Blazers (2-2)@ Wolves(2-1) 106:101
Zaczęło się pięknie i wzruszająco od wizualno-muzycznego wspomnienia zmarłego w ubiegłym tygodniu Flipa Saundersa. To jedno z tych wspaniałych doznań estetycznych, których za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć... Potem był mecz.
Blazers wyglądali na jeszcze pogrążonych w zadumie, kiedy zrobiło się 1:8. Mason Plumlee psuł wszystko czego się dotknął. Kroki, niecelne podania i te irytujące kozłowanie przez cały parkiet, gdy on i piłka znajdują się szybciej pod koszem rywala, niż pomysł na finalizację akcji. W efekcie na koncie więcej strat (3) niż punktów (2). Nie radził też sobie w obronie przeciwko Townsowi, zresztą tak jak pozostała czwórka, pozwalająca Rubio i Martinowi oddawać seriami niekontestowane rzuty. Grał tylko Lillard-10pkt w 12 minut i wiadomo już było, że wynik tego meczu może zależeć w dużej mierze, od tego czy lider Portland utrzyma dyspozycję przez cały wieczór.
Na szczęście , w tych krótkich chwilach, gdy musiał łapać oddech na ławce rezerwowych jego alter ego wespół z Aminu trzymali Blazers w grze. Obaj oddali po 5 rzutów, myląc się tylko po jednym razie. Następca Nica Batuma trafił w tym okresie 2 trójki, świetnie wykorzystywał swój atletyzm, wjeżdżając efektownie z piłką aż pod samą obręcz. Gra inteligentnie, rozważnie i zaskakująco skutecznie w ofensywie-17pkt, 9 zb, 1bl. Widziałem w niedzielę owadzie oblicze Batuma i nie zamieniłby się nawet gdybym musiał dodać wspomnienie po wiosennej formie Meyersa Leonarda. Skrzydłowy Blazers bardzo się stara, ale na razie wychodzi z tego jeden celny strzał przez 3/4 meczu. W ostatniej kwarcie cierpliwość stracił nawet jego największy fan, będący jednocześnie trenerem Blazers.
Z garbem w postaci Plumlee'ego, któremu przez całe spotkanie Towns tatuował czoło napisem "Biali nie umieją bronic", z Davisem ośmieszanym przez Dienga, obwodowi Blazers dopadli jednak przed przerwą watahę wilków. Trzecią kwarta zaczęła się od McColluma z floaterem, trójką w transition i Plumlee'em, skutecznym w odległości 30 cm od obręczy. Ale tym, co pozwoliło trzymać Wolves na dystans była oczywiście efektywność Lillarda- 15pkt, 3/3 za łuku.
Mimo wszystko trzy punkty przewagi na starcie finałowej części były niczym. Lillard musiał oszczędzać siły na crunch-time, a piątka: McCollum,-Crabbe- Harkless- Vonleh- Davis miała za zadanie za wiele nie stracić w tym czasie. I zaczęli: Vonleh gubi piłkę, trójka McColluma trafia w kant tablicy, o rzucie Crabbe' a wszyscy na hali wiedzieli, ze będzie niecelny, ale tylko Harkless stał tam gdzie spadła piłka i dobił tego ohydnego airballa. Chaos, na szczęście po obu stronach, Davis czyszczący ofensywna deskę, trójka Crabbe'a pozwoliły jakimś cudem utrzymać trzypunktową przewagę do momentu, w którym na 7 minut przed końcem pojawił się Lillard i tym ruchem zaszachował gospodarzy. Zrobiło się aż 99:89 bo jeszcze wcześniej McCollum wkręcił na lewym skrzydle Martina, trafiając swojego ulubionego jump-shota. To był decydujący moment tego meczu.
Wolves zbliżyli się jeszcze dwa razy na 2 punkty. Najpierw była trójka Townsa, a następnie Mason Plumlee zaliczył swoje szóste skrajnie głupie zagranie w tym meczu (te tylko głupie pomijam), myląc Lillarda z Rubio. Zrobiło się niepewne 103:101. Do nerwowej końcówki swoje dołożyli też sędziowie, odgwizdując goaltending Wigginsowi, a później przyznając piłką Blazers po iście wrestlingowym jump-ballu w wykonaniu duetu Plumlee-Towns. W ostatnim tchnieniu wilków Martin dał sobie wygarnąć piłkę przy próbie rzutu zza łuku. A. Crabbe mógł cieszyć się z 7 punktu w tym meczu, a my wszyscy z drugiego w sezonie zwycięstwa Blazers.
37 punktów McColluma powaliło Pelicans, 34 pkt w tym 4 trójki, 7 asyst, 2 przechwyty Lillarda zrujnowało plany Timberwolves. Na razie Blazers wygrywają, kiedy jeden z ich liderów ma ponadprzeciętny mecz. Mamy rollercoaster, spodziewany zresztą wobec skali zmian, które dotknęly koszykówkę w Oregonie. I tylko Al- Farouq Aminu z rewelacyjnymi 47%fg i 46% za trzy, co daje stabilne 14.5 na mecz, stara się regularnie wspierać duet gwiazd. W poszukiwaniu czwartego do tego stolika udadzą się teraz Blazers do Salt Lake City.
