Blazers(4-4)@Nuggets(3-4) 104:108
Mecze dzień po dniu nie są zapewne najprzyjemniejszą częścią pracy koszykarza NBA. Gracze Blazers po dojmującej porażce u siebie z Detroit zamiast leczyć splin domowymi sposobami musieli udać się w gości do Denver. I wiadomo było, że albo pogłębią swoja depresję, albo ewentualnym zwycięstwem odbudują morale zdewastowane przez spółkę Drummond&Jackson.
Już pierwsza minuta była alegorią ostatniego występu Blazers. Czyli dostaliśmy dobre otwarcie, kiedy Plumlee przechwytuje piłkę, by w tej samej akcji ją stracić, a za chwilę dać się zablokować JJ Hicksonowi. W pierwszej odsłonie jeszcze raz da mu tę przyjemność, co prawdopodobnie zbudowało dobrą dyspozycję byłego gracza Blazers już na całe to spotkanie( 19pkt, 13zb. 3bl). Jaki mecz taki Andre Drummond...
Nie było też zaskoczeniem, że tylko skuteczność Lillarda- 10 punktów w 11 minut, gwarantowała dobry wynik w pierwszej kwarcie . Rolę drugiej opcji przejął Leonard, wykorzystujący trzykrotnie swój mid-range, gdzieś z okolic linii rzutów wolnych. Po trójce dorzucili Aminu i Harkless i w tych okolicznościach, przy pozorowanej obronie z obydwu stron Blazers wygrali start 33:29.
Dugi unit prowadzony przez McColluma potrzebował chwili aby tę przewagę roztrwonić. Trio Foye- Jokić- Papanikolaou zrobiło run 9:0. Po 5 minutach odpoczynku wrócił Lillard i dwiema trójkami, lay-upem po asyście od Plumlee przywrócił równowagę w tym meczu. 20 punktów lidera Blazers, dobra obrona Aminu na Galillnarim, przebłyski dawnej dyspozycji rzutowej Leonarda i Crabbe, kontynuujący dobra formę z ostatnich dni- 9pkt z 7 rzutów, zapewniły jednopunktowe prowadzenie po pierwszej połowie. I tylko nieudany lay-up Lillarda w ostatniej akcji zapowiadał jakoweś nieszczęścia...
Trzecią kwartę otworzył celnie strzałem zza łuku Leonard, były jeszcze dwa pick&rolle Lillard-Plumlee i kolejna trójka, tym razem Aminu z lewego rogu. Ten ostatni konsekwentnie nie dawał zaistnieć pewnemu Wlochowi i to wszystkie dobrodziejstwa ze strony PTB w tej części gry. Nadal nie widać było McColluma. Noah Vonleh tradycyjnie już pudłował skąd się dało. Jest 0/7 za trzy w tym sezonie, ale to i tak nie jest ta zbrodnia za którą będzie rozliczany. 4 minuty bez trafienia przerwał dopiero Crabbe. Na koniec przebudził się Lillarda, zdobywając w dwóch ostatnich posiadaniach 6 punktów, najpierw klasyczna akcja dwupunktowa i to na deser. Blazers- Nuggets 80-79. Kto wymyślił że w koszykówce są kwarty, a nie np. tercje?
W każdym razie McCollum- Crabbe- Harkless- Leonard -Davis dają się zrobić na 0:7. Po time-oucie McCollum zaczyna rosnąć w oczach,7 punktów z rzędu i teraz to M. Malone musi przemyśleć pewne sprawy. Robi to na tyle skutecznie, ze Blazers budzą się znów po siedmiu straconych punktach. Aminu niszczy ostatecznie Gallinariego wyjmuje mu piłkę i kończy na 93:93. Ostatnie pięć minut znaczone jest gaśnięciem Lillarda, który spudłował wszystko co miał, a to co znajdowało się na drodze do kosza dwa razy zablokował mu Mudiay. Nie wystarczyło 12 punktów McColluma
bowiem z drugiej strony Hickson i Jokić wprost płynęli po czerwonym dywanie ułożonym im w paint przez trio Plumlee- Leonard- Davis. Końcowy chaos, kiedy gracze Blazers nie potrafili dobić swych niecelnych rzutów zwieńczył drugą z rzędu przykrą porażkę I nie fakt przegrania dwóch meczów, a okoliczności w jakich to się stało, mogą mieć największe konsekwencje dla psychiki i najbliższej przyszłości nowych-młodych Blazers.
Lillard nie daje rady sam ciągnąć tego zaprzęgu. W czwartej kwarcie z Detroit 5, przeciwko Denver 4 punkty. Dzisiaj jeszcze na finiszu włączył się McCollum i dla tego, w przeciwieństwie do wczoraj, walka była do końca. Ale może gdyby w pierwszej połowie pokusił się o coś więcej niż jeden celny strzał, ten mecz udało by się zamknąć optymistycznie.
M. Plumlee jest nietypowym podkoszowym, lepiej czuje się w rozgrywaniu piłki niż twardej w walce z takimi gigantami jak Faried czy Hickson. Ten, który akurat takiej roboty się nie boi, czyli E. Davis, wygląda coraz marniej. 4 punkty i 6 zbiórek mając na plecach Drummonda można zrozumieć, ale dzisiejsze 3 i 5 w Colorado zwyczajnie martwią. M. Leonard powoli odbudowuje skuteczność. Przeciwko Nuggets dobre 11pkt z 10 prób. Przez sporą część meczu to on starał się w ofensywie zastępować nieobecnego McColluma. Jego +11 to najlepszy wskaźnik w całej s5.
Aminu dzisiaj bardziej zorientowany na uprzykrzaniu życia Gallinariemu. I to była dobra robota, nie przypominam sobie żeby Włoch trafił coś w obecności small forward Blazers. Harkless z 6 i Crabbe z 11 punktami wypadli przyzwoicie jak na role, które aktualnie przydziela im Stotts. To w końcu nie im zawdzięczają Blazers cztery wygrane w tym sezonie, i to nie oni odpowiadają za to co stało się w ciągu ostatnich 48h z koszykówką Lillard&Co.
Mecz z Denver miał być szybką terapią na wyjście z dołka po niedzielnej traumie. Oby nie utkwił w głowach młodych Blazers na trwałe. Nie ma się co mazać, w środę wielkie święto. Do Oregonu przyjeżdża LaMarcus Aldridge! Go Blazers!!!
Where is center???Celowo nie zatrudniono jakiegoś przyzwoitego miśka pod koszem, by przegrywać takie mecze.
OdpowiedzUsuńAle ja przepraszam... Edek Davis prezentuje sie naprawde dobrze. Glupio zlapal szybko 3 faule.
OdpowiedzUsuńPanie Terry a co z Cliffem Alexandrem do...? Nie po to nie spie po nocach, zarywam sen żeby nie obejrzeć dawnego hot numeru 2 w drafcie?
On by sie nie bal raczej Kentha...
Karol PTB
Obrona Plumlee jest szyta na miarę tankującego zespołu ;) Na usprawiedliwienie chłopaków można podać, że to jednak był b2b na wysokościach Denver, gdzie przecież nie oddycha się łatwo. Mam tylko nadzieję, że jutro walniemy SAS, a Lamarcus nie trafi game winnera ;)
OdpowiedzUsuńte ostatnie dwie czwarte kwarty to tylko zasłona dymna przed Spurs
OdpowiedzUsuńJa bym poszedł po bandzie i wstawił Alexandra na LMA
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKarać nas za cudze błędy? Nieładnie ;)
UsuńTrzeba do Stottsa szybko pisac