31 marca 2019

Tego można się było spodziewać

BLAZERS (48-28) @ PISTONS (39-37) 90:99


Blazers od początku wyglądali jak typowa drużyna w kolejnym meczu trasy wyjazdowej, zmuszona grać dzień po dniu. Bez składu i ładu, gdzie nogi nie nadążały za niezbyt szybkimi myślami. Niespodziewanie przez bardzo długi czas, walczący  o playoffy Pistons grali jeszcze gorzej. Mecz przypominał połączenie przedsezonowego sparingu ze starciem drużyn G-League.

Gospodarze przestrzelili 18 z pierwszych 19 prób. W sumie w pierwszej kwarcie trafili zaledwie 3 razy, zdobywając 11 punktów. Przy normalnej dyspozycji Blazers powinni ustawić sobie wynik spotkania już w pierwszych 12 minutach. Niestety byli tylko odrobinę lepsi, dokładnie o 3 punkty. Dalej nie było w cale lepiej. Po obu stronach walono na oślep, trafiając mniej więcej raz na 5 razy. Po 24 minutach Blazers utrzymywali skromne prowadzenie. Najciekawsze były historyczne wstawki. Pistons wspominali swoich legendarnych Bad Boys z lat 1989-1990. 

Losy meczu rozstrzygnęły się po przerwie, kiedy to, niestety, Pistons zbliżyli się poziomem do średniej NBA. Duet Jackson-Drummond wykombinował 38 punktów więcej niż cała drużyna w pierwszej połowie. Pistons zaczęli trafiać zza łuku, kończyli kontry po seryjnych stratach Blazers.To wystarczyło, aby złamać słabnące Portland.

Damian Lillard odpowiedział 21 punktami, ale była to jedna z najbardziej "pustych" zdobyczy w jego karierze. Cichy dzień lidera zespołu, który wobec bylejakości reszty,  nie zdołał wyrwać z tego koszmaru czegoś więcej. Enes Kanter z jak "krew w piach" 20/15. Z dwucyfrową zdobyczą również  Harkless, Laymann oraz Curry. Aminu po pięknym wieczorze w Atlancie, dzisiaj w klasycznym dla siebie back-2-backowym zjeździe na ZERO. Najbardziej w tym wszystkim dziwi fakt, że Terry Stotts mordował do samego końca starterów. W końcu nie stałoby się nic wielkiego, gdyby ta, w sumie, spodziewana i usprawiedliwiona porażka stała się udziałem również dublerów. Ale coach ma swoją logikę, w której Lillard musi wyrabiać normę 36 minut.

We wtorkową noc, w Minneapolis, koniec trasy wyjazdowej, potem ostatnie pięć meczów, które nie powinny odebrać Portland przewagi parkietu w 1. rundzie playoffów. No, tak przynajmniej mówi prosta matematyka. 

4 komentarze:

  1. Chyba jako coloksztalt najgorszy mecz w sezonie

    OdpowiedzUsuń
  2. PrzemoW16:18

    Pytanko... przy równym bilansie z Houston jesteśmy na poz 3 czy 4?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wygraliśmy z nimi 2:1 więc mamy 3. seed

      Usuń
  3. Anonimowy23:59

    Za to przy równym bilansie trzech drużyn Hou-Den-Por, co nie jest wcale nieuniknione, 2 miejsce ma Hou, jako zwycięzca dywizji i wygrany rywalizacji z Den 3-1. Portland spada wtedy na 4.

    OdpowiedzUsuń