5 listopada 2018

Pod koszem

TIMBERWOLVES (4-6) @ BLAZERS (7-3) 81:111


Po przykrej, bo prestiżowej, porażce z Lakers, ledwie kibice wyszli z Moda Center już mogli do niej wracać, aby podtrzymać dobrą serię domowych zwycięstw, tym razem nad Wilkami z Minnesoty. Zadanie okazało się dużo łatwiejsze.

Sztab taktyczny Portland tym razem przygotował się doskonale (przynajmniej tak sobie to tłumaczmy, żeby zawsze się ich nie czepiać). Aby wygrać z Timberwolves trzeba powalczyć pod koszem, co od początku gospodarze skutecznie realizowali: ofensywne zbiórki, dobitki, dobra - a co ważne w przypadku Nurkicia bez fauli, obrona. Po "trójce" Aminu zrobiło się 12:4, co ustawiło mecz.
Goście najlepszy okres gdy mieli w połowie pierwszej kwarty, gdy odrobili straty, a nawet wyszli na minimalne prowadzenie (19:21). Chwilę później jednak na parkiet weszły rezerwy, a tutaj przewaga Blazers była miażdżąca. Stotts po wymuszonych eksperymentach sprzed 24 godzin tym razem postawił pod koszem na parę Collins-Leonard. Ten drugi rozpoczął co prawda od koszmarnego rzutu zza linii, ale gdy przeniósł się bliżej kosza było już dobrze - dwa wsady, kilka wymuszonych fauli.
Collins miał więcej swobody, coraz swobodniej czując się pod koszem. Jeszcze drugą kwartę "trójką" otworzył Stauskas, co utemperowało wilczy apetyt. Gdy na parkiet wracali pierwszopiątkowicze przewaga Blazers zrobiła się wyraźna. Oczywiście ta pozytywna ocena rezerw tym razem jest wypaczona przez wyjątkową miernotę drugiej piątki rywala, ale to już ich problem.
Stotts mógł więc tym razem zaryzykować z podkoszowymi ustawieniami jeszcze nie stosowanymi typu Nurkić-Collins, czy Nurkić-Leonard. Swoje dorzucili Lillard z CJ i do przerwy zrobiło się +15.
Trzecia kwarta z Lakers na szczęście się nie powtórzyła, bo i powtórzyć się nie mogła. Rywal grał ten mecz na skuteczności 30%, tylko częściowo spowodowanej aktywną obroną Blazers.
Pod koszem Nurkić hasał niczym w bośniackim jeziorze Prokoszko, nic sobie nie robiąc z rosłych, ale sennych: Wigginsa i Townsa.

Blazers regularnie przez trzy kwarty rzucali po 30 oczek, i na ostatnią fazę gry można było przygotować "one man show" w wykonaniu Leonarda. Ten mógł faktycznie zapracować na przydomek "Legenda", bo o mały włos na trwałe nie naruszył konstrukcji kosza w zbyt dynamicznej jak na swoje umiejętności akcji a'la LeBron James.
Trochę szkoda, że cała gra kręciła się wokół niego, bo pewnie chętniej byśmy przekonali się o potencjale Baldwina i Trenta.
Ale publika była już tak nakręcona na Meyersa, że każdy jego kontakt to był głośny pomruk oczekiwania na coś kosmicznego.


Meczem z Wilkami zamykamy udany bilansowo pierwszy dekalog sezonu, acz pewnie niedosyt ze względu na porażki z Wizards i Lakers pozostał. Teraz długi odpoczynek - całe dwie doby i do Moda Center przyjeżdżają Kozły, które dzisiaj zaaplikowały 144 punkty. Będzie strzelanko.


PS. Kiedyś podczas wspólnego oglądania, jak to przy wspólnym oglądaniu, totalnego oklepu, pojawił się wątek ulubionych atrakcji w przerwach. Ta, u mnie, wskakuje na pierwsze miejsce:

4 komentarze:

  1. Mecz na tle słabego przeciwnika nic nie znaczy, ale:
    1.Najlepszy mecz Meyersa jaki widzieliśmy a pewnie i on widział
    2. Seth Curry jest jak dziecko we mgle w tej drużynie. I w obronie i w ataku
    3. Gary Trent Jr próbuje samych trudnych akcji. NA razie bez efektu ale ambitny jest

    OdpowiedzUsuń
  2. Doszlo do tego, ze Minnesotta to "slaby rywal" a tak mialo byc tam pieknie

    Ponawiam pytanie: czy kiedykolwiek byl juz mecz B2B w naszej hali? Bo ja sobie nie przypominam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się podoba ten silny Leonard pod koszem. Oczywiście jako rezerwowy i nie za tą kasę ale trzeba mu oddać, że cały czas pracuję nad sobą i wnosi całkiem sporo energii na boisko. I tak jak podoba mi się Legenda tak Swanigan działa mi nerwy. Mam wrażenie, że gość bez piłki niewiele wnosi a z piłką jest śmiesznie nieporadny. Zwykle nabije tych zbiórek stojąc pod koszem coś tam skończy spod samego kosza i w liczbach wygląda ok a nic poza tym. Jakiś niegramotny jest w ustawianiu się na boisku jakby nie do końca kumał o co chodzi. Nawet zasłony stawia jak pierdoła. Mo wróć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzieliście tą akcję jak Turner rozgrywał na środku a lillard i CJ wychodzili w tym samym czasie po zasłonić Zacha i Nurkicia? Wow. Tylko że Nurkić faulował.

    OdpowiedzUsuń