2 kwietnia 2016

Z wizytą w Detroit


 
Miałem nie pisać relacji, ale jako, iż znów mam 2 godziny oczekiwania na samolot po spóźnieniu na właściwy to trzeba czas zagospodarować

Po „wielce” interesującej wizycie w Milwaukee, gdzie tylko się utwierdziłem w przekonaniu, iż NBA nie jest dla mnie, jeżeli chodzi o coś innego niż Portland Trail Blazers zjawiam się w Cleveland, gdzie po kilku zaplanowanych wydarzeniach pozostaje mi do dyspozycji cały dzień do zagospodarowania. Jako, iż pogoda jest tego dnia parszywa i spacerek po mieście raczej nie nastraja optymistycznie sięgam po telefon- pojawia się opcja Detroit-Dallas. Cóż wszystko składa się, aby jednak ten mecz zobaczyć ponieważ

  1. Pada bez ustanku
  2. Pierwsze spojrzenie na wypożyczenie samochodu i nagle oferta „Last Minutes” i to nie byle jaka- jeden dzień w cenie warszawskiego rowerka miejskiego. Dodatkowo żaden Opel Corsa tylko…. Dodge Charger. Tego nie można odpuścić.
  3. Do Detroit jest około 2,5 jazdy. Nie jest źle a już w tym wozie to naprawdę rewelacja. Dodatkowo w USA są dwa wielkie plusy przemieszczania się w ten sposób. Pierwszy, mniejszy, to oczywiście drogi. Drugim pozostają…. Stacje radiowe. Naprawdę. Ilość rockowego i metalowego grania jest ogromna a jakość….. o ile w Polsce nie mogę słuchać nawet znanych rockowych stacji tak tam żyć nie umierać. Przepaść.
  4. Pojedynek Dallas żywo mnie interesuje z powodów PTB. Dodatkowo Detroit też walczy o play-off więc zapowiada się całkiem dobry mecz
  5. Zobaczenie Iron-mana nie chodzi piechotą podobnie jak bluzganie Feltona. Dodatkowo gdzieś tam będzie się szwendał Blake
 


Tak więc ruszam, a po drodze bilety. Ceny umiarkowane- drożej niż w MIL o wiele taniej niż w RIPCITY. Oczywiście, aby tak pięknie nie było w Detroit warunkiem wstępu jest bilet wydrukowany a nie w aplikacji internetowej więc nie mogę tego zostawić tak na ostatnią chwilę. Kupuję na 2 godziny przed meczem rząd 11 centralnie za koszem, wiec miejsca wydają się atrakcyjne. Cena 50$ plus od razu 14$ za parking. Hala Pistons jest daleko na peryferiach i tam nie ma innej możliwości dotarcia jak samochód a gdzieś stanąć trzeba- już raz mi chłopcy z Chicago samochód odholowali w czasie tego wyjazdu
 


 

Przybywam na około 5 minut przed rozpoczęciem meczu i zanim zaparkowałem oraz wszedłem to akurat była prezentacja. Podobnie jak w MIL oglądam ją z góry i udaje się, tym razem bez Coli i frytek, na swoje miejsca. Widoczność rzeczywiście bardzo dobra. Zasiadam wśród gangu Detroit- grupka 8 zakapiorów o średniej wadze 120kilo. Szybkie przywitano w stylu „jo jo Man” i gramy. Nie oceniaj jednak ludzi po wyglądzie. To nie żaden gang. Każdy z grupki ma ukryte zdolności trenerskie i o dziwo każdy zajmował się innym tematem. Ten najbliżej mnie to znawca rzutów osobistych, który dawał dokładne rady Drummondowi. Przeważnie z wiadomym skutkiem co kończyło się ostrą wiązanką w jego kierunku. Kolejny to mistrz rozwiązań defensywnych, trzeci oraz czwarty udzielali się głównie w rozgrywkach ofensywnych kiwając głową kiedy piłka trafiła według nich tam gdzie miała trafić. No i ja w środku…



O publice- jak byłem tutaj podczas meczu Portland, a wtedy DETROIT grało piach to atmosfera była jak w Milwaukee. Teraz? Nie wiem czy wybrałem sektor kibolski, z gangiem na czele, ale doping i okrzyki są żywiołowe. Podoba mi się to. Mecz się o wiele lepiej przeżywa niż mega piknik w MIL. Jako, iż jestem w rzędzie 11 to nawet mam obsługę kelnerską. Gang bierze browarki ja wodę, bo auto (tramwajem raczej nie przyjechali). Może oni o to nie dbają, ja tam wolałbym nie iść za kratki. Generalnie atmosfera jest mocno ok., zapełnienie na dolnych sektorach z 90% na górze 60-70%. Wygląda to nieźle
 
 

Meczyk tym razem nawet oglądam, niestety lub stety Dallas wciąż prowadzi, ale szykuje się zacięta końcówka. Jak Detroit dochodzi na remis to gang szaleje na trybunach a wraz z nim 80% hali. Później jednak sprawy w swoje ręce bierze Iron- Man i jest po czemu. Generalnie to WES ma totalne ADHD to co on wyrabia na tym parkiecie to kosmos

Z ciekawostek: W drugiej kwarcie mamy rozdanie kuponów loteryjnych. Gang o mało się nie zabija o nie, przychodzi do naszego rzędu maskotka Detroit i wybiera jakaś dziewczynkę dwa miejsca dalej. Członek gangu jednak chyba nie zrozumiał tego przekazu bo kupon sobie zatrzymał zamiast podać dalej. To co wydarzyło się zaraz po tym z lekka mnie zaskoczyła- otóż maskotka Detroit tak dopierdzieliła planszą gościowi, iż ja bym się poważnie po tym ciosie nie podniósł. Gang zamarł, ale potraktowali to finalnie jako żart. Kupon finalnie przekazano
 
 


W przerwie mieliśmy występ jakieś gwiazdy raperskiej, oprócz tego w przerwach o dziwo mało dziewczęcych tańców, a te o dziwo były urodziwe.

Osobny temat to Cuban. Gość naprawdę przeżywa te mecze. Siedział przy ławce i cieszył się po wygranej jak dziecko. Przy okazji dyskutował z trybunami. Zejście Dallas do szatni to akurat mój sektor, więc prawie przybijam piątkę z Wesem i gwizdam na kontuzjowanego Feltona. W sumie Dallas mnie nie irytuje- wolę ich niż Houston w play-off
 

Podróż powrotna to jeszcze nocna wizyta w Detroit, ale niech was plotki nie zmylą. To naprawdę fajne miasto i pomimo wielu opuszczonych budynków jest tutaj bezpiecznie. Znajduje nocną knajpkę, kolacja, przy okazji spoglądanie na Boston z GSW i przy super muzyce o 3 melduje się w Cleveland.
 
 
Lucero


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz