Magic (28-37) @ Blazers (35-32) 84-121
Po niezbyt udanej wyprawie do San Francisco w rejony Rose
Garden przybywają Orlando Magic, którzy dzień wcześniej pokonali po dosyć
wyrównanym meczu Kings. Obie drużyny są B2B, chociaż jak niesie legenda faktem
tym o wiele bardziej przejmuje się drużyna z Oregonu. Otóż po starcie samolotu
z lotniska SF wywiązała się podobno ciekawa dyskusja- Terry Stotts szukając
ciekawostek w Internecie znajduje blog Blazers.pl, po czym zdradzając ten fakt
Lillardowi obaj przez bite 90 minut lotu szukali sposobu, jak przekazać
drużynie, iż ktoś musi drugi raz z rzędu wstawać o 4 w nocy. Ostatecznie
wiadomość przekazuje pilot, po czym Aminu budzi się natychmiast zlany potem,
przypominając sobie jak w swojej wiosce o tej porze wychodzili na polowania,
Crabbe zobaczył w lusterku, iż włosy stanęły mu dęba bez tubki żelu, McCollum
po prostu się rozpłakał, a że najbliżej miał pierś Davisa to przytulił się do
niego jak w collegu do poduszki, kiedy dowiedział się, iż nikt z jego szkoły
jeszcze nie zagrał w NBA. Miny Harklessa nie trzeba sobie wyobrażać, ponieważ
on zawsze wygląda jak na pogrzebie, Pat spoglądając na swoją koszulę pomyślał,
iż jest ktoś bardziej szurnięty od niego, ale wszystko uspokoiła wyłaniająca się
z tyłu samolotu głowa pytając „o co Kaman”. Vonleh po prostu dumnie stwierdził,
że i tak jest najlepszy i nie robi to na nim żadnego wrażenia.