![Znalezione obrazy dla zapytania lillard aldridge](https://cdn-s3.si.com/s3fs-public/2015/07/02/damian-lillard-extension-blazers-lamarcus-aldridge-free-agency.jpg)
Mijają 3 lata od momentu, w którym Neil Olshey, generalny menadżer Portland Trail Blazers, stanął przed zadaniem całkowitej przebudowy drużyny. Latem 2015 roku Blazers opuściło czterech graczy podstawowej piątki. Piątki, która na nieco ponad miesiąc przed końcem- jak się miało później okazać, przełomowego w najnowszych dziejach organizacji sezonu, legitymowała się bilansem 41-19. LaMarcus Aldridge grał prawdopodobnie najlepszą koszykówkę w swojej karierze. Gwiazda Damiana Lillarda jaśniała coraz wyraźniej. Nic Batum, Wes Matthews i Robin Lopez uzupełniali skład, czyniąc go jednym z najbardziej komplementarnych w całej lidze. Blazers byli na prostej drodze do mistrzostwa Northwest.
5 marca w meczu przeciwko
Dallas Wes Matthews zerwał ścięgno Achillesa i zakończył sezon.
Strata mentalnego lidera nie była jedyną, poniesioną wówczas
przez Blazers. Formę zgubił przede wszystkim Aldridge, od tamtego
czasu już tylko snujący się po parkiecie. Do końca sezonu ekipa
zdołała wygrać zaledwie 10 meczów. Bezdyskusyjna porażka z
Grizzlies w 1. rundzie playoffów była smutnym potwierdzeniem
kryzysu, w którym ludzie Terry'ego Stottsa znaleźli się wraz z
kontuzją Matthewsa. Najgorsze miało dopiero nadejść.
W lipcu 2015 roku
niezastrzeżony wolny agent LaMarcus Aldridge postanowił pójść
drogą wytyczoną przez swoich wielkich poprzedników, Clyde'a
Drexlera i Rasheeda Wallace'a, i po 9 latach gry dla Portland
poszukać realnych sukcesów gdzie indziej. Wybrał San Antonio
Spurs. Z drużyny odeszli również Robin Lopez i Nic Batum. Olshey
nie zaryzykował i nie przedłużył umowy z Matthewsem, któremu
zaufano w … Dallas. Ze znakomitej, do feralnego 5 marca,
pierwszej piątki został tylko Damian Lillard. To na zgliszczach
wokół niego miała powstać nowa drużyna. Do Portland trafili
m.in. Al-Farouq Aminu, Moe Harkless, Noah Vonleh, Mason Plumlee i Ed
Davis. Wszystkich łączyło jedno, byli młodzi, w opinii
specjalistów obdarzeni talentem, którego z różnych powodów nie
ujawnili przekonująco w swych poprzednich klubach. W sposób trochę
wymuszony, to w Oregonie mieli dostać drugą szansę.
I wbrew przepowiedniom
większości fachowców "nastoletni" Blazers, z 43. wygranymi,
zameldowali się w playoffach, gdzie wykorzystując kontuzję Chrisa
Paula przeszli Clippers, by zatrzymać się dopiero w 2. rundzie na
Golden State. Neil Olshey oślepiony sukcesem własnego planu „
młodzi i niespełnieni” nie liczył się z wydatkami. Moe
Harkless, Meyers Leonard i CJ McCollum otrzymali wielomilionowe
umowy, które są obciążeniem klubowej kasy do dzisiaj. Budżet
trzeszczy w szwach ponieważ w tym samym czasie olbrzymie pieniądze przyjęli również Evan Turner- ściągnięty po zaledwie roku
dobrej gry w Bostonie oraz Allen Crabbe, któremu kosztem 17 mln za
sezon nie pozwolono odejść do Nets.
Poza McCollumem i
częściowo Harklessem żaden z suto wyposażonych graczy nie spłacił
zainwestowanych w nich pieniędzy. Sezon 2016-17 przed kompletnym
krachem uratował transfer last-minute Jusufa Nurkicia. Na ostatniej
prostej wywalczyli Blazers 8. miejsce na Zachodzie. W zaistniałych
okolicznościach playoffowa porażka z Warriors była najmniejszym
zmartwieniem. RipCity zaliczyło regres. Opinie określające zespół
Terry'ego Stottsa zbyt silnym na tankowanie, a za słabym na realną
walkę w playoffach znalazły potwierdzenie również w ostatnim
sezonie.
Damian Lillard po raz
trzeci w karierze zameldował się w meczu All-Stars. CJ McCollum
„robił” mecze na +50 punktów, a Portland nie miało kłopotów
z kolejnym udziałem w palyoffach. Więcej, po raz pierwszy w erze
post-aldridgowskiej Blazers okazali się najlepsi na
północnym-zachodzie. W pierwszej rundzie otrzymali New Orleans
Pelicans- rywala najłatwiejszego odkąd liderem zespołu został
Lillard. Wówczas wydawało się , że sukces jest na wyciągnięcie
ręki.
