Warriors (48-5) @ Blazers (28-27) 105-137
8 stycznia 2016 roku, czyli dokładnie 7 tygodni temu, wizyta mistrzów NBA w Moda Center miała być, i po części była, dowodem bezzasadności walki o awans do czołowej ósemki. Styczniowy pojedynek uwidocznił przepaść, jaką dzieli młodą drużynę Blazers od czołowych zespołów ligi. Przepaść, którą jak się wówczas wydawało, zasypać można dopiero po szczęśliwym i przemyślanym pozyskaniu gracza w drafcie. Przed fanami Blazers widniała perspektywa długotrwałego procesu budowy drużyny. Nikt (no może jeden fan z Polski) nie podejrzewał, że o Drużynie przez duże „D” śmiało będzie można mówić już w połowie lutego.
Po 4 minutach meczu z GSW wszyscy gracze pierwszej piątki Blazers mieli na swoim koncie zdobyte punkty, nawet wracający po kontuzji Vonley trafił rzut za trzy. Po wejściu na boisko szybko udane akcje zaliczyli Crabbe, Harkless i Henderson, których uzupełniał aktywny w zbiórkach pod koszem Davis. Zespół, mający z założenia być oparty wyłącznie na grze Damiana Lillarda, może czasami wspieranego akcjami McColluma, prezentował się jako: zbilansowany, poukładany i wszechstronny. To, że nie opiera się WYŁĄCZNIE, ale że jednak w dużej mierze, udowodnił Damian w końcówce pierwszej kwarty rzucając w trakcie 72 sekund 10 punktów i wyprowadzając gospodarzy po raz pierwszy w ten magiczny wieczór na wyraźne prowadzenie.
Drugą kwartę od mocnego uderzenia rozpoczęli rezerwowi zwiększając przewagę do 19 punktów, nieśmiało sygnalizując gościom, co ich finalnie czeka w ten wieczór. Kryzys skuteczności w połowie kwarty skutkował zmniejszeniem dystansu do 6 punktów. Trzyminutowy okres bez kosza dał jeszcze nadzieję GSW, aż strach pomyśleć z jakim bagażem wyjechaliby z Moda Center gdyby się ten mały kryzys nie przydarzył gospodarzom.
Końcowa faza pierwszej połowy, to pomimo zmniejszenia straty, rosnąca irytacja i frustracja Mistrzów NBA. Najpierw szaleju najadł się Green reagując wściekłością na stosunkowo niekontrowersyjną decyzję sędziów. Następnie swój trzeci faul, w niegroźnej sytuacji, zarobił lider GSW Curry (24 punkty w pierwszej połowie). Wynik po pierwszej połowie 68:62, jakkolwiek zaskakujący pod względem dorobku punktowego Blazers, jeszcze nie przesądzał końcowego rozstrzygnięcia.
Jeżeli ktoś myślał, że po przerwie sytuacja wróci do normy ze styczniowej konfrontacji, szybko musiał weryfikować swoje zdanie. Gospodarze systematycznie budowali przewagę, ponownie wykorzystując wszystkie swoje atuty (McCollum, Lillard, a nawet Plumlee). Gwoździem do trumny lidera była akcja 3+1 Lillarda w połowie trzeciej kwarty, podczas której czwarty faul zaliczył Curry, co zupełnie odebrało mu ochotę do gry. Dzieła zniszczenia dopełnił Harkless trafiając: spod kosza (!!!), za trzy, z dobitki, przechwytując i asystując. 104:79 na koniec trzeciej kwarty to był nokaut. Moda Center już mogła świętować pokonanie faworyta całych rozgrywek.
Czwarta kwarta to zemsta Lillarda. 21 punktów w 8 minut gracza pominiętego w wyborach do weekendu gwiazd.
Myślę, że to dobra okazja żeby podziękować głosującym i decydentom, że nie wybrali Damiana do tego śmiesznego meczu i wyzwolili w nim pozytywnego pokłady ambicjonalne.
Przy okazji przewaga wzrosła do 38 punktów!!! 130:92. Jakby ktoś włączył transmisję przed szóstą rano polskiego czasu z pewnością nie uwierzyłby, że się dobrze obudził.
Ostatnie pięć minut to okazja na zapoznanie się z Robertsem (7 punktów) i gratka dla nielicznych (ale wiernych) fanów Kamana, który za punkt honoru postawił sobie rzucić za trzy punkty mistrzom NBA.
Porażka GSW 32 punktami w Moda Center to zapewne wydarzenie miesiąca. Na pocieszenie dla gości prognoza, że w pierwszej rundzie PO powinni uniknąć wizyt w stanie Oregon. I to nie dlatego, co wydawało się pewne 7 tygodni temu, że zabraknie Blazers w tej fazie, ale dlatego że coraz poważniej spoglądają oni w górę tabeli.
Czekaliśmy ponad tydzień na powrót NBA, ale po tym meczu to trzeba wziąć głęboki oddech. Bardzo głęboki.
ptb
Spodziewałem się dziś niespodzianki, ale hej, nie w takim stylu!
OdpowiedzUsuńCzekam na to o czym pisałem tydzień temu czyli głosy umniejszajce te wygrana
OdpowiedzUsuńNa razie 8-2 z prognozy aktualne
Damian Lillard is the only player to record 50+ points, 7+ assists and 6+ steals in a game since steals became a stat in 1973-74 (Elias).
OdpowiedzUsuńDamian Lillard is the first NBA player with 50+ points, 6+ steals and 64% FG or better since Michael Jordan, 3/7/96 vs. Detroit.
Damian Lillard joins Stephen Curry (2/27/13 at NY) as the only NBA players ever with 50+ points, 9+ 3-PT and 75% 3-PT or better.
Damian Lillard is the first NBA player with 50+ points, 7+ assists and 0 turnovers in a game since Reggie Miller (11/28/92 at Charlotte).
Zero pytań.
Sorrki panowie ale nie znam angielskiego.Jak to bedzie po naszemu?
UsuńPo naszemu to " Lillard jest prze ch.." :)
UsuńTankujmy na Bogaaa !!!!! Takie zwycięstwa nic nam nie dają,wręcz osłabiają naszą pozycję w drafcie.Co oni robią,cholera !!! Dlaczego tak zbili mistrzów.Powtarzam,powinni tankować !!!! Sam udział w play-off jest bezsensowny skoro nie zdobędziemy majstra !!! Tankujmy,za rok i dwa lata róbmy to samo aż Stephen Curry,Kevin Durnat i LeBron James zestarzeją się na tyle żeby oddać pole.To jest logiczne,przegrywać i czekać na sukces!!! Tankujmy !!!
OdpowiedzUsuńDobrze się czujesz? Trochę się martwię.
Usuńtyle godzin od meczu, a niektórych jeszcze trzyma, aż się boję kiedy oni zaczną wygrywać naprawdę ważne mecze;)
UsuńTo jest odpowiednia reakcje na brak powołania do ASG.
OdpowiedzUsuńJestem z nich dumny
OdpowiedzUsuńJak mówiłem przed sezonem czarny koń zachodu .Pan numer 2 .Greg
OdpowiedzUsuńObejrzelismy najlepszy mecz Blazers w tym sezonie. Mnie oprocz Lillarda najbardziej podobal sie Leonard siedzacy na lawce. Duzo bylo mowy ostatnio o wymianach - Meyers jest pierwszy w kolejce. A Damian to skarb
OdpowiedzUsuń