27 lutego 2014

Blowout z Nets i 40 zwycięstwo

Nets (26-29) @ Blazers (40-18) 80-124

Mo Williams i rewelacyjny dzisiaj Will Barton poprowadzili TrailBlazers do 40 wygranej w sezonie.Portland zagrali z powodu kontuzji głownie niskim składem oraz w znacznym stopniu rezerwami. Jak się okazało, był to strzał w 10. Można było przed meczem martwic się, że z powodu kontuzji 4 wysokich graczy znowu Blazersi polegną pod tablicami, podobnie jak poprzedniej nocy w Denver. Tymczasem, chociaż stracili po tamtym meczu dodatkowo jeszcze Thomasa Robinsona, Nets nie podjęli zupełnie walki o zbiórki, przegrywając ten element 29-53. Przy ich słabej skuteczności przełożyło się to na wygraną Portland 44 punktami!
Początek meczu był wyrównany, ale potem Portland zaliczyło run 10:0 i pierwsza kwarta skończyła się dla gospodarzy na plus 9. Norma, prawda? Ale potem w drugiej kwarcie wchodzą zmiennicy no i wiadomo, jak to się kończy. Nie tym razem. Dzisiaj popis dał Will Barton. Tylu wsadów i alley-oops w jego wykonaniu nie widziałem chyba przez cały sezon (albo i dwa). Bardzo dobrze współpracował z nim Mo Williams, raz po raz obdarzając go asystami, a i sam co nieco dorzucił (21 pkt na 62% skuteczności, 7 asyst i 6 zbiórek).

Po raz kolejny podziwiam Robina Lopeza. Pozostał jako jedyny z wysokich i sam praktycznie trzyma obie deski. Jako rim protector wypadł świetnie. Bardzo dobrze wspierał go Victor Claver, który z konieczności musiał grac nawet na pozycji nr 5. W niecałe 22 minuty zdobył 13 pkt i 5 zbiórek. 11 punktów w 12 minut dorzucił rookie McCollum, trafiając 3 na 4 za 3.

W drugiej połowie wydawało się, że Portland skupi się na obronie zdobytych szańców, na co wskazywała wyrównana trzecia kwarta. Kiedy jednak w IV pogoń nie wychodziła Netsom, popsuli jedną, drugą i kolejną akcję w ataku, zeszło z nich powietrze i Blazers dopełnili dzieła zniszczenia. Grali praktycznie tylko rezerwami, a ci rzucili się jak wygłodniałe "timberwolves" na rannego przeciwnika, doprowadzając do prawdziwego blowoutu 124:80. Teraz widać, że Stotts powinien im wcześniej dawać jednak więcej pograć.

Freeland - kontuzja kolana. Aldridge - pachwina. Leonard - kostka. Robinson - kolano. Prawdziwy szpital w Portland. Kiedy w pierwszej kwarcie po zderzeniu z Piercem na parkiet upadł Matthews, złapał się za kolano i zszedł do szatni, publiczność zamarła. Na szczęście wrócił, choć niczym szczególnym się już do końca nie wyróżnił. Nalezy mieć tylko nadzieję, że kontuzja okaże się niegroźna.

Na tym meczu pojawili się Paul Allen i Neil Olshey, który coś długo temu pierwszemu tłumaczył. Czy to znaczy, że Blazers wzmocnią się pod koszem?. Przydałoby się teraz jak nigdy, bo jeśli trafią na drużynę lepiej niż Nets zbierającą (a w końcu trafią), to może być blado. Na razie jednak trzeba cieszyć się wysokim zwycięstwem, liczyć na szybki powrót Aldridge'a i Robinsona i wierzyć w łatwy terminarz - aż do 7 marca, kiedy TrailBlazers wyjeżdżają do Teksasu.




4 komentarze:

  1. Behemot14:06

    "wygłodniałe Timberwolves" - niezłe ;)
    Bardzo ciekawy fragment z blazersedge:
    "It's amazing how much better the spacing and shots looked in the absence of semi-clueless young bigs. The biggest guy off Portland's pines tonight was Victor Claver and he knows where to put his feet and how to clear out of the way when somebody else wants to score. All of a sudden the bench guys were shooting in open space instead of traffic. They dished some assists, didn't commit turnovers, and everybody looked good."

    OdpowiedzUsuń
  2. pdxpl17:30

    kogo by tu można, na 10 dni zwerbować? macie jakies pomysły? moze ten Dallas Louderdale z D-league?

    OdpowiedzUsuń
  3. lepszy byłby Richard Howell

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot22:26

    Rotacja jak w San Antonio. Fajnie się to oglądało.

    OdpowiedzUsuń