13 grudnia zmierzyły się zespoły, które do tej pory miały na koncie zarówno 13 zwycięstw, jak i porażek. Mecz w Miami był okazją do przełamania coraz bardziej irytującej serii porażek Portland.
W tym sezonie na wschodnim wybrzeżu mają oni, trudno wytłumaczalny oceniając bieżącą formę, patent na końcówki.
Terry Stotts wsadził tym razem do pierwszej piątki Zacha Collinsa. Wystarczył jeden dobry mecz debiutanta, aby dostąpił tego zaszczytu. Szybko jednak okazało się, że to na dziś jeszcze za wysokie progi. Czy takie pomysły to dobry sposób na rozwój młodego zawodnika śmiem wątpić, w głowie zarówno Caleba, jak i Zacha pewnie kotłują się myśli, że nie dali rady. W każdym razie Collins trochę pograł, ale decydującą końcówkę już spędził na ławce. Brak konsekwencji to jeden z podstawowych zarzutów do trenera Stottsa.
Blazers zaczęli słabo mecz zarówno w ataku, jak i w obronie. Na domiar złego dwa faule szybko wyłapał Goran Dragić, którego zastąpił Wayne Ellington. Facet robił co chciał, trafiał z każdej pozycji, głównie zza linii, obnażając wszystkie braki w obronie Blazers. Stotts na szczęście przypomniał sobie o istnieniu Napiera, który jakoś załagodził tradycyjną słabość „drugiej kwarty”, co wystarczyło do utrzymywania w miarę rozsądnego kontaktu z rozpędzonymi Heat.
Portland nie ma w tym sezonie własnego stylu. To raczej rywal narzuca koncepcję gry. Kontuzje wysokich graczy w naturalny sposób przeniosły ciężar walki zza linię rzutów za trzy punktu. Przez długi czas, do połowy trzeciej kwarty Miami królowało w tym elemencie gry, ale gdy przestali trafiać pojawiła się okazja do szybkiego odrobienia strat. Trójki po stronie Blazers trafiał skuteczny tego dnia CJ, swoją chaotyczną rękę w procesie odrabiania strat dołożył Aminu.
Gdy w połowie ostatniej kwarty Portland dopadło rywala można było wyciągnąć z szafy Lillarda, który do tej pory snuł się bezczynnie po parkiecie. Damian nie mając dobrego strzelecko dnia postanowił rozstrzygnąć mecz wejściami pod kosz, gdzie nie napotykał wielkiej przeszkody, a jeżeli już - to wymuszał faule.
Trochę co prawda wyglądało to tak, że Heat wielkiej determinacji w tej końcówce nie przejawiali, ale to już ich sprawa. Pewnie musimy się pogodzić z faktem, że jesteśmy w tym sezonie co najwyżej ligowym średniakiem, na Florydzie to jest widoczne już chociażby w mocno przerzedzonej Airlines Arenie.
Blazers utrzymali szóstą pozycję, ale są już na skraju spadku do dolnej połówki: oddech NOP i Oklahomy na plecach, a w perspektywie weekendowy dwumecz z Magic i Hornets. Pozostaje wierzyć, że udana passa ze średniakami konferencji wschodniej utrzyma się do końca tygodnia.
Dla przyzwoitości bo smutek ogarnął forum- zwolnić trenera!!!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie ten Zach gra. Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńBezdomny grajek na banjo przesunął się na drugie miejsce w trójkach w całej NBA. Takie Aminu to mi się podoba.
No i Lillard z tą czwartą kwartą - no mistrz.
Collins w s5 tylko dlatego, ze Meyers złapał jakiegos wirusa. ale to były bardzo obiecujące minuty debiutanta. Swietnie się ogląda jak utrudnia rywalom grę w ataku. nawet kiedy nie zdoła zablokować to samym ustawieniem się w paint nie daje szans atakujacemu. w q4 Stotts postawil po prostu na doswiadczenie Eda i biorąc pod uwagę jak wszystko się skonczyło, to była dobra decyzja. Gratsy dla Chiefa za kolejny wieczór z 5 trojkami, tak gra nowoczesny skrzydłowy.
OdpowiedzUsuńJeśli Aminu będzie dalej tak trafiał wszystko będzie olrajt.
OdpowiedzUsuńgorzej jak mu zaczną skrupulatnie gwizdać kroki, które robi w każdej akcji
UsuńOn w ogóle powinien ograniczyć się do trójek, obrony i podań po obwodzie. Niech nie próbuje kozłować, ani tym bardziej mijać, bo to zazwyczaj kończy się źle.
UsuńNie wiem, nie sledze, nie hejtuje i odrazu 90% mniej wyświetleń strony.
OdpowiedzUsuńWrócę Panowie w okresie świątecznym i zaczne wtedy wylewać jad, na Stottsa, Myersa i Aminu!!
Dla Nas, kibiców najfajnieszego klubu (drugi byłby Seatlle Supersonics) Wesołych Świąt i samych wygranych!
Żebyśmy dożyli Mistrzostwa Blazers w najbliższych latach:)!
Karol PTB
Jak Aminu sklada sie do trojki to zawsze wydaje mi sie iz za chiny to nie wpadnie. A jednak czasami wpada
OdpowiedzUsuńna ten moment 48%. Lepiej tylko Leonard (który prawie nie gra - 54%), dalej Napier 47%, CJ 44% (tu zdecydowanie najwięcej oddanych obok Lillarda), Pat 39%, Lillard 35%, reszta lepiej nie mówić.
UsuńA dowodca bandy?
OdpowiedzUsuń18%- wygląda na to, że oślepł
UsuńKurcze wygraliśmy z Orlando. Nie będzie komentarzy.
OdpowiedzUsuńposkus