TrailBlazers wygrywali czwarte spotkania w ostatnich sześciu seriach, nawet wtedy jak byli niemiłosiernie gnębieni przez Spurs, czy Grizzlies. Z drugiej strony Golden State Warriors jeszcze w tym roku nie przegrali dwóch meczów z rzędu. Ale takich „worries” jak w tym meczu, to nie mieli od dwóch sezonów.
Zaczęło się od trzęsienia ziemi. Takiej koszykówki w stanie Oregon nie widziano od 1977 roku. Błyskawiczne prowadzenie 21:5 przerwało pedałowanie na rowerku Stephena Curry, który po raz pierwszy od 2012 roku musiał wchodzić na parkiet z ławki. Sama jego obecność na parkiecie zdekoncentrowała gospodarzy i przewaga powoli topniała.
Druga kwarta to był konkurs rzutów wolnych. GSW zbliżyło się na 3 punkty, ale dopadł ich problem z faulami. Green popełnił czwarte przewinienie, a Livingston po dyskusjach został wyrzucony na trybuny (finalnie może na złe to wyszło Blazers, bo jego obecność na parkiecie sprzyjała budowaniu przewagi). Końcówka kwarty to znowu wystrzał gospodarzy i przewaga rośnie do 13 punktów.
W przerwie wszystko wydaje się, że jest na dobrej drodze do megasensacji:
- prowadzenie do przerwy
- kłopoty z faulami gości
- pudłujący „trójki” Curry.
Niestety „przypałętała” się III kwarta, w której Blazers zaczęli pudłować, a Wojownicy odrobili stratę. Ale i tak wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatnich 12 minutach.
Gdy wydawało się, że GSW powoli przejmuje mecz nareszcie zaczęły wpadać „trójki”. McCollum i Aminu wyprowadzili przy entuzjazmie trybun na ponowne prowadzenie czerwono-czarnych. Gdy na początku ostatniej minuty nawet Plumlee nie zawiódł dając prowadzenie 111:108 wygrana była na wyciągnięcie ręki. Niestety Barnes trafił trójkę i wyrównał. W ostatniej akcji gospodarzy, Lillard spudłował. W odpowiedzi nie trafił Curry, ale chyba tylko dlatego, żeby zrobić to co zrobił w dogrywce.
Na początku wydawało się że najbardziej curry będzie Aminu. Trafił trójkę, przytomnie podał piłkę do Plumlee i było 116:113. Ale curry był tylko Curry – 17 punktów w 5 minut nie przetrwałby nikt. Nie przetrwali również Blazers przegrywając chyba najgorętszy mecz od finałów z równie żółtymi Los Angeles Lakers.
Kolejny mecz za dwa dni na wyjeździe. Niemożliwe jest możliwe?
A mogliśmy prowadzić 3:1...
OdpowiedzUsuńBrakuje PTB doświadczenia by kończyć takie mecze, ale na pewno jesteśmy jednym z największych zaskoczeń sezonu.
I napewno jako jedyni dostaniemy aplauz w Oracle Arena-niezależnie od wyniku... Proud to be Blazer!
OdpowiedzUsuńNajlepszy dla mnie mecz 4ever. Szkoda wyniku ale było zajebiscie
OdpowiedzUsuńtakie to "polskie" przegrać po walce, z honorem...
OdpowiedzUsuńNo możemy żałować tych końcówek, ale chłopaki i tak zrobili co się dało. Znakomicie się podnieśli po tym blow-oucie w game1 i kto wie? Może nas jeszcze w tej serii zaskoczą? :)
OdpowiedzUsuńSwoje zrobili. Mądrze rozegrać offseason. Z głowa dodać C i pokombinować SF/PF w zależności gdzie rzucić Aminu i Moe.
UsuńMFA
Wydaje mi się że po sezonie pożegnamy się z Leonardem i Hendersonem. Napewno odejda Roberts i Kaman . Pod znakiem zapytania Montero I Aleksander? Reszta powinna zostać. Możliwe,że przyjdzie 6 nowych graczy praktycznie na wszystkie pozycje.
OdpowiedzUsuńPlotki: Hassan Whiteside odejdzie z Heat do Mavs, Rockets lub Blazers?
OdpowiedzUsuńGreg
Whiteside to nasz musthave-jest moim nr 1 od meczu z Heat, wcześniej bardzo żałowałem że Thunder podebrali nam Kantera. Całkiem niegłupim pomysłem byłoby ponowne kuszenie... Matthewsa. Wydaje mi się,że
OdpowiedzUsuńDallas będzie rozbierane,więc...
-że nie wchodzi się dwa
razy do tej samej rzeki? Ale pasowałby do rotacji-za Crabbe'a
zamiast Crabbe'a
OdpowiedzUsuń