  kwarty otwarcia. Na niespełna 4 minuty przed końcem pierwszej połowy Stotts dał sygnał do hackowania Jordana, co  już do końca tego meczu pozostanie priorytetem w playbooku trenera Portland i jednym z wielu kuriozów tego wieczoru. Jordan stawał na linii rekordowe 34 razy, zdobywając 12 punktów. 
 
Może ta prosta taktyka przyniosłaby Blazers jakiś efekt, ale do tego potrzebna jest skuteczność własna. Tej zabrakło, bo chory Lillard ( wirus żołądka), zdobył do przerwy tylko 7 punktów, a CJ McCollum nie potrafił przejąć odpowiedzialności, kończąc co prawda  tę część gry efektowną trójką, ale to był zaledwie jego drugi celny strzał w ciągu 17 minut.  Zapaść rzutowa Clippers -19% i supernova Harklessa przyniosły zaskakujący remis.
 
Zmaltretowany przez wirusa Lillard nie był w stanie kontynuować gry. Zdobywanie punktów przez Blazers finezją i efektywnością przypominało pracę górnika, próbującego fedrować cyrklem. Najczęściej rzucał Aminu, i jak ostatnio często mu się to zdarza, nie trafiał. Dzisiaj 3/15, w ostatnich 5 grach tylko 26%. Plumlee i Davis dobijali swoje pudła albo faulowani rzeźbili statystyki z linii osobistych. Clippers wystarczyły jump-shoty Griffina, trójka Reddicka by odskoczyć na 10 punktów. W połowie 3 kwarty CP3 poszedł w ślady Lillarda i opuścił parkiet. Na przeciw siebie stanęły duety Rivers/Crawford-Frazier/McCollum. I to był najohydniejszy fragment gry, w tym najokropniejszym meczu jaki rozegrali Blazers w tym sezonie. No chyba, że ktoś potrafi ekscytować się jump-shotami Hendersona i znieść 18 osobistych w ciągu 7 minut. I DeAndre Jordan jest tu najmniejszym problemem. Dopiero na 2 minuty przed finałem Stotts się zlitował i wywiesił białą flagę. Jeszcze tylko Alekxander oraz Frazier z jump-shotami i można było kończyć ten pełen wirusów wieczór.
 
Los Angeles Clippers nie są drużyną, która aktualnie mogłaby stanowić zagrożenie dla SAS czy GSW. Blazers nie są ekipą, która jest w stanie pokonać nawet takich Clippers. Nie, bez Lillarda, nie ze skutecznością na poziomie 38%, nie z 5 trójkami w meczu, nie jeśli osią trenerskiej strategii ma być hackowanie,  a samemu trafia się osobiste poniżej 60%. I gdzie takie lub takie akcje zdarzają się zbyt rzadko.
 
15 punktów M. Harklessa to  być może  nie wystarczający powód, żeby zobaczyć to spotkanie więc chyba  warto odczekać i włączyć od razu dzisiejsze starcie z Dallas Wesa Matthewsa. Gorzej nie będzie, nawet jeśli Lillard opuści swój  pierwszy mecz w karierze.
 
 
 

9 komentarzy:

  1. Ale Jordan to i tak mistrz aby dwa wolne nie dotknęły nawet obręczy. ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy20:12

      Fajny jest recap na nba.com :-)

      Karol PTB

      Usuń
    2. Wodaiogien10:02

      ale dzięki temu fragmenty meczu Blazers były w polskim TVN24

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. No a co po Dallas? Odwrotnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy09:54

      Nie.
      Niezaleznie od tego jak dobre mecze zagra Myers raz ruski rok, to wkurza... mnie strasznie.
      I jego tato w marynarce tez ;-P!!

      Usuń
    2. Wodaiogien10:04

      martwić się starterami, czy cieszyć rezerwowymi?

      http://www.wodaiogien.com/#!portland-trailblazers/kn4m2

      Usuń
  4. 1. Najgorszy mecz ever
    2. s5 - Lillard, McCollum... i koniec, ławka Ed Davis i ... nic
    3. Meyers The Legend słabo, słabo, słabo...
    4. Terry Stotts skompromitował Portland wdrażając hack-a-Jordan w połowie kwarty, połowy i meczu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot12:28

      Będziesz miał ciężkie dni jak Blazers wyrównają w przyszłe lato czyjąś ofertę za niego na 18 baniek rocznie ;P

      Usuń