4 listopada 2018

Koniec bardzo długiej serii

LAKERS (4-5) @ BLAZERS (6-3) 114:110


Na minutę i 10 sekund przed końcem meczu, nie mogący wstrzelić się  przez cały wieczór z dystansu Lillard jeszcze raz spróbował wjazdu na kosz. JaVale McGee zbił piłkę znad samej obręczy. Gdyby sędziowie odgwizdali wówczas goaltending (chyba mieli ku temu podstawy) strata goniących desperacko gospodarzy zmalałaby do 4 punktów. Wynik spotkania byłby sprawą otwartą. Tak się jednak nie stało i Los Angeles Lakers po 4 latach, w 17 próbie z rzędu pokonali wreszcie najlepszą drużynę koszykówki ze stanu Oregon.


Nie żeby Lakers zgrali jakoś wybitnie. To  raczej Blazers niedomagali, tam gdzie zazwyczaj świecą najjaśniej. Tylko 6 z 35 prób za 3 trafiło do celu. Rain Bros pudłowali nawet z półdystansu, zmuszeni do punktowania spod obręczy wpadali niegościnne w ramiona McGee(6 bloków). Niespodziewanie efektywni rezerwowi tym razem grali jak typowi rezerwowi, nieporadnie.  Zach Collins miał kłopoty z Ivicą Zubacem, Seth Curry chyba zestresowany obecnością na trybunach słynnego brata  zaliczył 0/5. Nik Stauskas trafił tylko raz. 

Jeden z niewielu momentów dominacji Blazers nadszedł w końcu pierwszej połowy. Lillard-McCollum-Turner-Aminu-Nurkić odrobili dwucyfrową stratę. Chief w ciągu kilkudziesięciu sekund dwukrotnie zablokował Króla i skradł mu piłkę. RipCity złapało flow. Rose Garden szalało. Blazers schodzili na przerwę jako zwycięzcy. Zadziwiające, ale  Stotts do końca dnia nie wrócił do jedynego dzisiaj plusowego ustawienia. Zamiast tego mieliśmy eksperymenty rodem z laboratorium szalonego alchemika. Na parkiecie pojawili się Meyers Leonard i Caleb Swanigan, a wraz z nimi pan Chaos z całą rodziną.


Lakers prowadzeni przez Rajona Rondo, który wręcz w dosłownym tego słowa znaczeniu, rozgrywał obronę Portland, weszli w q4 z 15-punktową przewagą. Stotts obok Rain Bros przez 12 minut(!),  trzymał  uparcie na placu kompletnie nieskutecznego Curry'ego. Evan Turner dostał nieco ponad 2 minuty. Cały trud odrabiania strat spoczął na barkach Lillarda i McColluma. Nadal nie trafiali z dystansu, ale regularnie dostawali się w pomalowane. Kiedy  wydawało się  , że szalona pogoń przyniesie skutek i jeszcze raz uda się złamać Lakers JaVale McGee, według sędziów zgodnie z przepisami, zbił piłkę wyniesioną nad obręcz przez Damiana Lillarda. 


Mecz z Lakers był drugim z długiej serii domowych spotkań Blazers. Już dzisiaj Timberwolves, a potem kolejno Bucks, Clippers oraz Celtics. Dopiero w połowie listopada wyjazd do Los Angeles i szansa na powrót na zwycięską ścieżkę. Ale do tego potrzebna będzie na pewno lepsza skuteczność i bardziej racjonalne zarządzanie zasobami ludzkimi przez Terry'ego Stottsa.

1 komentarz:

  1. Obejrzałem jeszcze raz 3 kwartę bo sądziłem, że to Stotts namieszał z ustawieniem ale tam było wszystko ok. Katastrofa zaczęła się od wejścia Swanigana na 2:44 do końca 3 kwarty przy (-7) tego jego głupiego faulu ofensywnego przy celnym rzucie Stauskasa. Co tam się potem wydarzyło to ja już nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń