Wygrana z Phoenix dała nadzieję na lepsze jutro, szczególnie biorąc pod uwagę, że przeciwnikiem byli Wizards (5-22), którzy zawitali do Moda Center. Blazers (7-20) po raz drugi w tym sezonie podchodzili do meczu w roli faworyta, i kolejny raz w tej roli przegrali, tym razem wynikiem 117-118. Choć Portlandczycy nie byli w stanie objąć prowadzenia ani razu, mieli oni szansę utrzeć nosa w ostatniej akcji oddając rzut na zwycięstwo - niestety, nie wpadło.
Nie sposób nie zacząć od tego, co działo się w czwartej kwarcie, gdyż po raz kolejny mieliśmy okazję oglądać Simonsa, który udowadnia, że jest gwiazdą. Od razu przypomniał mi się jego występ na początku zeszłego sezonu w meczu przeciwko Denver, gdzie w trzeciej kwarcie był rozgrzany do czerwoności, zaliczając 22 punkty, trafiając 6 razy zza łuku. Tym razem było podobnie - Anfernee podczas czwartej kwarty w pojedynkę, notuje 22 punkty, trafiając 5 razy za trzy i gdyby nie on, mówilibyśmy teraz o blowoucie.
Uwaga, zaczynam narzekać. Trzy minuty przed końcem, gdy Blazers przegrywali jednym punktem, byli na fali, mieli momentum (szczególnie Anfernee), doping fanów niósł Moda Center - Billups bierze czas. Blazers przed wzięciem czasu zdobywali punkty w siedmiu kolejnych posiadaniach - po wzięciu czasu, dwie kolejne akcje zakończyły się bez punktów. Po co więc on brał ten czas? Żeby wybić swoich zawodników z rytmu? Już wam mówię, zrobił to, bo i tak straciłby ten czas - na trzy minuty przed końcem czwartej kwarty można użyć maksymalnie dwóch czasów. Wziął czas tylko i wyłącznie z tego powodu - śmiać się czy płakać?
Co to była za akcja na 6 sekund przed końcem? Ostatnio w meczu z Warriors, pisałem, że jestem przekonany, że nie ma trenera w lidze, który w tamtej sytuacji nie poprosiłby o czas. Dziś, jestem przekonany, że nie ma w lidze trenera, który w ostatniej akcji meczu nie dostarczyłby piłki w ręce Simonsa. Gość trafia wszystko jak leci, a Billups ustawia go po drugiej stronie parkietu, gdzie nawet nie można mówić, że tworzy on miejsce pozostałym zawodnikom. Simons ani nie dostał piłki, ani nie został podwojony - pociągnął za sobą jedynie Kuzmę, nic więcej. Piłka trafia w ręce Granta, który upycha się pod koszem i próbuje rzutu hakiem lewą ręką - niestety, pudłuje. Nic dziwnego, że nie trafia, kiedy nie dość, że pod koszem czeka Muscala, to Granta broni Coulibaly - debiutant, ale bardzo dobry obrońca. Pamiętacie komentarze po meczu z GSW? Obwinianie Aytona, że za szybko podał, gdzie chwilę wcześniej wpuszczając go na boisko, prawdopodobnie nie raczył nawet poinformować, że ma w planach branie czasu. Dziś Chauncey dorzucił do pieca jeszcze bardziej. "Nie mamy w naszym zespole samca alfa". Jak ja to przeczytałem, myślałem, że ktoś sobie robi jaja. Simons, który rzuca 22 punkty w 4Q, który udowadniał kilkukrotnie, że radzi sobie pod presją, nie jest samcą alfa? A i nie dajcie się nabrać na słowa Billupsa, że "musi stać się lepszy" - bo to gadanie słyszę od trzech lat. Chauncey dwukrotnie w przeciągu pięciu dni udowadnia, że kompletnie nie radzi sobie w końcówkach meczy, a jego komentarze dają do myślenia - czy Chauncey nie straci niedługo szatni?
Co do występów indywidualnych - wciąż mam mieszane odczucia co do Aytona. Z jednej strony zaliczył naprawdę bardzo dobry występ na atakowanej desce, zaliczając aż 10 ofensywnych zbiórek i 23 punkty. Ale z drugiej strony mam z tyłu głowy straty, które popełniał w pierwszej połowie. Dodatkowo, co on wyprawiał w ostatniej minucie meczu? Wpierw nie trafia dwukrotnie spod kosza, tylko po to, żeby na 15 sekund przed końcem, gdy dzieli nas różnica dwóch punktów, w momencie, gdy Kuzma wykonuje osobiste, Ayton nie dość, że nie zbiera piłki, to nawet nie wypycha Kisperta spod obręczy. Porównując statystycznie tegorocznego Aytona z zeszłorocznym Nurkiciem można się pokusić o stwierdzenie, że Nurkić dawał więcej - szczególnie pod względem rozgrywania, skuteczności rzutowej czy bloków. Ayton znacznie przeważa jedynie pod względem zbiórek ofensywnych, a przypominam zarabia dwukrotnie więcej. Jedyne co osładza tę wymianę to Toumani Camara, który jak poinformował niedawno Jason Quick - "Joe Cronin był nieugięty i bardzo mocno naciskał na zawarcie Camary w wymianie z Suns". Brawo, Cronin!
Na wyróżnienie zasługuje Jabari Walker, który notuje aż 24 minuty, zaliczając 11 zbiórek, bardzo dobry występ w obronie - był najbardziej plusowym zawodnikiem dzisiejszego meczu, +18. Duop Reath - 10 minut, 10 punktów i aż 4 faule. Krótki, ale treściwy występ - ciężko oczekiwać więcej. Brawa dla Thybulle - pomimo gorszej skuteczności niż zwykle, w pojedynkę wywalczył posiadanie dla Blazers na 6 sekund przed końcem, do tego dokłada 3 przechwyty i 3 bloki. Matisse wraz z Camarą, uprzykrzyli życie Jordanowi Poole'owi, który zapewne wolałby zapomnieć o tym meczu.
Wszystko się zgadza , no może poza skutecznością Nurka :)
OdpowiedzUsuńAle do tracenia szatni przez Billupsa to jeszcze sporo brakuje . Niestety...
Billups powinien stracić krzesło, pal licho dzisiejszy mecz, za caloksztalt
OdpowiedzUsuńZ tymi czasami to już recydywa. To samo zrobił mecz wcześniej, gdy zespół był na fali i budował przewagę. Od momentu tamtego czasu Suns rozpoczęli run i prawie doszli. Ostatnia akcja dziś kuriozalna.
OdpowiedzUsuńRoy na trenera
OdpowiedzUsuńNaprawdę uważacie ze sytuacja na minutę przed końcem i 30 sekund przed końcem to przypadek ?
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt dla wszystkich Blazermaniaków i ich rodzin !!!
OdpowiedzUsuń