W wieku 96 lat zmarł Harry Glickman założyciel Portland Trail Blazers. Mimo wieku jeszcze w ubiegłym sezonie można go było dostrzec rozemocjonowanego, w pierwszym rzędzie- przy linii bocznej, Moda Center . Teraz to miejsce opustoszeje. Bez mającego polskie korzenie Glickmana, bez jego idei, przedsiębiorczości, bez uporu, nie byłoby koszykówki NBA w Portland. To była nietuzinkowa osobowość, druga , którą traci organizacja w ciągu 2 ostatnich lat. W 2018 odszedł właściciel drużyny-Paul Allen. Sylwetkę Glickmana przypominamy dawnym tekstem Piotra Sitarza
Harry Glickman, człowiek który dał Portland koszykówkę
W
drugiej połowie XX sportowa Ameryka dynamicznie rosła w siłę i powoli
stawała się marketingowym strzałem w dziesiątkę wyprzedzając odpowiednie
rozgrywki w innych częściach świata. Rozwój i postęp gospodarczy, a
także sukces właścicieli większości organizacji sportowych nie mógł
pozostać długo w cieniu, dlatego też wspólnie z osobami chcącymi
zaangażować się w nowe projekty sportowe, każde większe miasto próbowało
z lepszym bądź gorszym skutkiem zaistnieć na sportowej mapie Ameryki.
Zazwyczaj w którejś z czterech najpopularniejszych lig w Stanach; NFL,
MLB, NHL bądź NBA.
Mieszkańcy Portland dopiero w 1954 roku dostrzegli pierwszą poważną okazję by w ciągu kilku najbliższych lat gościć u siebie profesjonalnych sportowców. Rada miasta postanowiła zrealizować projekt pierwszej tak dużej areny sportowej w mieście. Zgodnie z wolą głosujących, na budowę hali przeznaczono 8 milionów dolarów (obecnie ponad 63 miliony) które sprawiedliwie, względem rodzaju pracy podzielono pomiędzy konstruktorów - firmę Hoffman Construction oraz projektantów - Skidmore, Owings & Merrill. Budowa trwałą sześć lat, ale lokalna ludność na pierwszą drużynę w Wielkiej Czwórce musiała czekać jeszcze dekadę.
Mieszkańcy Portland dopiero w 1954 roku dostrzegli pierwszą poważną okazję by w ciągu kilku najbliższych lat gościć u siebie profesjonalnych sportowców. Rada miasta postanowiła zrealizować projekt pierwszej tak dużej areny sportowej w mieście. Zgodnie z wolą głosujących, na budowę hali przeznaczono 8 milionów dolarów (obecnie ponad 63 miliony) które sprawiedliwie, względem rodzaju pracy podzielono pomiędzy konstruktorów - firmę Hoffman Construction oraz projektantów - Skidmore, Owings & Merrill. Budowa trwałą sześć lat, ale lokalna ludność na pierwszą drużynę w Wielkiej Czwórce musiała czekać jeszcze dekadę.
Gdy zabrakło listów
W
1948 roku na Uniwersytecie w Oregonie jednym z setki absolwentów
kierunku dziennikarskiego był syn polskiej imigrantki Harry Glickman,
który tuż po otrzymaniu dyplomu zamierzał zając się dziennikarstwem
sportowym. Jego szanse na zrealizowanie wcześniej obranego kierunku były
wysokie, bo podczas studiów w akademickiej gazecie pełnił funkcję
dyrektora informacji sportowych, pisał dla The Register-Guard - gazety
publikowanej w tym samym mieście, w którym znajdował się kampus
Uniwerystetu - Eugene, był redaktorem magazynu absolwentów Old Oregon,
oraz pełnił rolę korespondenta największej lokalnej gazety - The
Oregonian.
Po
zakończeniu studiów idealna praca i wydawać by się mogło łatwo dostępna
posada redaktora w The Oregonian, nie została przedstawiona
Glickmanowi. To skłoniło młodego i pełnego ambicji mężczyznę do podjęcia
trudnej, ale w konsekwencji najlepszej możliwej decyzji. Glickman
postanowił porzucić dziennikarstwo na rzecz organizacji ogólnie pojętych
biznesowo - kulturowych atrakcji.
