Pierwsza przeszkoda na grudniowej "ścieżce zdrowia" Blazers została pokonana. Okazała się zresztą łatwiejsza od obaw. Chicago bowiem postawiło dużo mniejsze wymagania niż w niedawnej konfrontacji w Moda Center, miało tym razem mniej argumentów ofensywnych, a przede wszystkim przespało całą pierwszą połowę w obronie.
Hasło "The Charities" dominowało w hali Chicago. Dostosowali się do tego obrońcy Byków, którzy w pierwszej połowie pozwalali na wiele gościom. W efekcie coraz lepiej zbilansowani Blazers (McColluma i Harklessa wspierał z ławki odradzający się Crabbe) rzucili aż 65 punktów budując 10-punktową przewagę.
Na parkiecie, co prawda nie w pierwszej piątce (widać pozycja Davisa jest już niepodważalna ...), pojawił się w końcu Aminu, początkowo wyglądający jakby wyrwany z rozkosznych wakacji, ale jakoś lepiej go mieć w drużynie niż nie mieć.
Mikołajki skończyły się w drugiej połowie. Przy dużo lepszej obronie drużyna Stottsa spudłowała pierwsze 8 rzutów i cała przewaga prysła jak kamfora. Chicago poprawiło również ofensywę, głównie dzięki aktywnej grze na atakowanej desce niejakiego Robina Lopeza.
Trzecia kwarta padła łupem gospodarzy 30:21 i mecz zaczął się na dobre, jak to najczęściej w NBA, w kwarcie ostatniej. Wydawało się, że będzie to obustronna wymiana ciosów. Ale wtedy pojawił się Evan Turner, rodowity mieszkaniec Chicago, który chyba tym meczem ostatecznie przekonał do siebie całą blazerowską brać. W kluczowym momencie wykończył pięć akcji w półdystansie i gospodarzom z wrażenia opadła szczęka. Poprawił Damian Lillard trzema udanymi rzutami i można było kontrolować spotkanie. Może końcowy wynik aż tak bardzo tego spokoju nie oddaje, bo Byki jeszcze pokazały swoje stępiony rogi, ale dwupunktową porażkę zawdzięczają tylko rzutowi za trzy w ostatniej sekundzie.
Mamy nadzieję, że wygrana na zawsze trudnym, a dla wielu z nas prestiżowym, parkiecie Chicago natchnie całą drużyną do udanej serii wyjazdowej. Wraca Aminu, błyszczy Turner, przebudził się Crabbe. Coś drgnęło?
Najlepsze co mogło spotkać Blazers w tym meczu to 6 faul Meyersa "Loczka" Leonarda. Test oka jak i statystyki mówią wszystko o tym d...
OdpowiedzUsuńw kolejnym już meczu dobrze bronimy w 4q. właśnie oto chodziło od początku sezonu
OdpowiedzUsuńSłusznie i sprawdźmy kto grał w IV kwarcie. Nie było tam żadnego białego wysokiego
UsuńO to to. O TYM MOWIE CALE 2 lata.
UsuńKarol PTB
Noel za Crabbe, Cousins za CJ i niszczymy :-)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to mam nadzieję, że wraca spokój. Nie sadziłem, że tak długo będą się chłopaki rozkręcać. Oby tylko Ezeli jeszcze żył
Ciekawy mecz, gdy Lillard i CJ dzielą się ławą w czwartej kwarcie, a Turnera biega przez całą kwartę i punktuje aż miło :)
OdpowiedzUsuńZnakomity Ed Davis,zwłaszcza w defensywie.Bardzo lubię tego zawodnika,jeśli nabrałby trochę masy nie tracąc na skoczności, żaden Festus nie bbyłby nam potrzebny.w defensywie bylibśmy nieźli-brakuje trochę "masy"
OdpowiedzUsuńNo właśnie chyba trochę nabrał i trochę niestety przy okazji spowolniał.
UsuńProblem polega na tym, ze jak na centra Ed jest za niski, jako 4 nie ma rzutu. Typowy gracz do zadań specjalnych, nic poza tym, niestety.
OdpowiedzUsuńSpojrzalem dzis z ciekawosci w boxscore z meczu Spurs z Minnesota. Nasz stary druh LMA w 30 minut gry wykrecil 6 pkt, 2 zb., 3 przechwyty i 3 straty. Co sie porobilo z naszym gwiazdorem? Zdziadzial u Popovitcha!
OdpowiedzUsuń