7 grudnia 2018

Na poprawę nastroju


SUNS (4-21) @ BLAZERS (14-11) 86:108


OK. Normalnie to chyba byśmy nawet na ten mecz nie popatrzyli (tak jak nieobecna, co rzadkie, publika w Rose Garden), ale drużyna Portland ostatnio nie słodzi, gorzko - kwaśno kładzie, stąd pewne zainteresowanie redaktorów na tym meczu. Co widzieliśmy? Ze strony Portland nic czego nie wiedzieliśmy wcześniej. Za to Phoenix pokazali - różnica między najsłabszą a prawie najsłabszą drużyną zachodu jest ogromna.


McCollum w gustownym niebieskim garniturze. Mamy się czego bać? Seth Curry każe się nad sobą zastanowić (bo słaby jest i basta), ale mimo, a może bardziej na przekór w wyjściowym zestawieniu aż tak bardzo nie położył. Nieobecności CJ-a nie było widać i może to jakieś signum temporis? Wszystko brał na swoje barki Lillard i nawet uzyskał najlepszy wynik punktowy w meczu, choć wcale nie jego występ zapamiętamy.

Tak czy inaczej głównie w pierwszej ćwiartce jego niekontestowane wjazdy, kilka rzutów z dystansu, zero na nim obrony - wszystko to pozwalało przypominać komentatorom, jaki All-Star Damian fajny jest. Narzekaliśmy na Harklessa, ale znowu wyszedł w S5 z Aminu jako 3/4 brothers. Wolałbym szczerze powrót  do początku i ustawienie Laymana jako startera. Ale zaraz.

Nurkić na miłość boską (nie bośniacką) zaczyna już nas tak wkurzać, jak - toutes proportions gardees - Meyers Leonard w chwili, gdy go zobaczyłem, czyli jakieś 5 lat temu. Wierzycie w nienawiść od pierwszego wejrzenia? W miłość takową można nie wierzyć, ale nienawiść jak najbardziej. Mam taką do Leonarda i to - choć on wygląda obecnie jak swój lepszy starszy brat po wojnie w Wietnamie - pozostanie. Po prostu - i cant believe. 

Wracając do Nurka - po raz kolejny - tragedia. Grecka, antyczna, może nie macedońska ani bośniacka. Jusuf mam dziurawe ręce Nurkić miał tyle okazji do pokazania się na tle nieobecnych rywali, że nawet z martwych wstali pasażerowie Tupolewa do Smoleńska więcej mieć będą (póki Antoni is still alive). Oczywiście nic nie pokazał. A może inaczej - pokazał, że w tej drużynie na centrze potrzebne są zmiany. Bestia z Bośni nie umie łapać piłek, zwłaszcza kozłem poniżej linii bioder, a jak już ją złapie, to wdając się w absurdalny kozioł zawsze ją straci. Widzieliśmy to dzisiaj kilka razy. I to, że nie trafia łatwych lay-upów spod obręczy.

Na tle, ponieważ - i tu chwila dygresji - na wprost grał niejaki DeAndre Ayton, nr 1 draftu i ponoć wielka legenda i pieśń przyszłości. No to w tę pieśń dziś raczej nie wierzymy. Przez ostatnie dwa dni widzieliśmy dwóch najlepszych młodych graczy draftu tego roku. Co wynika? Luca Doncić to jest zaje...ty drań, białas mada..aka i w ogóle mistrz. Gdzie jest przy tym porównaniu DeAndre Ayton? W pustce...

Tymczasem objawił nam sie Layman. Wszedł na zmianę i bach, bach, bach, obrócił wynik w pierzynę na stronę Blazers. Same kończone rzuty spod kosza po ciekawych asystach Lillarda i Turnera mogły się podobać, ale dodajmy do tego seryjnie trafiane rzuty z dystansu. Miodek. Tego Laymana lubimy. I nieważne, że po przerwie zaciął się jak moja 16-letnia maszynka Gillette. Brawo, zawodnik meczu.


PTB zrobili wynik po pierwszej kwarcie taki, że było po meczu. Ponad 20 plus.  Ale to nie rezultat świetnej gry gospodarzy, tylko totalnej rzutowej indolencji Suns.  Cóż, taki mamy klimat. Potem mecz się wyrównał, bo i Portland nie mieli wielkiego ciśnienia na obronę w sytuacji, w której wynik wciąż oscylował wokół 25- 30 punktów. I tak do końca.