Jednak
zanim młody i ambitny Glickman skończył studia i rozpoczął błyskotliwą
karierę, jego młodzieńcze życie było pozbawione luksusu, smutek i gorycz
silnie i nader często spychały szczęście na boczny tor, ale jak sam
mówił w wywiadzie w 2013 roku:
Niczego nam nie brakowało. [...] Było nam dobrze.
Bessy
Glickman dzień w dzień wracała po skończeniu swojej zmiany w szwalni do
domu, w którym czekał na nią ukochany syn oraz co jakiś czas listy,
pisane przez rodzinę mieszkającą w Polsce.
Moja mam pisała listy po żydowsku, a na kopercie adres wpisywałem ja po Angielsku. Do dzisiaj mam zdjęcia, które przysyłali nam z Polski. - cyt. za New York Times, Maj, 1985 rok.
Najpoważniejszy
test rodzina Glickmanów przeszła w 1939 roku gdy naziści i Rosjanie
najechali na Polskę. Glickmanowie żyli w niewiedzy, a bezradności i
niepewność potęgował brak odpowiedź na wysyłane listy.
Po inwazji na Polskę słuch o naszej rodzinie zaginął. Nie wiedzieliśmy co dzieję się z dziadkami, z ciotkami Zysel i Chayą, wujem Alterem i kuzynami. Wszyscy mieszkali w Wysokiem. Po zakończeniu wojny, człowiek który uciekł z Treblinki powiedział znajomemu matki mieszkającemu na Bronxie, że nasi bliscy zginęli w obozie. Tak dowiedziałem się o tym ja i moja mama.
Czasy Podoloffa
Zaraz
po otworzeniu Portland Colliseum, Glickman, który do 1960 roku zdołał
wprowadzić Portland Buckaroos do Western Hockey League, zaprosił drużyny
NFL do rozegrania meczów w preseason na Multnomah Park (obecnie
Providence Park) oraz zorganizował mecze Harlem Globetrotters, rozpoczął
starania o drużynę NBA. Ówczesny prezydent ligi Maurice Podoloff nie
był jednak zwolennikiem tego pomysłu.
Podoloff
brak akceptacji dla rozszerzenia ligi o kolejny zespół argumentował
zbyt dużą odległości jaka dzieliła Portland i 7 z 8 drużyn organizacji,
bowiem zachód reprezentowali tylko Lakers, którzy w 1960 roku przenieśli
się z Minnepolis zostając pierwszą organizacją z dalekiego zachodu
grającą w NBA.
Po
odmowie w 1960 roku i twardym stanowisku Podoloffa, Portland powoli
traciło nadzieję na zyskanie nowych doświadczeń. Wcześniej Glickman
próbował przekonać Abe’a Sapersteina, aby w Portland siedzibę miał
zespół grający w American Basketball League, ale ten plan zakończył się szybciej niż zaczął.
Sportowe
Portland istniało tylko lokalnie i wiedzieli o tym gracze wielcy tacy
jak Podoloff i Ci mniejsi, ale z ambicjami często sięgającymi wyjątkowo
wysoko. Glickman nie porzucił planów stworzenie drużyny NBA od podstaw.
Nie zwracał uwagi na twarde stanowisko prezydenta ligi i spekulantów
wieszczących, że dopóki Podoloff będzie pełnił najwyższą funkcję w NBA,
tak Portland i większość miast po zachodniej stronie Ameryki nie
posmakuje profesjonalnej ligi koszykówki.
W
1962 roku do NBA dołączył kolejna drużyna reprezentująca zachód. Do Los
Angeles Lakers dołączyli San Francisco Warriors, a Harry Glickman
jeszcze raz próbował przekonać władze ligi do ekspansji.
Rok
później Podoloffa nie było już na stanowisku prezydenta NBA. Jego
miejsce zajął Walter Kennedy, który po 12 latach zostawił ligę z 18
zespołami, lukratywnym kontraktem telewizyjnym oraz niebywałym jak na
tamte czasy wzrostem wartości finansowej, a także zyskał wieczną
wdzięczność kibiców z Portland.
Szczęśliwy płaszcz
Podoloff nie chciał mieć z Portland do czynienia, to był dla niego zbyt dziki zachód. Za to w późnych latach sześćdziesiątych, to Walter Kennedy został komisarzem, w 1962 roku San Francisco dostało NBA, w 1967 Seattle i San Diego, rok później koszykówka dotarła do Phoenix, aż w końcu w 1970 roku trafiła do Portland. - New York Times, Maj, 1985 rok.
