Na krótko swoim fanom, wygraną w Chicago, poprawili nastroje koszykarze z Portland. Mecz w Milwaukee ponownie obudził stare demony: przestoje w grze, błędy w obronie i nieobecność w strefie podkoszowej.
W pierwszej połowie wydawało się, że drużyny grają w inną dyscyplinę sportu. Gospodarze wchodzili i rzucali spod kosza, a goście ograniczyli się wyłącznie do rzutów dystansowych. Do obrony nie przywiązywano większej wagi na zasadzie: nie trafi to dobrze, trafi to trudno. Blazers byli jednak zabójczo skuteczni w tym co robili trafiając 12 na 22 rzutów za trzy punkty. Brylował Damian Lillard, ale swoje dorzucili również Harkless i McCollum, a prawdziwym katem Kozłów miał zamiar zostać, uwaga proszę o powstanie, Meyers "The Legend" Leonard, można spocząć, trafiając z dziecinną łatwością trzy za trzy. Dzięki rzutom dystansowanym Blazers zbudowali całkiem przyzwoitą przewagę i jedyne co mieli za zadanie - kontynuować to do końca meczu.
Ale w przerwie chyba zatruto wodę w szatni Bradley Center, bo jak trafiali wcześniej wszystko, tak po przerwie nie trafiali nic. Gospodarze szybko to wykorzystali uzupełniając swój arsenał podkoszowych zagrań lepszą grą na dystansie i trzecia kwarta zakończyła się małym pogromem 34:18. Pewnie w głowach Blazers tkwiła nadzieja, że jeszcze raz uda się mecz odwrócić, ale Bucks nie chcieli psuć wieczoru swoim kibicom. Grali swoje, głównie wykorzystując braki obronne teamu Stottsa. Giannis Antetokounmpo wyróżniał się nie tylko ilością liter w swoim nazwisku, ale i 40 minutami pobytu na parkiecie z imponującą linijką: 15 pkt, 12 zbiórek, 11 asyst.
Jeszcze przez chwilę Blazers do walki pobudził Crabbe trafiając trzy rzuty za trzy, ale sam te nadzieje rozwiał następując na linię boczną w kluczowej akcji meczu.
Na rozpamiętywanie porażki z Kozłami zbyt dużo czasu nie będzie, bo szybki lot do Memphis i w roli rywala Blazers Niedźwiadki. Grizzlies niestety po kontuzji ich lidera Mike Conleya spięli się i zaczęli wygrywać. Łatwo wiec nie będzie. Jedyne pocieszenie, że z walki o pierwszą ósemkę powoli odpadają Lakers, więc przynajmniej perspektywa wypadnięcia poza Play-Off się oddaliła.
Na tle tej naszej bieda-obrony Jabari Parker i Greg Monroe wyglądali jak bogowie ofensywy. Henson bylby fajnym fitem dla Blazers. Dzisiaj z miśkami must-win
OdpowiedzUsuńNie mów tak, bo ciężko będzie ;) Ten Antetokumpo jest niesamowity, jedyny gość z tamtego draftu lepszy od CJ. Gdyby wtedy go wziąć byłaby niesamowita paka.
Usuńnie obchodzi mnie , że to b2b. z tak przetrzebionymi miskami maja obowiązek wygrac, jeśli chcą cokolwiek sensownego ugrac w tym sezonie. Może niech pogra Napier trochę, jechanie po 38 minut bliźniakami nie ma sensu, w q4 ledwo zipią.
OdpowiedzUsuńNie wygląda żeby mieli coś ugrać w tym sezonie ;-)
Usuńja coraz czesciej spoglądam na NCAA;)
UsuńWygrają z Miśkami, nie mówiąc nawet jak słabo gra PTB i że to B2B. Na obwodzie jest przewaga, dac grac Gasolowi, niech rzuca, reszta będzie grała piach.
OdpowiedzUsuńmoże tankujemy? ;-)
OdpowiedzUsuńInteresujace, ze kutaki-biale otrzymaly tyle minut w tym meczu, szkodzac niz pomagajac, a Edek mial calkiem dobre staty.
OdpowiedzUsuńKarol PTB