Grizzlies @ Blazers 115:109 ( 3-0)
Portland Trail Blazers przegrali po raz trzeci z Memphis Grizzlies i nie ma już naprawdę nikogo, kto wierzyłby, że podopieczni T. Stottsa mogą wyjść z tej demolki cało. Tylko w świecie fantasy po tym meczu Blazers mają jakiekolwiek szanse. Trzeci raz Blazers ulegają w sposób bezdyskusyjny, nie dający cienia nadziei na sukces. Goście prowadzili w tym meczu przez cały czas. Dali się dopędzić pod koniec meczu, ale ostatecznie utrzymali kontrolę i wydaje się, że mogą już myśleć o starciu z Warriors.
Znamienne, w swoim jak dotychczas najlepszym meczu Blazers ani razu nie uzyskali prowadzenia. Cały czas prowadzili nerwową, paniczną pogoń za rywalem, a kiedy tytanicznym wysiłkiem go dopadli, to nie mieli już sił i pomysłu , aby przy swojej fanatycznej publiczności zniszczyć przeciwnika. To pokazuje tylko rozmiar bezradności i skalę dramatu drużyny, która w najważniejszym momencie sezonu prezentuje formę najgorszą z możliwych.
Ale czego można oczekiwać jeśli w meczu z gatunku must-win najlepszy gracz ekipy, jej opoka, ten który jako jedyny w Memphis wyglądał na zawodnika NBA w pierwszej połowie trafia 1 z 10 rzutów. Tak, L. Aldridge swoją grą nie pomógł drużynie w spokojnym wejściu w mecz. Paradoksalnie dobrze radzili sobie ci, którzy do tej pory zawodzili. Damian Lillard miał 14 punktów, C.J. McCollum 10, a Nic Batum nie mylił się zza łuku ( 3/3). Backourt odżył po paraliżu z dwóch pierwszych meczów, choć ta uwaga dotyczy tylko ofensywnej strony parkietu. W obronie nadal za wolno, za miękko i bez wyczucia. Grizzlies nie musieli nawet nadmiernie eksploatować swoich liderów. Przewagę zbudowali w drugiej kwarcie Calathes, zastępujący kontuzjowanego Udriha i Koufos. Gasol i Z-Bo patrzyli na to spokojnie z ławki. Po drugiej stronie Kaman i Blake jako stetryczałe duo przeszkadzające w grze. Wykombinowali łącznie 4 punkty. Naprawdę, mieli tyle okazji w regularnym sezonie, żeby zasygnalizować chęć odejścia na emeryturę. Na Jowisza, dlaczego wybrali akurat czas playoffów?!!!
Po przerwie było jak w całej tej serii. Walka z uciekającym czasem i nie chcącą maleć stratą ( 10-14 punktów). Brakowało niestety przemyślanych zespołowych kombinacji. Były za to indywidualne akcje Aldridge'a. Trafiał w końcu te swoje fadeway'e, hook-shoty, jakby chciał wszystkim przypomnieć, ze w porównaniach do Nowitzkiego nie ma żadnej przesady. Mielismy również zrywy McColluma, który na 4 minuty przed końcem 3 kwarty trafił łokciem w twarz M. Conley'a. Grizz do końca meczu zostali bez swojej gwiazdy z Calathesem jako podstawowym rozgrywającym. Tak, też sądziłem, że to może być moment zwrotny tego meczu ( może nawet serii). Nic z tych rzeczy. Kiedy Calathes rzucał za trzy Lillard w odpowiedzi palną bombę, która z trudnością wylądowała na tablicy.
