21 stycznia 2014

Porażka z Rockets i własną obroną



Portland Trail Blazers nie trafili na tych Houston Rockets, rzucających 19 punktów w drugiej połowie i przegrali pierwsze spotkanie od 8 stycznia. Ten mecz pokazał jak mogą i prawdopodobnie będą wyglądać Blazers w meczach z zespołami mającymi ofensywę na poziomie Top5-Top7 ligi, jeżeli nie poprawią obrony. I tak jak po meczu w San Antonio mieliśmy dość małe podstawy sądzić, że Blazers robią defensywny krok w przód, tak po mecz w Houston jestem przerażony.

Skupiamy się na obronie i jej skutkach – często fatalnych – bo będzie to x-factor w playoffach, gdzie Blazers, niemający dużego doświadczenia, będą musieli zrobić coś więcej niż pierwsza runda. Nasze oczekiwania względem początku sezonu urosły niewiarygodnie i czy nie jest tak, że każdy inny wynik niż finał konferencji będzie rozczarowaniem? Z drugiej strony czy nie mierzymy za wysoko?

Blazers są o dobrą obronę od stania się zespołem kompletnym. Nawet ta marna ławka może nie być przeszkodą, bo np. C.J McCollum będzie grał coraz pewniej, a Robinson i Freeland dadzą kilka hustle plays na mecz. Stotts musi korzystać też z tej bardzo dobrej informacji, że wszyscy są zdrowi i zacząć wreszcie robić wszystko by w obronie wyglądać. Na początek tylko wyglądać, bo póki co mecz z Rockets to podsumowanie całego sezonu Blazers po ich, o wiele gorszej stronie.

Od pierwszych minut Blazers nie wyglądali jak Blazers 2014. Nie mieli otwartych pozycji, męczyli się z piłką, zamykali sobie drogę do kosza i ich ruch piłką był jednym z najgorszych jakie widziałem w tym sezonie. Blazers dość dobrze wykorzystali obronę Jamesa Hardena i szukali Wesleya Matthewsa, ale to nie był jego dzień. Tylko 2/9 za trzy plus ta mina na górze, która sugeruje, że dzisiaj w Oklahomie może być mecz na 3-0 w sezonie.

Damian Lillard przeszedł przez pierwszą połowę z szybszym o pół życia Patrickiem Beverleyem, który ograniczył go do 3/8 za trzy i zmusił do częstszych penetracji w paint. Pod koszem Lillard trafił tylko połowę swoich rzutów, druga połowa albo została zablokowana, albo była kończona wciąż słabą lewą ręką. Zmiana sposobu zdobywania punktów przez Lillarda, który wydawał się przerażony obroną na obwodzie Beverleya, przyniosła mu też 4 straty i 3 faule – 2 z nich w ataku, właśnie przy próbie penetracji.

Rockets są bardzo niewygodnym matchupem dla Blazers i LaMarcusa Aldridge'a jako obrońcy. Aldridge miał dzisiaj boxscorowy mecz na 27 punktów i 20 zbiórek. Ale te statystki nie oddają – zresztą jak zwykle – tego co Aldridge robił na boisku. Oddał 26 rzutów, trafił 11 i tylko 2/10 z mid-range, gdzie pomimo wykreowanych czystych pozycji z pick-and-pop, pudłował. Aldridge grał bardzo często pod koszem, przez kilka minut jako center w niskim lineupie z trzema guardami, ale przy braku Terrence'a Jonesa na PF w Rockets grali Donatas Motiejunas i Omri Casspi. Shalom.

Motiejunas i Casspi jako stretch-four rzucający za trzy mieli wyciągać Aldridge'a spod kosza zostawiając samego Robina Lopeza i dużo miejsca dla Howarda oraz penetrujących Hardena czy Parsonsa, ale mieli też plan B. W sytuacji gdy Aldridge bronił na dystans i skupiał się na obronie paint, Rockets szukali wolnych strzelców na dystansie. To samo powtarzali w każdej takiej sytuacji z wysokimi Blazers. Szybki reserach: Blazers są w tym sezonie 4-5 z drużynami, które mają dobrze rzucającego za trzy silnego skrzydłowego. (Dallas, Minnesota, Oklahoma, Miami, Rockets)

Blazers zaskoczyli zmianą swojej ofensywy. Nie siedział im rzut. To było widać w zasadzie w każdej kwarcie, z różnym skutkiem, ale na początku spotkania Blazers - jak już pisałem wcześniej - nie trafiali dobrych rzutów. W związku z tym Stotts zrobił małą rewolucję i pomimo Howarda w paint, Blazers aż 50% wszystkich swoich rzutów oddali spod kosza i jest to bardzo dobry znak.

Portland miewali problemy z rzutami za trzy, które definiują ich atak, ale w takich meczach zazwyczaj nie widzieliśmy próby zmiany priorytetów w ataku i Blazers, do końca spotkania, próbowali oddawać rzuty między 4 a 7 metrem, rzadko wchodząc na kosz. Ta tendencja powoli zaczyna się zmieniać głównie dlatego, że Aldridge wychodząc po piłkę na półdystans robi miejsce i obrońcy - wiedząc, że to jeden z dwóch najlepszych graczy w mid-range (Hail to the Dirk) - muszą kontestować jego rzuty, zostawiając miejsce dla np. Lillarda. Pisaliśmy jeszcze w tamtym roku, że Lillard, Matthews i Batum ograniczyli penetracji na skutek rzutów za trzy i gry dalej od kosza, ale ten mecz może oznaczać, że Blazers będą jeszcze bardziej uniwersalni w ofensywie.

Wracając na sekundę do obrony:

1) Blazers nieco poprawili transition defense i wyglądają jak cywilizowani ludzie bez siekierek i garbów od polowań.

2) Nie potrafią switchować bez pomyłki i nieumyślnego podwojenia albo zostawienia dwóch graczy bez krycia.

3) Nie oglądałem meczu z Mavs, więc nie wiem czy Blazers bronili strefą w Dallas, ale za to dzisiaj mieli jedno (!) takie posiadanie w obronie. Gratuluje.

Dzisiaj o 2:00 Thunder w Oklahomie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz