28 listopada 2013

Koniec



Blazers są w tym sezonie 1-2 w meczach z tankującymi (?) Suns. Przegrali na inauguracje sezonu i dzisiaj nad ranem jednocześnie kończąc streak 11 zwycięstw. Ta porażka przyszła w najmniej odpowiednim czasie, bo 1 grudnia zagrają z prawie hot Lakers, dzień później z Pacers, a dwa dni przed Mikołajkami z Thunder. Ostatnie dwa mecz będą w Rose Garden, gdzie Blazers w tym sezonie przegrali tylko raz. Miałem nadzieję, że do meczu z najlepszą drużyną tego sezonu chłopaki przystąpią z 13 wygranymi z rzędu i w poniedziałek będę "niech się dzieję", ale po - nie wiem - wstydzie, kompromitacji, wypaleniu w Arizonie mam wciąż nadzieję na hasło wyżej, ale to w najlepszym przypadku będzie walka o wygranie "tylko" drugiego mecz z rzędu. Rozpieścili nas.

Mecz mogę zamknąć w jednym krótkim rozdziale pt: "Jak rozjebać 16 punktów przewagi z Suns. Z Suns". Lillard i Mo Williams broniąc Gorana Dragica jeździli na łyżwach, Channing Frye grający 41 minut zdecydowanie był przeciwko Aldridge'owi w All-Star Game. Bracia Morris mieli w jednym ciele 34 punkty z 19 rzutów, a Gerald Green był 3-14 z gry, ale trafił ważną trójkę na pierwsze prowadzenie Suns w 21 minucie meczu. Blazers przegrali w głowach. Po spokojnym wygraniu pierwszej kwarty 32-21, w drugiej oddali 40 punktów, by w trzeciej mieć już w dupie wszystko i wszystkich. Chyba pierwszy w tym sezonie tak długi śmieciowy-czas dał Stottsowi - nie o takie walczyłem - możliwości. Poprawcie mnie jeżeli jestem w błędzie, ale chyba pierwszy raz w tym sezonie rotacja Blazers składała się ze wszystkich zawodników siedzących na ławce. Szaleństwo. Nowa era. Po pięć minut dostali Watson, Barton, Crabbe i Leonard, który wozi ze sobą na mecze zestaw majsterkowicza. Thomas Robinson ciągle robi postępy, Dorrell Wright ciągle robi co może, a Mo Williams powinien dostać jeszcze jeden mecz zawieszenia.

Legendarna ofensywa Blazers w tym sezonie, o której napisał już każdy, zamknęła listopad z ball movementem na piątkę z plusem, Wesem Matthewsem na ponad 50% za trzy, Lillardem z włącznikiem "wygrywam mecz, nie mam całego dnia", Aldridgem w mid-range oraz z wszędobylskim Batumem i jego pick-and-rollami z Robinem Lopezem. Ławka czasami chilluje bardziej niż Chris Bosh, ale też Mo Williams i Thomas Robinson są w niektórych meczach Królami. Nie dzisiaj. 

W środkowe 7 minut drugiej kwarty Blazers oddali pałeczkę i przyjęli na klatę run 15-32. Frye, Dragic, Dragic, Morris-1, Dragic, Dragic, Morris-2, Dragic, Green, Dragic. W wielkim skrócie. Blazers wciąż byli w grze, bo na koniec pierwszej połowy mieli tylko 3 punkty straty, ale ktoś zapieprzył im umiejętności. Najgorsze wejście w jakąkolwiek kwartę w tym sezonie. Miotali się bez celu, szukali wody, Stotts wyszedł do apteki po paracetamol, a Blazers w tym czasie dostali 10 szybkich. Po meczu. 

Gra w obronie jest straszna. Popełniam przestępstwo pisząc "gra". Chcą, starają się czasami wygląda to prawdziwie, ale rzeczywistość powraca w kolejnej akcji. Goran Dragic robił w kuku obronę Blazers w każdej strefie, bawiąc się w berka pod koszem, czy gubiąc Lillarda na obwodzie. Na dobicie: 52% z gry, 42% za trzy Suns. Happy Thanksgiving.

P

4 komentarze:

  1. Behemot14:37

    Na szczęście już z nimi więcej nie gramy. Mało brakowało a z Suns byłoby 0-3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjątkowo nie leży nam Phoenix, chociaż mam wrażenie że ta porażka może być również początkiem następnej serii. Obym się mylił ale to najbliższe trzy mecze pokażą prawdziwą wartość drużyny. Chwała im za super początek sezonu. Trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. clydetheglyde21:55

    Nie myślałbym o Phoenix jeżeli nie będzie kolejnej serii. Wpadka przy grze - chyba zmęczenie materiału i brak motywacji - teraz się okaże - jeśli pokonamy LA i u siebie choćby jedna z drużyn Indiana OKC będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy15:12

    tak tez myslalem ze z phoneix zaliczymy porażkę. ale piekny start sezonu nie moze sie wypalić jedna porazka, kolejne 3 mecze wszystko pokażą ;-)

    OdpowiedzUsuń