Finałowe 12 minut i Blazers z dziesięciopunktowym deficytem stali nad przepaścią. Rzecz oczywista, nie jest to komfortowa okoliczność, ale żeby przez 7 minut nie trafić rzutu z gry!!! Frustracja, bezsilność udzieliła się też fanom w Rose Garden, którzy zaczęli opuszczać halę
I kiedy do końca pozostało niespełna 5 minut, a na tablicy wyników mieliśmy 84:94, powracający po kontuzji Aaron Afflalo zrobił jedną, jedyna dobrą rzecz w tym meczu, trafił za trzy. Półtorej minuty później Blazers zagrali to, co było ich znakiem rozpoznawczym, a o czym zdążyliśmy już prawie zapomnieć. Lillard w kontrze wjechał pod kosz i odegrał na obwód do zupełnie wolnego Batuma, który zmniejszył stratę do 3 punktów. To były jedyne chwile w tej serii kiedy PTB wyglądali na ekipę godną playoff. To było jak mgnienie oka, błysk, który nie zdołał oślepić Grizzlies. Przetrwali bo nawet jak nie trafiali za pierwszym razem, to udawało im się to po ponowieniach. W ten sposób zdobyli w całym spotkaniu 11 punktów, przy 0 Blazers. R. Lopez był wielką sekwoją w paint - 4pkt i 4 zb w 27 minut! Poirytowany Stotts zdjął go na minutę przed końcem. Zrobiłby to prawdopodobnie wcześniej gdyby miał w odwodzie wartościowego zmiennika. Końcówka tego dojmującego spotkania to przede wszystkim McCollum w pogoni za swoimi rekordowymi cyframi-26 pkt, 57%fg, 50 % za trzy i Nicolas Batum, który trafił połowę ze swoich rzutów, w tym 6 trójek.
27 punktów i znakomity występ Francuza plus tylko przyzwoity Lillard- 22pkt, 9as. wobec przeciętnego Aldridge'a- 21pkt z 18 prób nie mogło zaowocować sukcesem. To był średni występ Portland Trail Blazers. Umiar nie jest premiowany na poziomie NBA playoff. Tu nie ma miejsca na okazywanie słabości. A kilku graczy gospodarzy spokojnie można posądzić po dzisiejszym występie o sabotaż. Blake, Kaman, Lopez, oni nie pomagali, oni wręcz przeszkadzali. Nie oceniam tutaj A. Afflalo. Tylko stan desperacji w jakim znaleźliśmy się wszyscy po podwójnym laniu w Memphis kazał nam widzieć w nim zbawcę. Ani nie ma takiego talentu, ani też jego dotychczasowe występy w barwach PTB, nie upoważniały nas do postrzegania go jako Mesjasza, który odmieni blade oblicze ekipy T. Stottsa.
Portland Trail Blazers są teraz jak reprezentacja Polski w piłce nożnej z okresu smuty lat 90-tych. Została im walka o honor i uratowanie twarzy. NBA Playoffs 2015 zostały stracone. Na głębsze analizy przyjdzie czas później, ale o jedno warto zapytać już teraz. Jak to się stało, że drużyna gra najsłabiej w najważniejszym momencie sezonu? To przykre, że Celtics potrafią napsuć krwi Cavs, Pelicans byli bliscy wygrania meczu z GSW, wyśmiewani Nets ograli Hawks, Dallas byli bliscy pokonania Rockets nawet zmiażdżeni u siebie Raptors prowadzili w Waszyngtonie. Tymczasem Blazers stać było jedynie na 2 minuty w meczu nr 3 i to przed wspaniałą publiką w Rose Garden. Jesteśmy najgorszą ekipą tych playoffów. Przykre...
Jest jedna dobra wiadomość, Wes Matthews porusza się już o własnych siłach, bez kul:)
Po przerwie było jak w całej tej serii. Walka z uciekającym czasem i nie chcącą maleć stratą ( 10-14 punktów). Brakowało niestety przemyślanych zespołowych kombinacji. Były za to indywidualne akcje Aldridge'a. Trafiał w końcu te swoje fadeway'e, hook-shoty, jakby chciał wszystkim przypomnieć, ze w porównaniach do Nowitzkiego nie ma żadnej przesady. Mielismy również zrywy McColluma, który na 4 minuty przed końcem 3 kwarty trafił łokciem w twarz M. Conley'a. Grizz do końca meczu zostali bez swojej gwiazdy z Calathesem jako podstawowym rozgrywającym. Tak, też sądziłem, że to może być moment zwrotny tego meczu ( może nawet serii). Nic z tych rzeczy. Kiedy Calathes rzucał za trzy Lillard w odpowiedzi palną bombę, która z trudnością wylądowała na tablicy.
