13 lipca 2014

Czy doczekamy się odpowiedniego backupu dla Batuma?

W ekspresowym tempie Blazers przeszli przez offseason kompletując skład na sezon 2014/15 jeszcze przed decyzją LeBrona Jamesa. Doskonale wiemy co stało się i wciąż dzieje z rynkiem wolnych agentów w ostatnich dniach i godzinach, ale również zdajemy sobie sprawę jak Blazers - przegrali to być może zbyt ostre słowo – nie podołali. Brak cierpliwości i raptowne decyzje o podpisaniu dwóch nowych graczy sprawiły, że Blazers bardzo mocno ograniczyli swoje pole działania na rynku. Nie dowiemy się czy wstrzemięźliwość managementu przyniosłaby np. punktującego wingmana, ale dopóki wymiany w grze, wszystko jest możliwe.


Problem w tym, że w Portland nie przejawiają chęci do pozbycia się graczy z pierwszej piątki, a nie ukrywajmy, że właśnie Ci zawodnicy stanowią prawie cały kapitał, za który inne teamy mogłyby oddać bardzo ciekawe zestawy zawodników oraz picków w nadchodzących draftach. Dlatego też Neil Olshey w celu wzmocnienia zespołu jest zmuszony szukać, a przynajmniej myśleć o wymianach z udziałem rezerwowych. I to kolejny problem, z którym Blazers przystępują do wewnętrznych rozmów o „dealach”.

Póki co nie mamy podstaw sądzić, że ławka w nadchodzącym sezonie będzie lepsza od tych z dwóch ubiegłych lat. W porównaniu z obydwoma, tak naprawdę zmieniły się tylko nazwiska. Steve Blake i Chris Kaman, podobnie jak Mo Williams i Earl Watson (2013/14) nie są na tyle utalentowanymi zawodnikami, aby samodzielnie prowadzić efektywną grę drużyny. Nie są graczami, którzy wejściem z ławki zrobią różnicę, być może nie w każdym meczu, ale w większości spotkań. Z pewnością wiedzą o tym także inne drużyny i nie zaprzątają sobie tym głów.

Ale wyżej wymieniona dwójka to nie wszystko. W tej chwili Blazers mają na ławce dokładnie dwie grupy graczy, którzy mogą zostać wymienieni. Pierwsza z nich, to gracze z potencjałem – C.J McCollum, Thomas Robinson, Joel Freeland. Will Barton. Drugą natomiast tworzą: Meyers Leonard, Victor Claver, Dorell Wright, Allen Crabbe. Jest to tzw. hell no crew dla drugiej strony w negocjacjach.

Największe szansę, aby pójść w wymianie ma C.J McCollum. Oczywiście rozpatruję tutaj kwestię wyłącznie sportową, pomijając nadzieję związane z rozwojem, a także zdanie trenerów, organizacji i fanów. Z drugiej strony Blazers nie mają tak silnego obwodu, aby pozbywać się trzeciej/czwartej opcji backcourtu. Nawet jeśli odpowiednia wymiana, nie byłaby pojedynczą transakcją, typu – player-player i druga strona oferowałaby odrobinę więcej.

Pozostali gracze stoją w jednej kolejce i mogą trafić do innych drużyn wyłącznie w pakietach, chyba że Neil Olshey wyczaruje trade z niczego. Teraz: czego Blazers potrzebują? Oczywiście backupu dla Batuma. Co prawda jego średnia minut była mniejsza niż w sezonie 2012/2013, ale Blazers w rezerwowym lineupie często rezygnowali z Dorella Wrighta i przechodzili w small-ball z Wesleyem Matthewsem na trójce.

Pomimo, że takie rozwiązanie funkcjonowało całkiem nieźle – zdecydowanie częściej lepiej niż gorzej - Blazers nie mieli wszystkich atutów po swojej stronie. Wesley Matthews mierzy tylko 196 centymetrów i to właśnie wzrost, a także siła fizyczna były przewagą przeciwników w tym konkretnym matchupie z „małymi” Blazers.

Druga sprawa, to dwóch combo-guardów, którzy grali obok siebie. Steve Blake i Damian Lillard? Poczekajmy do preaseason. Blake i McCollum? Poczekajmy przynajmniej sezon. Lillard i McCollum? Cóż, w poprzednim rozgrywkach Terry Stotts nie był fanem tego ustawienia. Zmieniło się, to w późnej drugiej części sezonu, ale pomysł ten nie okazał się czymś intrygującym i mającym pozytywny skutek na grę całego zespołu.

Ostatnią i wydaję mi się najistotniejszą wadą pomysłu „Matthews jako SF” było poświęcenie jego minut bardzo efektywnej „dwójki” – Top6-7 rzucających obrońców ubiegłego sezonu – na grę na pozycji wyżej. Blazers potrafili utrzymać dobrą dyspozycję głównie w ataku, ale czas spędzony na parkiecie wspólnie przez pierwszą piątkę, siłą rzeczy musiał być mniejszy. Dobrze wiemy, że dla zespołu z ławką na poziomie „to-naprawdę-rezerwy-w-NBA-uwierz-nam” im więcej minut starterów tym lepiej.

Kończąc. Czy jest ktoś, kto byłby w zasięgu Blazers? Gdzie szukać? Wydaję mi się, że z tym assetem, odpowiednim kierunkiem dla Neila Olsheya będą tankujące teamy, oraz te szukające spadających kontraktów zaraz po nadchodzącym sezonie. Faworyci? Orlando Magic z dwójką młodych graczy: Tobias Harris oraz Mo Harkless.

2 komentarze:

  1. Behemot11:21

    Twoim zdaniem nie warto było podpisywać Kamana, tylko np. Pierce'a czy Cartera, którzy dostali podobne umowy i teoretycznie mogli być do wyjęcia (zwłaszcza ten pierwszy)?

    OdpowiedzUsuń
  2. clydetheglide15:48

    Przehandlować Leonarda, Wrighta no i Freelanda, żeby nie było, że to tylko szrot i wziąć solidną trójkę za 5 mln za sezon - to zadanie dla Olsheya, chyba jednak niewykonalne...

    OdpowiedzUsuń