30 września 2014

Stotts zapowiada poprawę w obronie

Terry Stotts
Siedem dni do pierwszego meczu w preseason i siedem dni do ujrzenia jeszcze raz tych samych twarzy wychodzących w pierwszej piątce. Wczoraj podczas pierwszej w tym sezonie konferencji prasowej Blazers Terry Stotts mówił między innymi o tym, że będzie rozpoczynał mecze tymi samymi graczami, a minuty i role w zespole pozostałych zawodników wyklarują się podczas campów i siedmiu spotkań przedsezonowych.

25 września 2014

Contract year Wesley'a Matthewsa


Niecałe dwa tygodnie pozostały nam do pierwszego meczu Blazers w preseason. To bardzo dobra wiadomość dla tych co tęsknią, może nie za najwyższym poziomem, ale za klimatem, graczami i narastającym podnieceniem: o kurcze, sezon lada moment, o mamo mecz z Thunder tuż tuż.


Blazers dość szybko poukładali sobie roster. Podjęli decyzję, które Neil Olshey uważał za słuszne, najlepsze pod względem uzupełnienia dziur oraz sprzyjające Terry’emu Stottsowi w procesie ulepszania drużyny. Zorganizowali się w mgnieniu oka i chwała im za to, chociaż to zupełnie zamknęło temat offseas i cóż, cały lipiec, sierpień i ostatnie 3 tygodnie września mieliśmy zamglone oczka. Dlatego też, aby rozruszać zardzewiałą karuzelę, warto przyjrzeć się sytuacji jednego z pięciu najważniejszych graczy Portland Trail Blazers, pod kątem tego co czeka nas za niespełna rok.

21 września 2014

Harry Glickman, człowiek który dał Portland koszykówkę


W drugiej połowie XX sportowa Ameryka dynamicznie rosła w siłę i powoli stawała się marketingowym strzałem w dziesiątkę wyprzedzając odpowiednie rozgrywki w innych częściach świata. Rozwój i postęp gospodarczy, a także sukces właścicieli większości organizacji sportowych nie mógł pozostać długo w cieniu, dlatego też wspólnie z osobami chcącymi zaangażować się w nowe projekty sportowe, każde większe miasto próbowało z lepszym bądź gorszym skutkiem zaistnieć na sportowej mapie Ameryki. Zazwyczaj w którejś z czterech najpopularniejszych lig w Stanach; NFL, MLB, NHL bądź NBA. 

18 września 2014

Draft 1984. Jak to było z Samem Bowiem?


W 1984 roku gdy koszykarski świat nie zdawał sobie sprawy co przyniesie czerwcowy draft, Portland Trail Blazers zakończyli sezon z szóstym najlepszym bilansem w lidze i trzecim w konferencji zachodniej. Clyde Drexler kończył wtedy swój pierwszy rok w NBA, a Jim Paxsons w swoim drugim i ostatnim w pełn rozegranym sezonie na poziomie All-Star rzucał 21 punktów na mecz i nie przejmował się 28% za trzy.

Blazers z playoffów odpadli już w pierwszej rundzie, przegrywając pomimo przewagi parkietu 2-3 z Phoenix Suns. To był ofensywny matchup, bez obrony, bez trójek, z Jimem Paxsonsem i Darnellem Valentine na obwodzie z penetracjami i mnóstwem rzutów z mid-range. Świat statystyk nie istniał na parkietach, ławkach i w szatniach, a za PER-y i ratingi w wersjach à la lata '80, co najwyżej mógł odpowiadać koszykarski geek hobbystycznie spisujący najmniejsze detale z parkietów w przydomowym garażu.

Koszykówka to był prosty sport – miałeś trafić do „dziury”. Nikt nie zawracał sobie głowy absolwentem kierunku matematycznego z tablicą „to nie jest efektywne”, nie było analiz kluczowego posiadania Jamesa Worthy'ego w crunch-time, nie dowodziło się krok po kroku, że podanie mogło okazać się lepszym wyjściem niż rzut z przeciwnikiem na piłce i wreszcie nikt nie przypuszczał jak ważne za dwadzieścia parę lat będą trójki. O tych z rogów nie wspominając.

O tym jak uproszczony był to sport, względem czasów najnowszych, niech świadczy rzut monetą, który decydował o przyznaniu pierwszego picku w drafcie.