W
1970 roku Glickman wspólnie z konsorcjum miał przygotowane pieniądze na
obowiązkową opłatę dla ligi, ale jakby przeciwności losu było mało,
konsorcjum nie przetrwało podniesienia opłaty do niemal 4 milionów
dolarów. Na ówczesne czasy, była to solidna kwota, która przysporzyła
Glickmanowi kolejnego w przeciągu dekady bólu głowy.
Wtedy
do Glickmana zgłosił się inwestor z Seattle, Herman Sarkovsky z
zaskakującą i bardzo dobrą informacją, że on i jego przyjaciel Larry
Weinberg, byliby wstępnie zainteresowani wyłożeniem całej potrzebnej
kwoty. Glickman oczywiście propozycje przyjął i czekał na kolejne
telefony zawierające więcej detali. Takich niestety nie było.
Spory
nakład sił i szczęście pomogły w końcu zrealizować, tak długa
wstrzymywany plan. Tego samego roku gdy liga poszukiwała kolejnego
miasta aby zwiększyć swój zasięg Glickman poleciał do Los Angeles,
spotkać się z komitetem odpowiedzialnym za ekspansję ligi, któremu
przewodził Ned Irish - założyciel New York Knicks i promotor wydarzeń w
Madison Square Garden.
W
Beverly Wilshire Hotel, Harry Glickmnan, pod naciskiem kilku członków
komitetu, usłyszał od Irisha stanowcze nie. Pomieszczenie w którym
odbywało się zebranie opuścił przygnębiony i zrezygnowany. Czuł, że
zawiódł, czuł, że jedyne niespełnione marzenie oddala się coraz dalej, a
co gorsza obawiał się, że nie zostanie ono w ogóle zrealizowane. Gorycz
mieszała się z rozczarowaniem, a myśl o Portland, mieście jak sam
mówił: z najlepszymi kibicami, bez drużyny koszykówki silnie oddziaływała na samopoczucie Glickmana.
Znajdując
się na schodzach prowadzących do holu hotelu, Glickman zdał sobie
sprawę, że wychodząc zapomniał płaszcza. Udając się na górę nie
spodziewał się, że powrót do pokoju, który kilka minut wcześniej
bezlitośnie go odrzucił, zmieni jego życie. Jak wspominał sam Harry
Glickman w książce Wayne’a Thompsona, Blazermania: This is Our Story:
Kiedy tam dotarłem, Pollin trzymając słuchawkę powiedział: Harry, to do ciebie. Jakiś gość Sarkovsky…
Glickman
nie mógł uwierzyć. To był dopiero drugi telefon od Sarkovskiego, ale
czuł, że to ten najważniejszy. Biznesmen ogłosił, że wspólnie z Larrym
Weinbergiem chcą mieć drużynę w NBA.
Ostatnia prosta
Sarkovsky,
Weinberg i deweloper z New Jersey Bob Schmertz byli w grupie stworzonej
przez Harry’ego Glickmana, która wyłożyła 3.7 milionów dolarów, aby
Portland Trail Blazers mogli zagrać swój pierwszy sezon w NBA.
Prezydentem klubu został Sarkovsky, który pięć lat później przekazał
posadę Weinbergowi.
Jeszcze
w tym samym miesiącu mieszkańcy Portland wybrali nazwę dla nowej
drużyny. W głosowani zwyciężyli “Pioneers”, ale prawa do niej należały
się prywatnej uczelni z Portland. Kolejną najpopularniejsza nawą była ta
zwycięska, czyli Trail Blazers, którą Glickman rozumiał tak:
“Odzwierciedla zarówno odporność ludzi z dalekiej północy, oraz rozpoczęcie tzw. "major league era" w naszym mieście”
I
rzeczywiście. Upór Glickmana w dążeniu do celu był niewyobrażalny. Jego
odporność na wszystkie przeciwności losu na przestrzeni niemal
dwudziestu lat, wykrystalizowała silny charakter u człowieka, który
pomimo porażek, dotrzymał obietnicy - dał miastu koszykówkę na
najwyższym poziomie.
Dał miastu Trail Blazers.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz