Lucero
Tygodniowy wyjazd do USA, gdzie głównym gwoździem programu ma być zwiedzenie Portland oraz zaliczenie live jednego z domowych spotkań, zaczyna się tak naprawdę pod koniec 2012 roku. Wtedy też, po trzyletnim pobycie w ostatni dzień zatrzymuje mnie tamtejsza drogówka i oświadcza o zatrzymaniu prawa jazdy za niezapłacony mandat, o którym nie mam nawet pojęcia. Cała historia jest dosyć tajemnicza, ale jedną z konsekwencji staje się podobno wydany na mnie nakaz aresztowania… Nie wiem czy w amerykańskich więzieniach mają NBA League Pass.
Cały dzień przed odlotem spędzam na szukaniu swojego nazwiska na publikowanych przez wszystkie sądy listy osób poszukiwanych. Nie ma mnie. Docieram do owego mandatu - zapłacony. W końcu znajduje kopię nakazu aresztowania i dzwonię bezpośrednio do sądu. Odpowiedź: jak najbardziej zapraszamy do nas, wystarczy zapłacić zaległość i ma być dobrze. Oczywiście zgodnie z zasadą, iż trudno będzie traktować to jako dowód przy jednak innym podejściu policjanta na lotnisku mam mieszane uczucia. No nic lecę…
Lakers vs Blazers - Frankfurt
Cóż wyjazd zaczyna się standardowo a więc zapominam portfela z domu. Taksówkarzowi mówię, iż ma jechać normalnie, jak się spóźnimy to los tak chciał pomagając mi podjąć decyzję. Jesteśmy na 5 minut przed końcem odprawy. W takim razie znów lecę...
W tle toczy się mecz z Los Angeles Lakers. Mając przesiadkę we Frankfurcie i 4 godziny czasu, zasiadam na śniadanie w jednym z pubów z widokiem na płytę lotniska i próbuję zobaczyć owe starcie. Słowo „próbuję” jest akurat trafne, ponieważ tamtejszy internet lotniskowy do zbyt szybkich nie należy. Są chwile, kiedy dwutakt C.J'a McColluma oglądam 5 minut. Nerwów było jednak mało. Zaczynamy wyjazd od wygranej. Zawsze to milej na sercu chociaż oczywiście i tak ciągle myślę, gdzie wyląduję za kilka godzin.
Pelicans @ Blazers w Chicago
Jestem wolny… Co prawda przez chwilę już zastanawiałem się do kogo wykonać ten jeden telefon, ale okazało się, iż zatrzymanie na lotnisku jeszcze nie oznacza krzesła elektrycznego. Godzinka wyjaśnień przy naprawdę miłym zachowaniu policjanta lotniskowego i mogę myśleć, gdzie tutaj obejrzeć mecz z Pelikanami?
Mieszkając w Chicago jakoś nie zwiedzałem tamtejszych pubów, aby oglądać spotkania Blazers. Spokojnie, z komentarzem, wolałem delektować się tymi spotkaniami w domu. Minusem tego postępowania było to, iż nie za bardzo znałem miejsca, gdzie mogę się za kilka godzin zainstalować. Szybkie spojrzenie na Google i wybieram pub w okolicy gdzie chodziłem wcześniej po zdrową żywność. Za godzinkę jestem na miejscu, spoglądam, pytam i szanse są spore - telewizorów z 50 więc jeden będzie moim łupem.
Wracam po załatwieniu kilku spraw na kilka chwil przed rozpoczęciem naszej batalii i mały zonk - oczywiście nie wiedziałem, iż w ten weekend jest też Final Four ligi akademickiej. Na domiar złego gra w nich Wisconsin, więc pub jest lekko nabity i nikt nie marzy w tej chwili aby obejrzeć akurat mecz Blazers. Szybkie negocjacje i udaje się zdobyć jeden ekran. Siadam skromnie z boku i słuchając okrzyków tamtejszej młodzieży delektuje się wygraną. Swoją drogą zawsze zastanawiało mnie, iż całkiem fajny doping w lidze uniwersyteckiej później kończy się milczącym standardem oglądania spotkań NBA, oczywiście nie licząc najlepszej publiki ze stanu Oregon.
W połowie spotkania przypominam sobie a raczej przypomina mi organizm, iż od 24 godzin jest na pełnych obrotach. Szczerze powiedziawszy ostatnią kwartę oglądam tylko dzięki energetykom.
Nets vs Blazers w Cleveland
Kolejny przystanek mojej podróży to Cleveland, gdzie mieszkałem około pół roku. Tam to już inna sprawa, mam swoje ulubione puby, gdzie Blazers gościli już na ekranach przy każdej okazji mojego pobytu. Jedyny minus to zawsze brak komentarza, ale zawsze sobie można powiedzieć, iż komentuje Michałowicz….
Ląduje dzień wcześniej i po zakwaterowaniu spoglądam, iż w mieście są dzisiaj prawie derby czyli do Cleveland przyjeżdżają Chicago Bulls. Mecz za 3 godziny a więc pojawia się pomysł obejrzenia na żywo. Niestety pierwsza próba sprawdzenia biletów kończy się tak jak 3 lata temu przy przyjeździe Trail Blazers. Nie ma, a jak są to po 100-150 dolarów. Ja nie wiem do dzisiaj o co chodzi z tym Cleveland, aczkolwiek stawiam, że handel biletami jest tutaj nielegalny (muszę to wreszcie sprawdzić).
Wejść na mecz z Portland Trail Blazers, kiedy były dwie dogrywki a spotkanie wygrał Nicolas Batum, udało się mi się kupując bilet normalnie w kasie. Teraz planuję podobny manewr, ale nie zamierzam wydać na niego więcej niż 10 dolarów. Nie za bardzo interesuje mnie oglądanie czegoś na żywo bez emocjonalnego zaangażowania, a i te 10 dolarów może stanowić dodatkowe pole do popisu przy meczu z Timberwolves w Portland.
