Nuggets (28-46) @ Blazers (47-25) 114:120
Tak, Will Barton powrócił do Oregonu. Wzruszeniu i czułościom nie było końca. Nie wiadomo, czy to z tego powodu, ale Nuggets od początku wyglądali na bardzo zdeterminowanych. Być może wpływ na to miała też chęć uniknięcia czwartej w tym sezonie porażki z Blazers. Sweep to nie brzmi dumnie. W każdym razie jak na ekipę walczącą tylko o dobre imię, pokazali dużo większe morale niż "bez serc , bez ducha " Suns, mający przecież jakieś tam jeszcze nadzieje na playoff. Dziwna jest ta NBA.
Gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia, dwa szybkie długie podania od Lillarda sfinalizowane przez Afflalo i Batuma, jako zapowiedź udanego wieczoru. Wyjściowa piątka Blazers miała jednak problemy z agresywną i ambitną grą swych odpowiedników po drugiej stronie parkietu. Kiedy po 7 minutach Sttots dokonał pierwszych zmian PTB przegrywali 16:17. I odziwo to line-up: Blake- McCollum- Wright- Aldridge- Kaman wypracował przewagę, którą dowiózł do końca pierwszej kwarty. Sześć punktów przewagi było głównie zasługą Kamana efektywnego na tablicach(4zb.), jak i w ofensywie(6pkt).
Drugą kwartę mocno rozpoczął McCollum od celnej trójki i błyskotliwego wejścia pod kosz. Całą ofensywę trzymał jednak Afflalo, który tym razem trafiał te swoje ciężkie jumpery. Mieszanka w składzie Blake- McCollum-Wright-Freeland-Kaman naprawdę dawała radę, trzymając Denver na sześciopunktowy dystans. Problemy zaczęły się kiedy na parkiet wróciła s5 Blazers. To właśnie wtedy gorący tego dnia R. Foye i J. Nelson rzucili 4 trójki. Sytuację uratował celny, wraz z końcową syreną, strzał Afflalo.
Po przerwie Lopez walnął klina nad Hicksonem. Następnie Lillard spóźnił się kolejno do Lawsona i Foye'a i z 3 faulami oraz 4 punktami na koncie udał się na ławkę. Od tego momentu gra Blazers... ruszyła do przodu. Batum udowadniał, że w formie fizycznej jest najlepszym rozgrywającym w ekipie. To po jego hokus -pokus najpierw za trzy trafił Aldridge, a chwilę później Blake, ze współudziałem Lopeza. Francuski łącznik zarządzał grą, Aldridge zdobywał 16 ze swoich 32 punktów i pomimo nieustannie nieomylnego Foye'a, Blazers kontrolowali przebieg zdarzeń.
Na starcie 4 kwarty Nurkić trzy razy z rzędu przeczołgał podkoszowych PTB, Lillard odpalił niecelną trójkę, pieczętując tym samym swój kolejny słaby występ. I przewaga zmalała do 2 punktów. Tego dnia mieliśmy N. Batuma w wersji all-incusive. Celna trójka Francuza pozwoliła złapać tlen, Reaktywował się świetny tego dnia Kaman (14 punktów, 4 ofensywne zbiórki, 2 bloki). Swoje trzy grosze dorzucił McCollum. Na 2 i pól minuty przed końcem po kolejnej trójce Batuma Blazers prowadzili 108:98. I wydawało się, że to koniec emocji, ale tradycyjne już kłopoty z wprowadzaniem piłki do gry ofiarowały Nuggets cień nadziei. Pozostawało 0.20 min. do końca, kiedy Afflalo zapomniał, że Faried nie jest już jego partnerem z tej samej drużyny. Przechwyt, trójka Nelsona, tylko 4 punkty nadwyżki. Na szczęście to był jedyny błąd Afflalo w tym meczu i ostatni, tym razem bez konsekwencji, Blazers.
Damian Lillard w aktualnej formie psychofizycznej (236 mecz z rzędu!!!), nie jest Blazers do zwycięstw koniecznie potrzebny. Mimo że zaliczył dzisiaj +5, to Blazers bez niego na parkiecie, z Batumem i Blakem obok siebie byli lepsi.
Afflalo przeciwko swojej dawnej drużynie zagrał najlepszy/ najbardziej efektywny mecz w koszulce Blazers- 22punktów na 72% skuteczności, ze znakomita pierwsza i trzecią kwartą, kiedy brał ciężar gry na siebie.
McCollum coraz lepszy 10 punktów z 6 prób. Te jego -10 >od Lillardowych +5. Kłamstwa, wielkie kłamstwa i statystyki.
Tęsknimy za takim N. Batumem-15 pkt, 3/5, 7 as., 2 st. Wszystko to w dzień po koszmarze w Arizonie. Do wierzących prośba o modlitwę za stabilizację formy i zdrowie Francuza.
L. Aldridge jest opoką Blazers. Dzisiaj przeciwko defensywnej galarecie-Hicksonowi, ADHD Farieda i Ursusowi-Nurkicowi- 32pkt, 11zb.
Tymczasem Robin Lopez, 12pkt, 8zb. 2 bl., ma na glowie inne zajęcia
Will Barton miał w powrocie do Moda Center Rose Garden 12 punktów w tym swoistym łyżwiarsko- koszykarsko-cyrkowym stylu. Były już na tym blogu głosy żałujące odejścia The Thrilla. Ja i Dorell Wright nie należymy do tej grupy.
1. kwietnia Portland Trail Blazers podejmują Clippers, do których tracą już tylko jedną wygraną. Stawką uzyskanie przewagi parkietu, cel ważny i do osiągnięcia, ale nie za wszelką cenę, czyt. mord na Damianie Lillardzie
Dopóki pdxpl w formie damy radę przez play off'y ;)
OdpowiedzUsuńŁyżwiarsko-koszykarsko-cyrkowy styl "made my day" :D