Plumlee to naprawdę powinien się nad sobą zostanowić, szczególnie jak myśli że jest Lillardem lub CJ. Do tego niech cwiczy cala noc te rzuty wolne, bo jak jest centrem to chyba naturalne ze bedzie stawal czesto na linii. Generalnie dramat
OdpowiedzUsuńJeszcze większy to chyba Vonleh. Ja wiem ze poczatki sa trudne, ale pilke podac z linii koncowej to chyba potrafi? Czy nie?
Pomimo slabego spotkania Davis klucze zbiorki, Aminu profesor no i Lillard mial swoj dzien
O The Legend na razie cokolwiek pisac.....
Wazne ze jest 2-2 chociaz 3-1 wygladaloby lepiej (Suns)
Narazie mozemy sie cieszyc, ze na jednej pozycji z pierwszej piatki mamy wzmocnienie. Aminu zamiast Batuma. Czekamy na dalsze objawienia.
OdpowiedzUsuńPanie Terry, dwie rzeczy, prosze...:
1) Myers na lawce przez 4 kolejne spotkania. Niech popatrzy jak sie gra, przemysli sprawe...moze nawet odpocznie
2) Plumlee ma zakaz wyjscia z treningu, dopoki nie trafi 200 osobistych per trening.
Karol PTB
Zapomniałeś dodać, że mecz (oprócz wielkiego dziś Lillarda) wygraliśmy dlatego, że Meyers Leonard siedział na ławce wtedy, kiedy wszystko się decyduje... 1/7 z gry, głupie myśli, beznadziejne zagrania i jako jedyny w s5 na minus. Oby więcej takich meczy... mr. Stotts.
OdpowiedzUsuńChociaz przegralismy przez niego z PHX a dzisiaj takze nie wykonczyl jednej kluczowej akcji (majac jednak pozytywny udzial w innych) to po tych 4 meczach trzeba powiedzieć, iż w Orlando chyba sa jakies debile ze oddali Harklessa za 2 pick..
OdpowiedzUsuńTen pick przechodzi jeszcze chyba tylko gdy znajdzie się na miejscach 53-56 czy jakoś tak ;P
UsuńOddali go w zasadzie za darmo, jak Indiana Hibberta do Lakers.
Gdyby szukać pozytywów u Plamdoga to rozdał dziś kilka bardzo ładnych asyst.
OdpowiedzUsuńPS Hej, największym fanem Leonarda jestem przecież ja ;) (rodzaj odkupienia po hejtowaniu jego wyboru w drafcie i pierwszych 2 sezonów). Póki co ma kontuzję lewej ręki. Jeszcze pożałujemy, że Oshely nie podpisał z nim wczoraj przedłużenia. Inne zespoły już się podobno szykują z ofertą tego lata.
Wiadomo że bo zwycięstwie (jeszcze wyjazdowym) można się trochę pocieszyć, ale jak to w Pulp Fiction nie czas na lizanie się po fiutach. Szacun dla Aminu, Lillarda i Davisa, ale wygraliśmy bo słabo zagrali gospodarze i tyle.
OdpowiedzUsuńA problemów mamy zatrzęsienie:
1) Ławka
2) Wolne
3) Sędziowie
4) The Legend
5) Harkless
6) Plumlee
wyżyłem się na tych kwestiach w relacji:
http://www.wodaiogien.com/#!portland-trailblazers/kn4m2
PS. Ja byłem fanem Leonarda jak Was jeszcze na świecie nie było ;-)
To chyba nas nie doceniasz.
UsuńMógłbym być tatą dla niektórych graczy POR. Paru wujków na forum też by się znalazło ;-).
Karol PTB
daj im szanse, graja ze sobą na poważnie tydzień. Ocenianie tak radykalnie jak to robisz kogokolwiek, w jakiejkolwiek dziedzinie zycia jest chyba trochę niesprawiedliwe. Don't panic we are from Portland!;)
UsuńHmmm... zastanawiam się jaki będzie tytuł nowego artykułu po dzisiejszym meczu :-).
OdpowiedzUsuńKiedy Lillard staje się Jazz-em, Jutą, hmmm ? Jak to ugryźć.
DAMIAN DAMIAN!!!
A nasz pupilek blond ładny chłopiec, jak dziś zagrał?...
Kiedy Lillard staje sie Nutka.
UsuńKarol PTB
Trafił za dwa i skręcił kostkę. Clyde będzie miał kilka spokojnych nocy ;)
OdpowiedzUsuńTroche zajedzie tutaj oksymoronem "ale niestety bo to dobrze"..
UsuńMoże Moe Harkless go godnie zastąpi. Dzis bardzo ważny mecz z Miśkami.
Może odpali jakiś grajek, bo Myers nie może odpalić od kiludziesięciu meczy.
Karol PTB