18 listopada 2016

Ostrzał rakietowy

Meczem w Houston rozpoczynamy pięciomeczową serię wyjazdową. Konfrontacja ważna wiedząc już iż GSW nie dorastamy do pięt, LAC jest ekstremalnie niewygodne, a przypuszczając że również z SAS większych szans na razie nie mamy. Jakby się okazało, że jeszcze Houston jest poza zasięgiem to wizja pierwszej rundy Play-Off wygląda mało zachęcająco.  Po części się tak okazało, ale mimo wszystko trzeba zauważyć konkretne działania mające usprawnić tą na razie drogą, a regularnie zacinającą się maszynę.


Pierwszą zmianą było wpuszczenie do pierwszej piątki Crabbe. Kontuzja Aminu ma tą zaletę, że Stotts może dać szansę prawie każdemu (Vonley, Leonard, Crabbe, a w kolejce zapewne Turner, a może nawet Layman). Na razie nikt się specjalnie nie odwdzięcza, ale może w tym szaleństwie też jest metoda. Zaczęło się jak w meczu żeńskim: najpierw goście 6 pkt,, potem gospodarze 10, następnie goście znowu 6. Z czasem jednak siła ofensywna, a także różnorodność (niestety Houston to już nie tylko wymuszanie fauli brodacza) rozbiła w pył zaspaną obronę Blazers.


Na początku drugiej kwarty była taka ciekawa statystyka: obie drużyny miały tą samą skuteczność, ale to Rockets prowadziło 10 punktami. Powód ten sam co od początku sezonu w przypadku drużyny z Oregon: zbiórki, wymuszanie fauli i dodatkowo zła obrona "trójek". Ale ta kwarta to jednak był pewien promyk nadziei. Wprowadzeni Vonley i Layman trafiają za trzy, McCollum kontrami zmniejsza przewagę, wchodzi Lillard i punktuje. Robi się remis, jakby to powiedział sprawozdawca niezasłużony z przebiegu gry.

Trecia kwarta to kolejna faza ostrzału rakietowego. Przez pewien czas Blazers jeszcze bronią się dzielnie niczym Japończycy w bitwie na Okinawie (przy okazji polecam świetny film TUTAJ), ale ostatecznie muszą złożyć broń. 38-21 w tej fazie gry rozstrzyga temat.

Czwarta kwarta to już dobijanie rannych. Dla przyzwoitości trenerzy jeszcze potrzymali przez dłuższy czas kluczowych graczy, ale przewaga 20 punktowa nie pozostawiała złudzeń. Dopiero na ostatnie 4 minuty wchodzą głębokie rezerwy, w tym nieoceniony Meyers Leonard, który przy 100% skuteczności po drugiej trójce nie omieszkał rzucić "gdybym grał od początku ...".


A teraz do samolotu i z Houston do Nowego Orleanu dzisiejszej nocy. Tam wypadało już wygrać.


PS. Faktem jest, że przed sezonem byłem najbardziej sceptycznie nastawiony do obecnego sezonu. Ale to nie jest tak, że jak jestem wyznaczony do pisania dostajemy łomot, ani tak że po klęsce mam nakaz pisania ... po prostu: przypadek

11 komentarzy:

  1. Przy 62:62 wyglądało,że ich mamy.Lill zawiódł. Światełkiem w tunelu wydaje się postęp Turnera.Marna to jednak pociecha przy najgorszej defensywie w lidze.Jak tak dalej pójdzie Stotts poleci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy13:40

      to byłby przysłowiowy strzał w kolano. Niech NO skręci mu wreszcie wysokiego co broni i zbiera a potem rozlicza. Każdy laik widzi czego nam trzeba i wprost nie wierze ze nie zrobimy żadnego ruchu. Jest kilku wolnych wysokich. "Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić"

      Usuń
    2. Behemot13:53

      Parę już takich sytuacji w przeszłości było, że trener osiągał wynik ponad stan, w kolejnym sezonie szło gorzej i dostawał wilczy bilet. Szczerze mówiąc wątpię, aby w Blazers w ogóle to rozważali, a już na pewno nie teraz. W Denver mają kłopot bogactwa z dobrymi centrami (Jokic nawet poprosił aby posadzić go na ławę, bo razem z Nurkicem nie ma dla nich obu miejsca na parkiecie), może do nich spróbować uderzyć. Cena na pewno byłaby wysoka.

      Usuń
  2. Sosna198215:20

    Widze 3 kierunki gdzie mozna poszukiwac centra:
    1 Sacto - DMC
    2 Denver - Jokic badz Nurkic
    3 Orlando - Vucevic
    Mozna tez czekac az w stolicy wroci Mahinmi i sprobowac MG13 wyjac. Tylko nie wiadomo tak naprawde co by WAS chcial w zamian? CJa raczej nie potrzebuja majac Beala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16:14

      Vucevic-a bym sobie darował bo chyba słabo broni. Jak już z Orlando to Bismacka ;) Do listy dodał bym Noela i Tysona C z Phoenix ale żaden z powyższych pięciu nie jest wart CJ-a ( nawet 1,5 roku DMC )

      Usuń
  3. a może po prostu nasz sztab szkoleniowy w obecnym składzie nie jest w stanie nauczyć dobrej gry wysokiego zawodnika: Robin Lopez się nie sprawdził, Plumlee też, Davis umiał zbierać jeszcze rok temu, a Leonard to w ogóle szkoda gadać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot15:49

      Robin Lopez świetnie się sprawdził (no chyba, że liczyłeś, że będzie Howardem z Orlando lub Hibbertem z Indiany).

      Usuń
  4. pdxpl16:00

    Moim zdanie tylko CJ, Lillard i Mo graja na poziomie. Rzadko kiedy wszyscy trzej w tym samym meczu. Reszcie brakuje zwyczajnie jakości. Trudno złapać formę, gdy w kazdym spotkaniu trener szaleje z rotacją, a szaleje, bo zawodnicy, na których stawia zawodzą. vide Leonard, Crabbe, Davis. Plumlee rozczarowuje , a i tak Stotts nie ma wyboru na tej pozycji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16:16

      100% racji. Nie mamy PF i C i co się dziwić ze wygląda tak jak wygląda.

      Usuń
  5. Co do rotacji,mnie zadziwia tak łatwe i częste wprowadzanie Laymana.Gosciowi weszło parę trójek w garbage-time i od razu zyskał niezrozumiały poklask.Zdecydowanie bardziej widziałbym Napiera w momencie jak ma problem ktoś z dwójki Lill/CJ. Co do centrów to zdecydowanie szwankujefizyczna strona Plumlego,Davisa.Po głębszym zastanowieniu się myślę,że mamy okres takiego przedłużonego preseason-treneiro nadal szuka opcji kosztem wyniku.Takie mam wrażenie...będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy06:55

    Z łatwo co niektórzy dostali duże pieniądze i teraz to się odbija. Czas na zmiany. Więcej minut dla Napiera. Powinien wychodzić w s5. Lillard sg a McC za Lillarda tak jak kiedyś. Pozyskanie graczy Pf i C defensywnych w najbliższym okienku przymusowe.Greg

    OdpowiedzUsuń