Trzecie zwycięstwa z rzędu od chwili powrotu LaMarcusa. To było jak dotychczas zdecydowanie najważniejsze. Jeszcze kilka dni temu pojawiały się głosy mówiące, że udział Blazers w PO jest zagrożony. Tymczasem ubiegłej nocy ekipa z Oregonu rozprawiła się z najmocniejszym spośród kandydatów, którzy teoretycznie mieli nam zagrozić. Blazers 105- 98 Grizzlies.
W pierwszej połowie fantastyczny występ dał Mo Williams, który od kilku spotkań gra naprawdę świetnie i sprawia (do spółki z T-Robinsonem), że ławka Portland wygląda zaskakująco solidnie. Przeciwko Grizzlies trafił 7/9 z gry, dostarczając aż 17 punktów i 4 asysty w 29 minut.
W 3-ciej kwarcie na scenę wkroczył z kolej Lillard, zdobywając w tej odsłonie 10 punktów i zmazując winy z pierwszej połowy meczu ( 0 punktów,0/3 z gry, 3 straty).
Motorem napędowym przez całe spotkanie był jednak nie kto inny, a LaMarcus Aldridge. 28 punktów, 10/20 z gry i 4 zbiórki. Jego jump-shot z lewej 45'tki był po prostu nie do zatrzymania.
NA PLUS:
- Rotacja Terry'ego Stottsa. Od powrotu Aldridge wygląda to najlepiej w dotychczasowym sezonie. Starterzy nie grywają już po 40 minut , Stotts umiejętnie korzysta ze swojego small-ballowego line-up'u i znalazł się uczciwy podział minut dla Robinsona i Wrighta, a swoje szanse dostaje co mecz Will Barton (szkoda, że nie zamiennie z McCollumem). Leonard jest tylko maskotką z ławki i chyba wcale nie narzeka na brak zajęć:
Tylko Clavera jakoś żal...
NA MINUS:
-Lekko.Will "gorąca głowa" Barton . Wciąż kilka złych decyzji na koncie i nieokrzesanie w ataku, gdy "podpala" się po dobrej akcji w obronie i pędzi na kosz rywali nie bacząc na konsekwencje:
Dziwny "floater" spoza paint
Barton piłkę zebrał i nie bacząc na kolegów...pudło
Niby jedna sekwencja, ale jakoś zostaje w głowie widza. Podobnie jak widowiskowy alley-opp po podaniu Batuma.
- Gonitwa Grizzlies. Który to już raz widzimy w tym sezonie prowadzenie/wysokie prowadzenie Blazers, mozolnie budowane przez 2,5 -3 kwarty, które następnie trwonione jest przez brak skupienia w ostatniej odsłonie meczu? Tym razem przewaga była zbyt duża i udało się wyjść z tego cało, ale co by było gdyby Conley trafił tą trójkę na 0:44 przed końcem i Grizzs doszli na -4?
49-23 Rockets (4 u siebie- 6 wyjazd)
48-27 Portland (5-2)
45-28 Golden State (5-4)
44-30 Phoenix (5-3)
44-30 Dallas (2-6)
—
43-30 Memphis (5-4)
45-28 Golden State (5-4)
44-30 Phoenix (5-3)
44-30 Dallas (2-6)
—
43-30 Memphis (5-4)
Rockets mają z PTB tie-breakera(3-1), więc nawet w obliczu kontuzji Beverly'ego i Howarda nie powinniśmy liczyć na cud rozstawienie. Niemniej jednak - po zwycięstwie z Grizzlies możemy powoli szykować do fazy posezonowej. PO wracają do Portland. Już nie mogę się doczekać tej atmosfery w Rose Garden!
wiele wskazuje na to, ze bedzie 5. miejsce i starcie z Hou. najwazniejsze, ze forma idzie w gore. Mo i T- Rob lapia rytm;)
OdpowiedzUsuń