Czy możemy coś ciekawego powiedzieć o zmiennikach? Raczej osobiste wycieczki. Podoba mi się Collins bo nie jest wydziarany. Tak samo Baldwin, Stauskas. Gary Trent nie podoba mi się bo się wydziarał. O innych było.

Teraz panowie test, bo gramy z innymi dobrymi zespołami konferencji zachodniej. Hmmmm. Zwłaszcza na wyjazdach będzie ciężko.



11 komentarzy:

  1. Obejrzałem wszystkie mecze Blazers w tym sezonie poza SAS i PHX. Większość uważnie i jestem pewien, że Stotts powinien zostać zwolniony jak najszybciej, gdyż stracił panowanie nad zespołem (o ile w ogóle kiedykolwiek nad nim panował) i nie potrafi świadomie wykorzystać potencjału, który posiada. Na jego usprawiedliwienie dodam, że wiele wskazuje na to, że jest pod presją wyniku, która niestety powoduje, że wybiera rozwiązania mniej ryzykowne przez co gorsze.

    Wydawało się na początku sezonu, że Stotts wreszcie odnalazł plan idealny. Jednak z perspektywy czasy wygląda na to, że był to w większości przypadek.

    Turner został sprowadzony 2 lata temu do Portland by w S5 odciążyć Lillarda i CJa od rozgrywania. Pierwszego by się nie męczył, drugiego, gdyż robić tego nie umie. Nic z tego jednak nie wyszło, gdyż najwyraźniej nasze 2 gwiazdy miały ten fakt w głębokim poważaniu i Turner jeśli już pojawiał się wraz z nimi na boisku to w najlepszym przypadku służył do przeprowadzania piłki przez połowę. Nie potrafiący rzucać Turner grając bez piłki jest beznadziejnie nieporadny. Po upływie 2 słabych dla Turnera sezonów Stotts postanowił zrobić z Turnera lidera rezerw. Nie wiem czy był to zamierzony ruch czy czysty przypadek wynikający z ostatecznego porzucenia planu współpracy Turnera z Rain Bros. I nagle na początku sezonu okazało się, że obśmiewany Turner z piłką w rękach i otoczony zawodnikami potrafiącymi rzucać staje się kluczowym zawodnikiem zespołu. Rządząc na boisku może prowadzić grę tak by nie zostać z piłką w ostatnich sekundach akcji na obwodzie co musi być jego nocnym koszmarem. Jest wyższy i silniejszy od większości rozgrywających rywali co pozwala mu niszczyć w grze tyłem do kosza, ma doskonały przegląd pola przez co w razie potrzeby zawsze znajduje jednego z 4 dobrze rzucających partnerów a do tego jest więcej niż solidnym obrońcą. Turner gra dobrze – Blazers wygrywają.

    Zachwyciliśmy się ruchem z wprowadzeniem Laymana do S5 i przesunięciem Mo do rezerw. Nie ma się jednak co zachwycać geniuszem Stottsa bo zmiana ta wynikała z tego, że Mo nie doszedł jeszcze do pełni sprawności po kontuzji. Spadek jakościowy dla S5 był niewielki, gdyż Blazers w pierwszych minutach zwykle grali akcje dwójkowe Lillard-Nurkić z ewentualnym wychodzeniem na wolne pozycje Aminu, Cja i Laymana. Akurat do takiej gry Layman pasuje bo super gra bez piłki i potrafi się znaleźć tam, gdzie powinien. Mo miał spokojnie dochodzić do siebie grając z rezerwami a że SF był obsadzony to zajął miejsce na PF. Prawdziwym beneficjentem tej roszady został Collins. Wobec braku Davisa i wiecznej mizerii Leonarda miał, niejako z musu, zapewnione sporo minut na C. I już w pierwszym meczu udowodnił, że to jest jego miejsce na boisku. Agresywny w obronie i ataku, szybki na nogach, blokujący i potrafiący rzucić z dystansu. Idealny Center pod obecne realia.

    Rezerwowy skład Turner – Curry – Stauskas – Harkless – Collins świetnie się uzupełniał. Curry i Stauskas idealnie pasowali do szybkiej gry i bardzo ułatwili grę Turnerowi.