Finałowe 12 minut i Blazers z dziesięciopunktowym deficytem stali nad przepaścią. Rzecz oczywista, nie jest to komfortowa okoliczność, ale żeby przez 7 minut nie trafić rzutu z gry!!! Frustracja, bezsilność udzieliła się też fanom w Rose Garden, którzy zaczęli opuszczać halę
I kiedy do końca pozostało niespełna 5 minut, a na tablicy wyników mieliśmy 84:94, powracający po kontuzji Aaron Afflalo zrobił jedną, jedyna dobrą rzecz w tym meczu, trafił za trzy. Półtorej minuty później Blazers zagrali to, co było ich znakiem rozpoznawczym, a o czym zdążyliśmy już prawie zapomnieć. Lillard w kontrze wjechał pod kosz i odegrał na obwód do zupełnie wolnego Batuma, który zmniejszył stratę do 3 punktów. To były jedyne chwile w tej serii kiedy PTB wyglądali na ekipę godną playoff. To było jak mgnienie oka, błysk, który nie zdołał oślepić Grizzlies. Przetrwali bo nawet jak nie trafiali za pierwszym razem, to udawało im się to po ponowieniach. W ten sposób zdobyli w całym spotkaniu 11 punktów, przy 0 Blazers. R. Lopez był wielką sekwoją w paint - 4pkt i 4 zb w 27 minut! Poirytowany Stotts zdjął go na minutę przed końcem. Zrobiłby to prawdopodobnie wcześniej gdyby miał w odwodzie wartościowego zmiennika. Końcówka tego dojmującego spotkania to przede wszystkim McCollum w pogoni za swoimi rekordowymi cyframi-26 pkt, 57%fg, 50 % za trzy i Nicolas Batum, który trafił połowę ze swoich rzutów, w tym 6 trójek.
27 punktów i znakomity występ Francuza plus tylko przyzwoity Lillard- 22pkt, 9as. wobec przeciętnego Aldridge'a- 21pkt z 18 prób nie mogło zaowocować sukcesem. To był średni występ Portland Trail Blazers. Umiar nie jest premiowany na poziomie NBA playoff. Tu nie ma miejsca na okazywanie słabości. A kilku graczy gospodarzy spokojnie można posądzić po dzisiejszym występie o sabotaż. Blake, Kaman, Lopez, oni nie pomagali, oni wręcz przeszkadzali. Nie oceniam tutaj A. Afflalo. Tylko stan desperacji w jakim znaleźliśmy się wszyscy po podwójnym laniu w Memphis kazał nam widzieć w nim zbawcę. Ani nie ma takiego talentu, ani też jego dotychczasowe występy w barwach PTB, nie upoważniały nas do postrzegania go jako Mesjasza, który odmieni blade oblicze ekipy T. Stottsa.
Portland Trail Blazers są teraz jak reprezentacja Polski w piłce nożnej z okresu smuty lat 90-tych. Została im walka o honor i uratowanie twarzy. NBA Playoffs 2015 zostały stracone. Na głębsze analizy przyjdzie czas później, ale o jedno warto zapytać już teraz. Jak to się stało, że drużyna gra najsłabiej w najważniejszym momencie sezonu? To przykre, że Celtics potrafią napsuć krwi Cavs, Pelicans byli bliscy wygrania meczu z GSW, wyśmiewani Nets ograli Hawks, Dallas byli bliscy pokonania Rockets nawet zmiażdżeni u siebie Raptors prowadzili w Waszyngtonie. Tymczasem Blazers stać było jedynie na 2 minuty w meczu nr 3 i to przed wspaniałą publiką w Rose Garden. Jesteśmy najgorszą ekipą tych playoffów. Przykre...
Jest jedna dobra wiadomość, Wes Matthews porusza się już o własnych siłach, bez kul:)
Aldridge - Hibbert zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńNo i zj..... weekend na calego
OdpowiedzUsuńnie uważacie ze za tak słabe trzy mecze, odpowiada po trochu sytuacja Aldridge. co rusz się nacinam na plotki, odejdzie tam, zostanie tu i tak dalej. one skądś musiały się brać i wydaje mnie się ze wina leży tez po stronie anonimowych źródeł w szatni i pismaków z oregońskich gazet, którzy mogli przeczekać chociaż pierwsza rundę z takimi newsami.
