4 marca 2014

Szczęście po stronie Lakers




Lakers (21-39) @ Blazers (41-19) 107-106

Jedną akcją na 7 sec przed końcem spotkania Lakersi zapewnili sobie zwycięstwo w Portland. Blazers mieli na odpowiedź 6,4 sec, ale ostatnią akcję zagrali źle, Lillard w ostatniej sekundzie nie zbliżył się nawet do obręczy i ostatecznie Blazersi polegli jednym punktem.

Mecz od początku nie układał się gospodarzom. Można powiedzieć, że Jeziorowcy zabiegali drużynę Portland. Po przechwytach bądź zbiorkach z prędkością Bolta byli pod koszem przeciwnika szybciej niż obrońcy. Po raz kolejny okazało się, że Blzersi nie lubią i nie umieją grać przeciwko drużynom grającym szybką koszykówkę (vide vs Suns). Nie nadążają za nimi w obronie, a transition defense w tym meczu zupełnie nie wyglądała. Lepiej było, gdy Lakers zmuszeni byli grać atak pozycyjny. Najczęściej grali wtedy inside-outside i albo Gasol trafiał, albo jego partner na łuku. W całym meczu Kalifornijczycy rzucali trójki na 45 % skuteczności. To znacznie lepiej niż średnia Blazers, którzy po raz kolejny pokazali, że rzuty za 3 przestały być ich silną bronią (9/29, 31 %).

Większa część meczu to run&gun z obu stron, przy czym Lakersom wychodziło to na dobre. Trochę więcej ustawionych akcji i lepszej obrony w końcówce pozwoliło Blazersom odrobić straty w meczu, w którym cały czas przegrywali. Czy jednak 5 minut dobrej obrony w meczu wystarczy? Na 35 sec przed końcem gospodarze objęli prowadzenie 106-105 po jednym celnym wolnym Lillarda. To zresztą kolejna wstydliwa statystyka w tym meczu - tylko 58% w rzutach z linii - takiego meczu w wykonaniu drużyny z Oregonu jeszcze nie widziałem.

Tak czy inaczej Lillard nie trafił drugiego rzutu, ale zebrał piłkę i Blazers mieli 28 sec oraz posiadanie. Wydawało się, że przy przewadze punktowej nie wypuszczą już tego meczu. Nic bardziej błędnego. Ostatnie dwie akcje gospodarze zagrali bardzo źle. Najpierw podwajany Aldridge na skrzydle (który to już raz...) oddał na obwód, a tam piłka trafiła w końcu do zaskoczonego w rogu Matthewsa, który nie powinien rzucać ( 7 pkt, 3/12 z gry) ale rzucił i oczywiście nie trafił.

Genialną akcję po czasie rozrysował Mike DAntoni i Lakersi wykonali ją bezbłędnie. Piłka z boku poszła po zasłonie do W. Johnsona, który sam na sam z koszem chwycił piłkę nad obręczą i alley oopem zakończył akcję. W obronie zaspał Aldridge, który nie nadążył za skrzydłowym Lakers. Portland mieli 6,4 sec na odpowiedź. Jednak odpowiedzi Stottsa nie było. Piłka ze skrzydła poszła do Lillarda, pozostali gracze gospodarzy patrzyli biernie na to, jak obrońca wypycha rozgrywającego poza łuk, a ten rzucając z daleka rzucił (bo musiał), ale piłka nawet nie zbliżyła się do obręczy. 

Wcześniej kontrowersyjną decyzję podjęli sędziowie. Decyzja ta zaważyła na wyniku, dlatego tytuł to "szczęśliwe" zwycięstwo Lakers. Po niecelnym rzucie Portland zawodnik Lakers pobiegł do kontry, ale po akcji Matthewsa w obronie piłka wyleciała na out. Arbitrzy przyznali ją TrailBlazers, ale po powtórkach telewizyjnych zwrócili ją Lakersom, którzy po tym właśnie wykonali game winnera. Powtórki pokazały, że równie dobrze mogli ją przyznać w drugą stronę - wydaje się, że i jeden i drugi zawodnik dotknęli piłki w tym samym czasie.

 Blazers zachowali 3 miejsce w Western Conference, ale 7 marca wyjeżdżają do Teksasu, gdzie zaczynają 5 meczową serie wyjazdową przeciwko Dallas, Houston, Memphis, San Antonio i New Orlean. Wynik tej wycieczki zadecydować może o rozstawieniu w play-offs.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz