Robin Lopez |
Portland Trail Blazers po raz czwarty w tym sezonie nie dali sobie wrzucić ponad 100 punktów i po raz trzeci wygrali mecz zatrzymując swoich przeciwników na mniej niż 90 punktach. To był blowout, w którym funkcjonowała obrona, egzekucja ofensywna był fantastyczna, a ławka rezerwowych zagrała tak jak powinna grać ławka rezerwowych drużyny NBA.
Blazers po pięciu meczach mają piątą obronę w lidze (96.1 per 100 posiadań). To mała próbka, ale w porównaniu do ubiegłych sezonów defensywa Blazers jest naprawdę dobra. Dzisiaj Stotts wygrał matchup z Rickiem Carlislem nie decydując się na podwajanie Dirka Nowitzkiego i robienia czegoś innego niż ice w pick-and-rollu. Blazers switchowali, Mavs próbowali te przejęcia w obronie wymuszać i korzystać z tworzących się mismatchy.
W pierwszej kwarcie nie przyniosło to Blazers większych szkód oprócz 8 punktów Monty Ellisa, który używał zasłon wysokich i zbyt łatwo dostawał się pod obręcz - 18 z 24 punktów Mavs zdobyli w paint. Dobrze wyglądało obrona Aldridge'a na Dirku, który przez pierwsze 12 minut zdołał oddać zaledwie 3 rzuty i trafił 1 z nich.
Blazers po raz kolejny zatrzymali przeciwników na mniej niż 40% skuteczność. Mavs trafili tylko 36.7% swoich rzutów, nie istnieli na obwodzie (5-23) i w mid-range. Dirk swoją grę przyniósł tylko w drugiej kwarcie, Monta Ellis i Chandler Parsons trafili 11 z 26 rzutów, a Robin Lopez nie dał poskakać Chandlerowi.
Blazers zaczęli mecz inaczej niż w poprzednich czterech spotkaniach. Nie grali piłek do Lopeza, bo w pierwszej kwarcie absolutnie on fire był Aldridge, którego Mavs zaczęli podwajać. Początkowo był to dobry ruch, bo Aldridge grając w post na swoim lewym bloku nie miał partnerów przed sobą i oddając piłkę po prostu resetował akcje. Mavs spokojnie mogli ustawić się w obronie, a Blazers dodatkowo pod presją czasu nie trafiali do kosza.
Mimo tego Aldridge w pierwszej kwarcie zdobył 10 punktów z 7 rzutów trafiając 4 z mid-range nad rękami Dirka oraz nad niższym Chandlerem Parsonsem, który w small-ballowym linupie Mavs grał na czwórce. Terry Stotts tylko raz wyszedł niskim lineupem z trzema guardami, Batumem i Lopezem, ale Blazers długo tak nie pograli.
Damian Lillard 10 ze swoich 16 punktów rzucił w czwartej
kwarcie gdzie Meyers Leonard wyglądał jak najlepszy biały w tym tygodniu
w NBA. Lillard po bardzo dobrym meczu z Cleveland nieco spuścił z tonu.
Trafił dobre jak na niego 6 z 13 rzutów, znowu najwięcej razy w
drużynie stawał na linii, miał 6 asyst, 5 zbiórek, ale też 5 strat i to
przez jego niechlujstwo Blazers gonili wynik.
Po 24 minutach trafili tylko 3 z 12 rzutów za trzy, mieli 9 strat, ale przegrywali zaledwie 4 punktami. Po przerwie w trzeciej kwarcie, której w tym sezonie Mavericks nie lubią, Blazers zrobili kolejny w tym sezonie 12 minutowy blowout.
Rzucili 35 punktów na 65% skuteczności rozciągając swoją grę wykorzystując podwojenia Aldridge'a i swój naturalnie dobry ruch piłką. Mavs nie dojechali na drugą połowę, a Blazers nawet nie musieli się pytać czy mogą trafiać. Z 13 rzutów celnych rzutów aż 10 było asystowanych. Byli niebezpiecznie dobrzy na obwodzie (5-10). Wesley Matthews, który po niemrawej pierwszej części meczu zdobył 10 punktów, trafiał za trzy z prawej strony parkietu i próbował agresywnie penetrować (4/4 z linii).
Wtedy obudził się Nicolas Batum, który rzucił 6 punktów (2/5 za 3) i miał 6 asyst kreując partnerów w ataku pozycyjnym i w kontrach po nietrafionych rzutach Mavs. Cały jeden wielki run 35-18 był odpowiedzią Blazers na niezłą defensywę Mavs w pierwszej połowie i najlepszą kwartą w tym sezonie.
Jak już pisałem - Blazers switchowali w obronie. Terry Stotts jest fanem switchowania przeciwko bardzo dobrym strzelcom z dystansu, zwłaszcza jeśli tym shooterem jest rozciągający grę silny skrzydłowy. Blazers robili to w meczu z Cleveland i Kevinem Lovem.
Dirk trafił tylko 2 z 7 rzutów za trzy, Parsons 0 z 3, a Jameer Nelson 2 z 5 odpalając je po screenach Chandlera. W sumie guard był 2-9 z gry, bo rzucał głupio. Nagle w jednym meczu całe 40% za trzy na przestrzeni pierwszych 4 spotkań poszło się... ekhm.
Rezerwowi Blazers byli dzisiaj bardzo dobrzy. Rzucili 42 punkty i co z tego, że 17 z nich w garbage time. Steve Blake i Chris Kaman grali ze sobą mniej ale ten pierwszy rzucił 8 punktów i miał 3 asysty, a drugi trafił wszytkie 6 rzutów. Bardzo dobrze w 2 kwarcie wyglądał C.J McCollum. Trafił 2 trójki back-2-back, a Blazers zaczęli kwartę od runu 8-0.
Gra ławki i bardzo dobra obrona pokazały w jakim miejscu mogliby być Blazers, gdyby te dwie rzeczy działały dłużej niż jeden mecz i regularnie wspierały ofensywę Terry'ego Stottsa. Drużyna zaimponowała w każdym elemencie gry i wygląda na to, że wreszcie zaczyna wchodzić na oczekiwany przez nas poziom. I tylko dodanie na stałe dobrej obrony dzieli Blazers od lepszego sezonu niż ten poprzedni.
Następny mecz w niedzielę sobotę o ludzkiej porze. Staples Center, LA Clippers, 21:30.
Mecz z LAC chyba w sobotę a nie w niedziele???
OdpowiedzUsuńJeśli ławka się rozkręci to drżyjcie niebiosa. Na razie cichutko o tym, nie zapeszajmy...
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie uświadomiłem, że mamy bardzo duże szanse wejść do PO z 4 miejsca (wystarczy żeby OKC się nie obudziło... i wygramy dywizje!)
OdpowiedzUsuńK.