OdpowiedzUsuńHibbert tak, ale po przswietleniu jego zdrowia przez medykow z Phoenix;) ale moim zdaniem warto zadać pytanie, czy ten pan w graniturze na ławce Blazers jest optymalną opcją. Mijaja dwa lata odkad trafił do Portland, czas na poważną ewaluacje jego pracy
OdpowiedzUsuńKtoś może wie dlaczego mając 2 czasy trener z nich nie skorzystał i nie rozrysował im akcję? I ok co te faule jak niedzwiadki wszystko trafiały?
OdpowiedzUsuńCiekawy jestem czy na wyjeździe w identycznej sytuacji dostalibysmy taki faul jak wypchniety Gasol przez Batuma....
OdpowiedzUsuńJakie to ma znaczenie? Dla MEM nie jesteśmy nawet małym wyzwaniem. Zamiast dopatrywać się problemu w decyzjach sędziowskich, zastanowiłbym się czy mamy odpowiedniego człowieka na ławce.
UsuńI najważniejsze, kto jest winny formie, i kontuzjom w drużynie w najważniejszej części sezonu.
Już nie przesadzajcie z tą dominacją MG. Ten mecz był na styku. Dlatego istotne były takie niuanse na jakie zwrócił uwagę Lucero. Zresztą więcej fauli wcześniejszych było wątpliwych co mocno frustrowało np Lopeza
OdpowiedzUsuńmasz dziwne rozumienie "na styku" w tym meczu ani razu nie zmieniło się prowadzenie, pomijać jakieś 2-4 min w 4Q Grizz prowadzili caly czas róznicą 10-14 pkt
OdpowiedzUsuńOglądając wcześniej Blazers-Grizzlies w RS, z obecnymi problemami naprawdę trudno było liczyć na wiele więcej. Dla mnie ta seria niewiele mówi zarówno o tym zespole jak i trenerze.
OdpowiedzUsuńNa 2.20 do końca,po trójce Batuma były 3 pkt straty,więc nie wierzę,ze nikt nie wierzył. Ja już widziałem serpentyny z dachu... a to były nasze cegły RIPCITIZEN
OdpowiedzUsuńBo to raz wygrywaliśmy przegrywając cały mecz 10+ pkt. Ten mecz był na styku, to oczywiste dla każdego w miarę obiektywnego, a część z Was popada ze skrajności w skrajności. Trzeba walczyć i wierzyć nawet jak się przegrywa 3:0
OdpowiedzUsuńPoponuje się już nie kłocić w tym temacie :).
UsuńMoje osobiste zdanie jest takie jak pdxpl.
W żadnym z tych trzech meczy...hmmm....nie byliśmy nawet blisko, żeby zagrozić Memphis. Nie mówiąc już o zagrożeniu im ;-).
Szkoda, że te PO wyglądają tak fatalnie, bo caly sezon ostrzyłem sobie na nie zęby.
Trudno.
Karol PTB
Yeah...nie wyrownalismy rekordu z 1995 roku gdzie byl sweep w sezonie 4-0 i w PO 4-0. Seattle - Houston
OdpowiedzUsuńKarol PTB
dzisiaj też nie było na styku? ;-)
OdpowiedzUsuńMcCollum, Leonard, Lillard - dokładnie w tej kolejności - SZACUNEK
LaMarcus niech już się skupi na transferze
jak wygrywamy grając tak fatalnie (3 kwarta) to co będzie jak zagramy dobry mecz ....
jesli zalozymy, ze to byly dwa rozne mecze, to ktoryś z nich na pewno nie był na styku, ja upieram sie nadal, ze ten pierwszy;) i już naprawdę koncząc ten "stykowy" wątek, tak bardzo bym chcial, że by dzisiejszy dzień był czymś wiecej niż ułańską szarżą/łabędzim śpiewem. Nara, lecę sprawdzić jak tam oczodół Conleya;)
UsuńSeria dopiero sie zaczyna
OdpowiedzUsuńTak lamentujac na Blazers trzeba powiedziec sobie jasno: Przy kontuzji rozgrywajacego miska i naszego Wesa dopiero teraz szanse sa mniej wiecej rowne.... zobaczymy co z tego wyjdzie
Affalo chlopie..... Leonard szacun
Go Blazers!!! To z tego wyjdzie
OdpowiedzUsuńRIPCITIZEN