C.J. McCollum |
*
Dumny może być z całą pewnością management Blazers. Wyrzucenie szrotu w postaci... sam wiesz kogo, najlepszy z możliwych pick w drafcie i załatanie dziur na ławce oraz na centrze. Ten ostatni upgrade, czyli sprowadzenie Robina Lopeza, był nieco kontrowersyjny, bo wcześniej przewijały się inne lepsze nazwiska. Głównie te z rynku wolnych agentów, ale w grę wchodziło także handlowanie pickiem. Przypominam sobie, że w dzień ogłoszenia wymiany z Pelicans, było słychać głosy o braku cierpliwości Olsheya, ale z drugiej strony dalsze sondowanie rynku mogło się skończyć klęską i Jasonem Collinsem. Bo i Nikola Pekovic był, jak się okazało, poza zasięgiem finansowym Blazers, Rockets postawnowili zatrzymać Asika, a Joakim Noah marzył się tylko kibicom, którzy wierzyli w trade Aldridge'a. Koniec końców Blazers dodali centymetry pod koszem, bloki i lepszą defensywę od Hicksona. O to chodziło, ale czy wybór był słuszny przekonamy się za kilka miesięcy. Do składu doszli m.in., dość niespodziewanie Mo Williams, Thomas Robinson, Dorell Wright, i wybrany w drugiej rundzie Allen Crabbe. Więcej o nich w skarbie kibica, który ukaże się na pewno przed 30 października.
*
Historią ostatnich dni jest kontuzja McColluma. Złamana piąta kość w lewej stopie, przerwa do grudnia i wracający jak bumerang temat kontuzji i klątwy w Portland. Pfff... Miałem 11 lat i identyczną kontuzję, z wyjątkiem stopy. Ja zepsułem prawą w dość idiotyczny sposób, bo specjalnie chodząc po nierównościach w ogrodzie. Krzyk, szok, ból i pewna 80 letnia emerytowana pielęgniarka, która nastawiła kość, założyła bandaż, dwa patyczki po lodach!!! dla stabilizacji i miesiąc później grałem w piłkę. Nie wierzę, że w tym przypadku będzie inaczej i McCollum dołączy - odpukać - do tych dwóch wyżej.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz