Tego lata Paul Allen szasta pieniędzmi, toutes proportions gardees, jak polskie rodziny, na wywczasach w Łebie. To rozrzutność, od której właściciel Portland Trail Blazers stronił przez długie lata, a która jeszcze nie w najbliższym roku, ale już w latach 2017/2018 może zmusić go do płacenia podatku od luksusu.
Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w sezonie 2002/2003, kiedy to gwiazdorskie kontrakty Pippena, Wallace'a, Kempa oraz Stoudamire'a pożarły skutecznie cały cap space. To było dawno temu, w lidze dominował Tim Duncan, jego Spurs zostawali mistrzami, z numerem 1 draftu Houston wybrało Yao Minga, a najlepszym strzelcem w NBA był Tracy McGrady. Wtedy blisko 50-letni biznesmen z Seattle dobijał do top5 najbogatszych ludzi na planecie. Dzisiaj, już znacznie bardziej doświadczony, po zwycięskiej walce z rakiem, dramatycznych chwilach kiedy organizacja, której szefuje, ze względów losowych, traciła bezpowrotnie swoje gwiazdy (Roy, Oden), po wielu latach rozważnej polityki ekonomicznej i transferowej, ponownie sięga głęboko do portfela. Rzucając grube miliony dolarów liczy zapewne na więcej niż we wspomnianym sezonie 2002-2003, kiedy to udało się zająć zaledwie 6. miejsce na Zachodzie i zakończyć grę na pierwszej rundzie playoffs, po siedmiomeczowej serii z Dallas, gdzie rządzili już Dirk Nowitzki i Steve Nash.
Rok temu po stracie LaMarcusa Aldridge'a generalny menager Neil Olshey zmuszony do natychmiastowej przebudowy drużyny, po nieskutecznych próbach ściągnięcia "gwiazd" typu Greg Monroe czy Enes Kanter , zainwestował w młodych, perspektywicznych graczy. I wygrał. Moe Harkless, Mason Plumlee, Noah Vonleh, Al- Farouq Aminu, Ed Davis, każdy z pozyskanych graczy w mniejszym lub większym stopniu zaliczył postęp, żaden nie okazał się rozczarowaniem. Skrzydła szeroko rozwinęli, będący od 2 lat w składzie Blazers, Allen Crabbe i CJ McCollum. Terry Stotts umiejętnie żonglując składem doprowadził, niedocenianą przed sezonem ekipę, do drugiej rundy playoffów. Wraz ze wzrostem wartości sportowej skoczyć musiała też rynkowa cena graczy Blazers.
Crabbe, Harkless, Leonard byli zastrzeżonymi wolnymi agentami. Zanim jeszcze Olshey podjął decyzję co do ich przyszłości, zaskoczył ściągając z Bostonu Evena Turnera. 70 mln za 4 lata dla wiecznie niezrealizowanego talentu, nawet biorąc pod uwagę wzrastające do 94mln salary cap, musiało dziwić. Może najbardziej grającego na podobnej pozycji Allena Crabbe. Zdziwienie było jeszcze większe, kiedy Blazers wyrównali kosmiczną ofertę 75mln/4 od Nets dla jednego z odkryć sezonu 2015/16. W ten sposób Stotts dostał głębię na pozycjach 2/3. Głębię, która będzie kosztować ponad 140 miliony dolarów...
Kontuzjowany pod koniec sezonu Meyers Leonard nie zaliczył w minionym roku spodziewanego postępu i w rezultacie nie wzbudził większego zainteresowania na rynku. Za 41mln Portland zapewniło sobie czteroletnie prawa do ciągle perspektywicznej stretch-4/5. Podobne pieniądze otrzymał też Moe Harkless, wobec którego oczekuje się prawdopodobnie, że przyszły sezon będzie pogłębieniem rozpoczętego w 2016r (czyt. postawa w playoffs '16) breakoutu.
Po wielu latach bezskutecznych starań udało się też w końcu zapewnić Portland centra o defensywnych inklinacjach. Po tym jak Oregon nie wydał się zbyt atrakcyjny dla środkowych, potencjalnie, pierwszego sortu( Whiteside, Howard, Gasol), Olshey uruchomił plan B i zwerbował rozwijający się talent Festusa Ezeliego, który nie zmieścił się w finansowej rzeczywistości już Durantowych Warriors. 15mln/2 lata to wręcz dumpingowa cena za tak potrzebnego Blazers rim-protectora. Kontrakt ten wyda się jeszcze większym sukcesem jeśli Nigeryjczyka ominą problemy z kolanami ( 2 zabiegi w minionym roku). W ostateczności, drugi rok umowy, który jest opcją zespołu stanowi polisę ubezpieczeniową, na wypadek gdyby jednak Ezeli poszedł drogą Grega Odena. Na razie pozycja centra wydaje się solidnie wzmocniona, a Mason Plumlee zyskał konkurenta, o komplementarnych do swoich, bo defensywnych umiejętnościach.
I kiedy wydawało się, że to- zaskakująco obfite w zmiany, oregońskie lato dobiega końca duet Allen-Olshey postanowili nie czekać i już teraz przedłużył wygasający za rok kontrakt z CJ McCollumem. 106 mln płatnych w ciągu 4 lat to ultramocne votum zaufania dla absolwenta Lehigh. To jednocześnie rozwianie wątpliwości, kto będzie liderował przez najbliższe lata koszykówce w RipCity. Lillard i McCollum są czymś więcej niż jednym z najbardziej efektywnych backcourtów w lidze. Obaj wywodzą się z małych prowincjonalnych uczelni, od zawsze zmuszani do starć z potentatami. Obaj ukończyli pełen kurs studiów, co jak wiadomo w zwariowanym świecie uniwersyteckiego basketu i pazerności na szybki hajs nie jest zjawiskiem powszechnym. Dla obu świat kręci się wokół sportowej kariery, którą metodycznie z pasją realizują, jednocześnie nie zacieśniając swoich horyzontów do wymiarów koszykarskiego parkietu. Damian znakomicie realizuje się w światku hip-hopu, CJ stawia pierwsze, obiecujące kroki jako dziennikarz. Starszy o dwa lata Lillard, który przebojem wdarł się do NBA, od razu znalazł porozumienie z młodszym kolegą, wspierając go w trudnych, obarczonych kontuzjami początkach. Gdzieś w 2014 roku zniechęcony problemami zdrowotnymi i słabą formą McCollum usłyszał od Lillarda:
"Zaufaj mi. Następne 8 do 12 lat będziemy tu razem [...]To będzie drużyna naszej dwójki. Tylko poczekaj" .
Dzięki odważnej, ekonomicznie kosztownej decyzji włodarzy Blazers tamte słowa Lillarda staja się właśnie prorocze. I jeśli psychologia oraz chemia między zawodnikami cokolwiek znaczy w sporcie, to wyjątkowa relacja tych dwóch powinna zneutralizować ich znane, czysto sportowe deficyty. A duet Curry-Thompson nie wydaje się w tej perspektywie już tak, odległym , niedoścignionym ideałem.
Offseason 2016 był dla organizacji Portland Trail Blazers, nieoczekiwanie, czasem poważnych decyzji .Portland jest niestety miejscem, które wartościowi wolni agenci od lat omijają dość szerokim łukiem. Tym razem Oregonowi odmówił Chandler Parsons, który wolał wziąć 94 miliony od Grizzlies. Może właśnie dlatego zainwestowano niemałe pieniądze w zatrzymanie młodych talentów, których rozwój nie musi znowu być taki pewien, przeznaczono ogromne środki na zapewne spory, ale niespełniony potencjał Evana Turnera(choć rok temu w podobny sposób psioczono na umowę Aminu, dzisiaj te 7 mln wydaje się pięciocentówką w rękach Rockefellera), podjęto kluczową, mimo wszystko obciążona ryzykiem, decyzje o oparciu gry na combo Lillard-McCollum. Przykład Golden State Warriors , nie tak przecież znowu, przed erą Curry'ego, atrakcyjnego rynku, pokazuje, że droga do sukcesu wiedzie raczej przez dobre wybory w drafcie oraz inwestycje w młodość. Dopiero osiągniecie realnego sukcesu sportowego daję szansę na rekrutację gwiazdy, tak jak stało się to udziałem ekipy z Oakland i Duranta.
Wypełniony do granic możliwości cap space, nie daje w najbliższej perspektywie wielkiego pola manewru. A za 12 miesięcy trzeba będzie podjąć decyzję dotyczącą przyszłości Masona Plumlee . Tegoroczne ruchy obronią się jeśli większość graczy obdarzona teraz kredytem zaufania i sutymi umowami, potwierdzi swoją sportową wartość i stanie się częścią wielkich Blazers albo jako wartościowy kapitał zostanie z pożytkiem dla organizacji wytransferowana. W przeciwnym razie koszykówce RipCity może grozić wątpliwa przyjemność posiadania rzeszy pierwszorzędnych graczy drugorzędnych(tutaj spoglądamy w stronę Bostonu), i perspektywa ugrzęźnięcia na lata w pułapce średniego rozwoju. Za rok o tej porze powinniśmy być znacznie mądrzejsi i bliżsi odpowiedzi na pytanie, czy lato 2016 zapamiętane zostanie przez fanów Blazers tylko jako przedwczesna seria gargantuicznych pod względem ekonomicznym ruchów kadrowych, czy może jednak jako początek czegoś wielkiego, w czysto sportowym wymiarze.
Rok temu Terry Stotts otrzymał 7 nowych graczy i szybko, z korzyścią dla sportowego wyniku drużyny ułożył skład. Z tamtego naboru odeszli tylko Gerald Henderson, Brian Roberts oraz Cliff Alexander . Ich miejsce zajęli wspomniani wyżej Turner i Ezeli oraz pozyskany z Orlando Shabazz Napier, o którym sam LeBron James dwa lata temu powiedział .
Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, aby ocena KingaJamesa zaczęła odpowiadać rzeczywistości. Moe Harkless też w końcu odpalił w 3 roku gry. Roster uzupełnia Jake Layman -drugorundowy wybór z Maryland.
Za wcześnie, aby powiedzieć coś pewnego o line-upach Blazers 2016-17. Sam Terry Stotts prawdopodobnie nie zna jeszcze ostatecznego kształtu tej układanki. Wiadomo, że dawno Portland nie miało tak głębokiego składu, dającego tyle możliwości rotowania nim. Poniżej tylko jedna z wielu możliwych koncepcji
PG: Lillard/McCollum/Napier
SG: McCollum/Crabbe/Turner/ Connaugton
SF: Turner/Harkless/ Crabbe/Montero
PF: Aminu/Leonard/Harkless/Vonleh/Layman
C: Plumlee/Ezeli/Davis
Uff, sztab trenerski ma o czym myśleć, rok temu trafili z rotacjami niemal idealnie. Także od ich tegorocznych decyzji zależy, czy drużyna wciśnie się w miejsce opustoszałe przez osieroconych, przez Duranta Thunder, gdzieś między faworytów z Oakland, Los Angeles i San Antonio.
Decydenci w Portland zaryzykowali. My kibice nauczeni ubiegłorocznym doświadczeniem powtarzamy NeverDoubtRipCity, czekając na pierwsze owoce gorącego/kosztownego lata 2016
.
Po wielu latach bezskutecznych starań udało się też w końcu zapewnić Portland centra o defensywnych inklinacjach. Po tym jak Oregon nie wydał się zbyt atrakcyjny dla środkowych, potencjalnie, pierwszego sortu( Whiteside, Howard, Gasol), Olshey uruchomił plan B i zwerbował rozwijający się talent Festusa Ezeliego, który nie zmieścił się w finansowej rzeczywistości już Durantowych Warriors. 15mln/2 lata to wręcz dumpingowa cena za tak potrzebnego Blazers rim-protectora. Kontrakt ten wyda się jeszcze większym sukcesem jeśli Nigeryjczyka ominą problemy z kolanami ( 2 zabiegi w minionym roku). W ostateczności, drugi rok umowy, który jest opcją zespołu stanowi polisę ubezpieczeniową, na wypadek gdyby jednak Ezeli poszedł drogą Grega Odena. Na razie pozycja centra wydaje się solidnie wzmocniona, a Mason Plumlee zyskał konkurenta, o komplementarnych do swoich, bo defensywnych umiejętnościach.
I kiedy wydawało się, że to- zaskakująco obfite w zmiany, oregońskie lato dobiega końca duet Allen-Olshey postanowili nie czekać i już teraz przedłużył wygasający za rok kontrakt z CJ McCollumem. 106 mln płatnych w ciągu 4 lat to ultramocne votum zaufania dla absolwenta Lehigh. To jednocześnie rozwianie wątpliwości, kto będzie liderował przez najbliższe lata koszykówce w RipCity. Lillard i McCollum są czymś więcej niż jednym z najbardziej efektywnych backcourtów w lidze. Obaj wywodzą się z małych prowincjonalnych uczelni, od zawsze zmuszani do starć z potentatami. Obaj ukończyli pełen kurs studiów, co jak wiadomo w zwariowanym świecie uniwersyteckiego basketu i pazerności na szybki hajs nie jest zjawiskiem powszechnym. Dla obu świat kręci się wokół sportowej kariery, którą metodycznie z pasją realizują, jednocześnie nie zacieśniając swoich horyzontów do wymiarów koszykarskiego parkietu. Damian znakomicie realizuje się w światku hip-hopu, CJ stawia pierwsze, obiecujące kroki jako dziennikarz. Starszy o dwa lata Lillard, który przebojem wdarł się do NBA, od razu znalazł porozumienie z młodszym kolegą, wspierając go w trudnych, obarczonych kontuzjami początkach. Gdzieś w 2014 roku zniechęcony problemami zdrowotnymi i słabą formą McCollum usłyszał od Lillarda:
"Zaufaj mi. Następne 8 do 12 lat będziemy tu razem [...]To będzie drużyna naszej dwójki. Tylko poczekaj" .
Dzięki odważnej, ekonomicznie kosztownej decyzji włodarzy Blazers tamte słowa Lillarda staja się właśnie prorocze. I jeśli psychologia oraz chemia między zawodnikami cokolwiek znaczy w sporcie, to wyjątkowa relacja tych dwóch powinna zneutralizować ich znane, czysto sportowe deficyty. A duet Curry-Thompson nie wydaje się w tej perspektywie już tak, odległym , niedoścignionym ideałem.
Offseason 2016 był dla organizacji Portland Trail Blazers, nieoczekiwanie, czasem poważnych decyzji .Portland jest niestety miejscem, które wartościowi wolni agenci od lat omijają dość szerokim łukiem. Tym razem Oregonowi odmówił Chandler Parsons, który wolał wziąć 94 miliony od Grizzlies. Może właśnie dlatego zainwestowano niemałe pieniądze w zatrzymanie młodych talentów, których rozwój nie musi znowu być taki pewien, przeznaczono ogromne środki na zapewne spory, ale niespełniony potencjał Evana Turnera(choć rok temu w podobny sposób psioczono na umowę Aminu, dzisiaj te 7 mln wydaje się pięciocentówką w rękach Rockefellera), podjęto kluczową, mimo wszystko obciążona ryzykiem, decyzje o oparciu gry na combo Lillard-McCollum. Przykład Golden State Warriors , nie tak przecież znowu, przed erą Curry'ego, atrakcyjnego rynku, pokazuje, że droga do sukcesu wiedzie raczej przez dobre wybory w drafcie oraz inwestycje w młodość. Dopiero osiągniecie realnego sukcesu sportowego daję szansę na rekrutację gwiazdy, tak jak stało się to udziałem ekipy z Oakland i Duranta.
Wypełniony do granic możliwości cap space, nie daje w najbliższej perspektywie wielkiego pola manewru. A za 12 miesięcy trzeba będzie podjąć decyzję dotyczącą przyszłości Masona Plumlee . Tegoroczne ruchy obronią się jeśli większość graczy obdarzona teraz kredytem zaufania i sutymi umowami, potwierdzi swoją sportową wartość i stanie się częścią wielkich Blazers albo jako wartościowy kapitał zostanie z pożytkiem dla organizacji wytransferowana. W przeciwnym razie koszykówce RipCity może grozić wątpliwa przyjemność posiadania rzeszy pierwszorzędnych graczy drugorzędnych(tutaj spoglądamy w stronę Bostonu), i perspektywa ugrzęźnięcia na lata w pułapce średniego rozwoju. Za rok o tej porze powinniśmy być znacznie mądrzejsi i bliżsi odpowiedzi na pytanie, czy lato 2016 zapamiętane zostanie przez fanów Blazers tylko jako przedwczesna seria gargantuicznych pod względem ekonomicznym ruchów kadrowych, czy może jednak jako początek czegoś wielkiego, w czysto sportowym wymiarze.
Rok temu Terry Stotts otrzymał 7 nowych graczy i szybko, z korzyścią dla sportowego wyniku drużyny ułożył skład. Z tamtego naboru odeszli tylko Gerald Henderson, Brian Roberts oraz Cliff Alexander . Ich miejsce zajęli wspomniani wyżej Turner i Ezeli oraz pozyskany z Orlando Shabazz Napier, o którym sam LeBron James dwa lata temu powiedział .
"My favorite player in the draft 2014"
Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, aby ocena KingaJamesa zaczęła odpowiadać rzeczywistości. Moe Harkless też w końcu odpalił w 3 roku gry. Roster uzupełnia Jake Layman -drugorundowy wybór z Maryland.
Za wcześnie, aby powiedzieć coś pewnego o line-upach Blazers 2016-17. Sam Terry Stotts prawdopodobnie nie zna jeszcze ostatecznego kształtu tej układanki. Wiadomo, że dawno Portland nie miało tak głębokiego składu, dającego tyle możliwości rotowania nim. Poniżej tylko jedna z wielu możliwych koncepcji
PG: Lillard/McCollum/Napier
SG: McCollum/Crabbe/Turner/ Connaugton
SF: Turner/Harkless/ Crabbe/Montero
PF: Aminu/Leonard/Harkless/Vonleh/Layman
C: Plumlee/Ezeli/Davis
Uff, sztab trenerski ma o czym myśleć, rok temu trafili z rotacjami niemal idealnie. Także od ich tegorocznych decyzji zależy, czy drużyna wciśnie się w miejsce opustoszałe przez osieroconych, przez Duranta Thunder, gdzieś między faworytów z Oakland, Los Angeles i San Antonio.
Decydenci w Portland zaryzykowali. My kibice nauczeni ubiegłorocznym doświadczeniem powtarzamy NeverDoubtRipCity, czekając na pierwsze owoce gorącego/kosztownego lata 2016
.
s5
OdpowiedzUsuńLillard
McCollum
Turner
Aminu
Plumlee
zmiennicy
Napier
Crabbe
Harkless
Leonard
Ezeli