Blazers (36-15) @ Minnesota (24-27) 117-110
Po ciężkim meczu w Indianie wydawało się, że nie będzie łatwiej w Minneapolis. Poprzedni back-to-back do Minnesoty zakończył się wysoką porażką. Jednak tym razem nie zagrał w drużynie gospodarzy all-star Kevin Love. Zabrakło również wspierających go N. Pekovicia i K. Martina. W tej sytuacji Pionierzy nie mieli innego wyjścia, jak wygrać mecz. I wygrali, ale nie pozostawili za sobą w tym sennym meczu najlepszego wrażenia. Ważne jednak, by takie mecze również wygrywać, a Trail Blazers pokazali, że to umieją.
Cała drużyna Portland przespała pierwsze trzy kwarty. Nie wiem, na ile to było zmęczenie, a na ile brak koncentracji spowodowany tym, że za przeciwnika mieli mocno osłabionego personalnie rywala, ale wyglądali przeciętnie, zwłaszcza w obronie. Szybko weszli zmiennicy i to był bardzo dobry pomysł Terrego Stottsa. CJ McCollum rozruszał niemrawą ofensywę, grając najwięcej minut i rzucając najwięcej punktów w całym sezonie (19 punktów w 28 minut, 6/12 FGM), a zupełnie dobrze wspierali go J. Freeland pod koszem i E. Watson na rozegraniu. Niestety znowu nic nie pokazał T. Robinson, który po tym, jak wchodził od początku sezonu z ławki na poz. 4 został posadzony i zastąpiony M. Leonardem, zupełnie nie może się odnaleźć. Tak samo D. Wright. Tak czy inaczej drugi skład wywalczył w pierwszej połowie 10 punktową przewagę. Niestety powrót starterów w połowie drugiej kwarty zredukował tę przewagę do zaledwie jednego punktu w połowie meczu.
Po przeciwnej stronie najlepsze zawody w sezonie rozgrywał Ricky Rubio, zdobywając season high punktów.
W drugiej połowie Minnesota na moment wyszła nawet na 5 punktów przewagi, ale to wszystko, na co ich było stać w tym meczu. Pionierzy obudzili się w IV kwarcie, przycisnęli obroną, wymusili kilka strat zakończonych kontrami, wyszli na 12 punktowe prowadzenie i było po meczu. Dobre zawody rozegrał oprócz CJ-a także Freeland, mając z gry 5/6 i 5 zbiórek w 18 minut. Swoje rzucił także LaMarcus, zdobywając na dobrej skuteczności - nie dziwota, obrona Minnesoty to nie obrona Indiany - 26 punktów z 12 prób. 3 ważne trójki rzucił Matthews, oby był to początek odbudowy skuteczności zza łuku.
W końcówce pomimo przegranego w sposób oczywisty meczu zawodnicy z Minneapolis przeciagali mecz w nieskończoność, powodując uśmiechy na twarzach trenera i graczy Portland. Czyżby Rick Adelmann zapomniał, że Trail Blazers w całej lidze najlepiej rzucają osobiste?
Dwa dni odpoczynku bardzo się przydadzą. A potem - OKC i Clippers w meczu back-to-back. God save TrailBlazers...
Ja wiem, że tak jest poprawnie, ale chociaż tutaj bez "Pionierów" i "Traperów", błagam...
OdpowiedzUsuńNo, ale żeby nie było, bardzo dobry post.
UsuńPodaj propozycję tłumaczenia, a chętnie skorzystamy...
OdpowiedzUsuńNie mam takiej propozycji. Od zawsze wszyscy mówili "Smugi" i to jest dla mnie okej tyle, że oryginalna nazwa nie ma z tym nic wspólnego. Zostałbym przy Blazers.
OdpowiedzUsuńOryginalna nazwa jest o tyle zabawna, że... nie sposób tego przetłumaczyć, może niech się wypowiedzą spece od anglistyki, ale..
OdpowiedzUsuńowe "Świetliste łuny" czy też "Świetliste smugi" oznaczają początek zachodu słońca, ku któremu zdążają owi "Pionierzy" czy też "Wytyczający szlaki na zachód". Nazwa tak samo nieprzetłumaczalna jak np. "Skrzetuski w podróży po Dnieprze na Krym"... Czy ktoś jeszcze w XXI wieku umie komukolwiek wytłumaczyć, co to znaczy?
Dlatego nalezy uzywac nazwy TrailBlazers/Blazers nie silac sie na tlumaczenie.
OdpowiedzUsuńTak jak koledzy powyżej. Clydetheglide super post, ale trzeba uważać zeby nie bylo przerostu formy nad trescia.
OdpowiedzUsuńMeczylo mnie czytanie o 'Pionierach'. O Smugach czy Blazers by mnie nie meczylo :)!
Pozdrawiam!
K.
O Indianie lepiej mi się pisało :-), ale i mecz dużo lepszy...
OdpowiedzUsuń