Jako, iż do Cavs - Bulls 3 godziny to udaje się do jednego z fajniejszych miejsc z jedzonkiem w Cleveland. Problem w tym, iż jedzie się do niego autobusem jakieś 30 minut, przy okazji zwiedzając po drodze jedne z mniej ciekawych dzielnic, a sama jazda owym autobusem jest zawsze trochę emocjonująca.
Sprawa meczu rozwiązuje się sama. Spóźniam się na autobus powrotny, chociaż do jego złapania zabrakło mi jednego dobrego dwutaktu Willa Bartona. No i dobrze bo nie wiem czy chciałbym mieć dylemat czy oglądać mecz na żywo czy też nie. Wracam do downtown i uderzam prosto do mojego ulubionego pubu. Nic się nie zmieniło, dalej jest super. Słucham oburzenia na flagrant faul, a pierwszą i trzecią kwartę rzeczywiście spokojnie przeżywam. Przy okazji znów zonk - poniedziałek to finał NCAA. Ups... znów będą problemy...
Wieczorkiem jeszcze powtórka w Tap City Pub i jestem zmuszony oglądać tym razem półfinał NCAA kobiet. Nastawiałem się na dramat, ale było całkiem ok. Po 4 minutach wynik 10:10 a takiego spodziewałem się po pierwszej połowie. Do tego trenerki są gwiazdami i przy nich nasz Terry Stotts to oaza spokoju.
Przypominanie miejsc w Cleveland układam tak aby o 19 tutejszego czasu przybyć do Tap City Pub na mecz z Brooklyn Nets. Krążę ostatnie 30 minut już trochę bez sensu, aby na 5 minut przed rozpoczęciem dowiedzieć się, iż dzisiaj pub ma przerwę i otwarty będzie dopiero o 20. Pięknie…
Obok mamy jednak pub awaryjny. NBA TV jest, monitorów też 40, ale oczywiście co? No tak. Baseball. Naprawdę nie wiem, jak można oglądać tę dyscyplinę o tak fascynującym przebiegu, iż idzie zasnąć. Każdy siedzi i pilotuje piłeczkę, która leci całe pół sekundy i prawie zawsze trafia w to samo miejsce. Jak łatwo się domyślić nikt telewizora na mecz Blazers nie oddał
Wpadam w panikę. Kolejny pub - nie ma NBA. Kolejny? Też nie. Lecę na drugą stronę miasta. Jest wszystko tylko nie NBA i tak oto będąc w Stanach nie mogę sobie obejrzeć spotkania Portland Trail Blazers
Czekam więc do owej 20 i wracam do Tap City Pub. Tutaj już jednak przygotowania pod finał NCAA przez co mam oglądać na bocznym monitorze... Ja na bocznym? Po tylu wydanych dolarach przez poprzednie pół roku? Obrażam się… Idę znów obok, gdzie skończył się wreszcie mecz Cleveland w tę najbardziej fascynującą dyscyplinę
Wynik meczu Nets - Blazers po pierwszej połowie jaki był wiemy… Miałem jeszcze nadzieje, iż przełomowe będzie moje zdjęcie, kiedy zaraz po nim trafiamy 4 trójki, ale poddany już przed przerwą mecz oczywiście przegrywamy.
Zostaje finał NCAA który był naprawdę fajnym widowiskiem. Oglądam każdą połowę gdzie indziej.
Jutro podróż do Portland a dokładnie do Seattle samolotem i po noclegu krótka przeprawa pociągiem lub autobusem. Biletu jeszcze nie mam, ale sektory zostały wybrane. Teraz tylko pytanie ile na niego będę skłonny wydać... Ale o tym już z Portland.
Lucero
Pisałem o 2-3 w nocy więc trochę wena twórcza mnie opuściła....
OdpowiedzUsuńprosimy o więcej i więcej, jak najwięcej:)
UsuńTo jest świetne!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej - każda anegdota związana z życiem w Ameryce i samym Portland jest tutaj jak najbardziej pożądanym towarem :)
"zwiedzanie " Portland mnie fascynuje... :) tak jak uwielbiam zespół tak miasto jest podobno nudne no i ciągle leje. Chyba nie chce chciałbym tam mieszkać ale może mnie przekonasz ze poza Blazers coś tam jeszcze jest (ponoć dużo ścieżek rowerowych)
OdpowiedzUsuńNa google street view centrum Portland całkiem sympatyczne mi się wydawało ;D Czyste, schludne, o ludzkiej skali :)
UsuńNudne to musi być Milwaukee.
morys
Internet mówi, że w Portland przez 4 miesiące pada praktycznie non-stop, przez 4 kolejne proporcje dni słonecznych do deszczowych to 50-50, a przez następne 4 jest w miarę sucho - pewnie dlatego, że pada śnieg. Miasto ma swój klimat, ale nie wiem czy wytrzymałbym tam dłużej niż kilka tygodni. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
Gdyby ktoś był kiedyś na meczu wyjazdowym polecam przejść się bezpośrednio przed meczem lub po w koszulce Blazers po mieście. Miłe wrażenia, bez cienia wrogości z drugiej strony (zakładam, że nie będziecie biegać w ten sposób po Bronxie ;P)
OdpowiedzUsuńZa 4-5 godzin wyślę kolejny tekst ale nie wiem czy Piotr wrzuci o tej porze. W każdym razie pozdrawiam z Seattle
OdpowiedzUsuńCzekamy!
Usuńczekamy i mamy nadzieję, ze uda Ci się zobaczyć mecz na zywo:)
Usuń