Damian
Lillard wchodzi w szczytową fazę swojej kariery. Wszem i wobec
ogłasza wierność organizacji, nawet gdyby, przy olbrzymiej
konkurencji na Zachodzie, miał nigdy nie dostąpić zaszczytu
gry o mistrzostwo. Jest All-Starem, zestawiającym
się w jednym rzędzie z Currym, Paulem, Hardenem.
Jeśli te odważne deklaracje są czymś więcej niż budowaniem
legacy gębą, zamiast czynami na parkiecie, to, z całym szacunkiem
dla talentu Jrue Holiday'a, Dame musi przeprowadzić Blazers
suchą stopą przez mokradła Luizjany.
Jeśli
RainBros są rzeczywiście w top3 backcourtów NBA nie mogą przegrać
z zestawieniem Jrue Holiday-Rajon Rondo-E'Twaun Moore, po prostu nie
mogą. Bo w końcu aspirują do rywalizacji z duetami typu
Curry-Thompson czy Harden-Paul. To jest sprawdzian dojrzałości dla
liderów drużyny. Tu nie będzie wymówek, że Jrue to świetny
obrońca, ze chytrus Rondo z ogromnym doświadczeniem w playoffach.
To ma być deszcz, nieustająca, typowa dla Portland ulewa na, co
najmniej, 10 trójek i +50 punktów w każdym meczu od combo
Lillard&McCollum.
Dojrzałości
wymagać należy też od Aminu i Turnera. Chief musi być znów
two-way graczem. W palyoffach nie ma już miejsca na frywolne
dryblingi, długie ciągi nieobecności w obronie. Potrzebny jest
Aminu skoncentrowany na robocie, stopper w obronie, z 2-3 trójkami w
każdym meczu. Kiedy w sezonie spełniał te kryteria Blazers na ogół
nie przegrywali.
Turner musi uwolnić się od syndromu tłustego kota, błyszczącego elokwencją w wywiadach i na tt. na parkiecie zbyt często chimerycznego. A że grać potrafi wiadomo. Nie wszyscy pamiętają, ale w ubiegłorocznej serii z Warriors to właśnie ET1 był trzecim najlepszym graczem RipCity.
Turner musi uwolnić się od syndromu tłustego kota, błyszczącego elokwencją w wywiadach i na tt. na parkiecie zbyt często chimerycznego. A że grać potrafi wiadomo. Nie wszyscy pamiętają, ale w ubiegłorocznej serii z Warriors to właśnie ET1 był trzecim najlepszym graczem RipCity.
Niestety
żaden z warunków, o których pisałem bezpośrednio przed
konfrontacją z Pelicans nie został spełniony. W trzy lata po tym
jak młody Lillard dostawał szkołę od Mike'a Conleya, a Blazers
lanie w Memphis, już dużo bardziej utytułowany i doświadczony
oberwał od Pelicans z Jrue Holiday'em. Niby wiele podobieństw, tak
jak wtedy drużyna przystępowała do walki jako mistrz Northwest ,
z przewagą własnego parkietu, kończąc rywalizację na 1.
rundzie, przy wyrzekaniach zawiedzionych fanów, ale trudno też
sądzić, że w ciągu trzech lat od rozpadu Blazers Aldridge'a,
udało się Olshey'owi zbudować bardziej wartościowy skład. Lillard jest
indywidualnie lepszym graczem.
Niestety, to cios zadany 4 lata temu Houston pozostaje nadal najbardziej spektakularnym playoffowym osiągnięciem obecnego lidera Portland. A wielu z tych, którzy w tamtym rzucie widzieli wstęp do wspaniałej kariery czuje coraz większy niedosyt. CJ McCollum mimo postępów, które poczynił nie daje drużynie tyle, co Wes Matthews, choć bez większego ryzyka można zakładać, że w przyszłości zrobi większą karierę. Walory Moe Harklessa giną w obliczu wszechstronności Nica Batuma. Aminu aktualnie- najpewniej, trzeci zawodnik w hierarchii, najbardziej uniwersalny w zespole, nigdy nie wskoczy na „all-starowski” poziom Aldridge'a. Nurkić jest dopiero zapowiedzią tego, co oferował Portland Robin Lopez.
Od sezonu 2014-2015
w Portland bez zmian. Lillard, McCollum, Aminu, Harkless tworzą
rdzeń, o stażu w warunkach NBA zupełnie wyjątkowym. A mimo to
organizacja nie zalicza tak oczekiwanego progresu. Regularne
uczestnictwo i przegrane w playoffach stają się powoli nużące.
Z drugiej strony nie ma tez powodów do rozpaczy. Trzy lata temu
drużyna straciła 4/5 wyjściowego składu z najlepszym graczem
włącznie. A gdyby Greg Monroe i Chandler Parsons skorzystali ze szczodrości Olshey'a, Blazers mogli się znaleźć w sytuacji jeszcze gorszej, w rejonach okupowanych od
lat przez Sacramento czy Orlando. Zamiast tego mamy w Oregonie
drużynę dobrą, oscylującą gdzieś między 8-15 miejscem w ligowej
hierarchii.
Idzie o to, czy
RipCity ma szansę na ucieczkę z pułapki średniego rozwoju? Wobec
wyraźnej niechęci władz klubu do rozbijania RainBros, nie widać
kapitału, który mógłby posłużyć do pozyskania zawodnika
realnie wzmacniającego skład. Zapchane salary cap nie pozwala
zaszaleć na rynku wolnych agentów. Zresztą ci naprawdę
wartościowi konsekwentnie omijają Oregon. Paul Milsap trafił do
Denver, Jimmy Butler wybrał Minneapolis, a Paul George Oklahomę.
Szukając oszczędności zespół nie jest w stanie zatrzymać nawet
Eda Davisa. Korzyści z draftowych wyborów przychodzą najczęściej
po 2-3 latach. Niewykluczone, ze pierwszą okazją do zmian będzie
handlowanie schodzącą za rok umową Aminu. I jej atrakcyjna,
niewysoka wartość( niespełna 7 milionów) , i umiejętności
Chiefa mogą skusić któregoś z kontenderów. Gdyby jednak Blazers
liczyli się w walce o PO i za wszelką cenę chcieli zachować
swojego two-way gracza, na istotne zmiany przyjdzie nam czekać do
roku 2020. To wtedy nastąpi kres "ery" Meyersa Leonarda, Evana
Turnera i Moe Harklessa. Rok później kończą się umowy RainBros.
Czy do tego czasu uda się doczekać Blazers więcej niż średnich ?
Nadziei należy szukać w eksplozji co najmniej jednego talentu
kogoś z grupy: Collins, Nurkić, Simons, Trent. Prawie wszystko wskazuje na to, że rozwój zasobów
własnych będzie, siłą rzeczy, głównym sposobem na wyjście z
przeciętności, w której Portland Trail Blazers utknęli na dobre odkąd
kontuzja Wesa Matthewsa zniweczyła wielce obiecujący sezon
2014-2015.
Na Zachodzie Oregonu bez zmian...
OdpowiedzUsuńNie może być inaczej i nie obwiniałbym Lillarda o tę sytuację.
Jedynym winnym jest Neil Olshey który zachłysnął się drugą rundą PO (jak wielu fanów PTB) w obliczu kontuzji Griffina i Paula. Wtedy podpisane absurdalne kontrakty hamują na kilka lat prime Damiana i McColluma, bo grają w drużynie niezbalansowanej/bez niezbędnego wsparcia.
Dopiero za rok (schodzące kontrakty) plus założenie o możliwym dalszym rozwoju liderów w primie może zrobić kontendera (plus ogarnięty GM).
Drużyna oparta o 2 combo guardów nie ma prawa walczyć o najwyższe cele. Lillard potrzebuje obok siebie 2-metrowego obrońcy w typie Oladipo czy Buttlera. Taką rolę pełnił Matthews. Gdyby ten cholerny Turner potrafił rzucać to byłby idealnym wsparciem. Wątpię by Sttots wreszcie znalazł jakiś system na zagospodarowanie 2 PG na boisku a patrząc na ostatnie wzmocnienia powinien mieć i to solidny. Pozostaje nam przez najbliższe 2 sezony podziwiać, wczesną wiosną, pogoń za PO i gorzki wpierdziel w pierwszej rundzie. Nie ma co narzekać bo drużynę z LMA było stać na niewiele więcej.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że tę perspektywiczną drużynę rozmontowano profilaktycznie i z rozmysłem, żeby nie narobiła kuku-mistrzostwa wbrew planom marketingowym przewielebnego homokomisarza. A teraz nadal robi wszystkim psikus awansując do POffs gdzie łeb ukręcili nam sędziowie. Słowo PRZECIĘTNOŚĆ należy się ślepym kibicom , którzy nie wiem po co marudzą.Szpan? Znawstwo? Polaczkowate zrzędzenie... Serio polecam medialne i skazane na sukces sprzedażowy ekipy-może LA z Bronkiem? Będzie dużo latwiej i przyjemniej.Ave
OdpowiedzUsuńI uprzedzając frontalny atak urażonych odpowiadam: TAK uważam ostatni sezon za bardzo udany gdyż znowu pokazaliśmy środkowy palec większości specjalistów, którzy po raz kolejny nie widzieli nas w Playoffs.Zamiast przeciętności mieliśmy trzecie miejsce na mega silnym Zachodzie i to wywalczone w świetnym stylu. Przeciętni są od Denver w dół, więc nie piszcie juz malkontenckich bzdur.
OdpowiedzUsuń