    Sukcesy rezerw spowodowały, że Rain Bros grali mniej ale zwłaszcza Lillard efektywniej a wypoczęty CJ (mimo słabej formy) robił robotę w 4 kwartach.
    Kolejną ciekawa zależność powstała pomiędzy Nurkiciem a Collinsem. To centrzy o zupełnie innych parametrach i atutach. Wyglądało na to, że Nurkić dla podreperowania swojej kruchej psychiki wychodzi w S5 a Collins wchodzi z rezerwami. W zależności od wywala, przebiegu meczu, aktualnych potrzeb, ilości fauli Collins przejmował minuty Nurkicia a Leonard minuty Collinsa. Jednak z założeniem, że Collins nie przebywa z Nurkiciem na boisku a Leonard jak najmniej przebywa na boisku z Collinsem. Dzięki temu założeniu Collins otrzymywał maksymalną ilość minut na C co bardzo korzystnie wpływało na zespół.

    Wydawało się, że wszystko działa jak w zegarku i być może Stotts jest geniuszem z tak dokładnie rozpisanym planem wieloletnim, że my malutcy nawet nie potrafiliśmy go dostrzec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety pierwsza rysa pojawiła się, gdy wypadł Mo i trzeba było zapełnić minuty na PF w rezerwach. Stotts rzucił nieogranego (kłania się poprzedni sezon) Swanigana na głęboką wodę a ten się utopił. Pociągnął za sobą zresztą Collinsa. Za niski Biggie zajął miejsce pod koszem wypychając spod niego Collinsa i zamiast jednego zawodnika nie na swojej pozycji mieliśmy dwóch. Stotts szybko wymienił Swanigana na Leonarda a ten całkiem nieźle wszedł w buty Collinsa. Niestety Collins został już na PF, zagubiony jak dziecko we mgle. Niemniej para Collins-Leonard funkcjonowała jako tako choć Leonard nie dawał drużynie tyle co Collins na C a Collins grał gorzej na PF niż Mo. Rezerwy przestały już robić różnicę a drużyna zaczęła częściej przegrywać. Nie było dramatu ale Stotts spanikował…

    … i zareagował najgorzej jak mógł obnażając przy tym swój mizerny wkład w dobrą grę zespołu na początku sezonu. Skoro rezerwy grały gorzej to zaczął zwiększać wpływ zawodników S5 na grę (poza Laymanem oczywiście). Lillard z CJ znowu zaczęli zabierać piłkę Turnerowi przez co rezerwy zupełnie przestały funkcjonować. Turner znowu wygląda jak niedorajda nie potrafiąca rzucić. Mało tego po powrocie Mo Stotts, mający znowu wszystkie klocki, zamiast wrócić do działającego na początku sezonu schematu wzmocnił jeszcze bardziej S5 wymieniając Laymana na Harklessa. W ten sposób wrócił do rotacji z zeszłego sezonu a Blazers znowu grają tą samą grę, w której wystarczy zatrzymać Lillarda by zespół kompletnie przestał działać. Lillard szarpie i walczy ale jest skutecznie poniewierany przez rywali. CJ zabiera piłkę Turnerowi po czym ją gubi. Aminu kozłuje. Nurkiciowi gotuje się głowa. Collins marnuje się na PF. Curry, Stauskas i Turner robią za kelnerów. Nawet Leonard wraz z upadkiem Turnera znowu wrócił do swojego normalnego poziomu. Dramat. Zespół nie funkcjonuje. Dopóki nie nastąpi reset, talentu wystarczy na wygrywanie z Suns i cieniami ze wschodu. To co dzieje się obecnie obrazuje dokładnie, że Stotts to leszcz, a to co widzieliśmy na początku sezonu to zwykły fuks marnego trenera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy15:32

    Bardzo dobre podsumowanie dotychczasowej pracy Stottsa. Sama wymiana trenera na bardziej ogarniętego i trzeźwo myślącego, a nie ciągła panika, pozwoli temu zespołowi wejść na wyższy level.
    Szymciu

    OdpowiedzUsuń
  4. Panowie ale co z tym Nurkiem? Niby zdobywa 14 PPG ale gdyby miał ze 3 straty mniej (czytaj łapał piłkę) i kończył te pick&rolle z Lillardem, które zawsze grają na początku meczu, to miałby być może 20/10. A wtedy zgodnie uznalibyśmy, ze pozycja centra jest obsadzona. Nie mówiąc już o tym, że Portland poprawiliby statystyki asyst, bo w tym elemencie są w ogonie ligi i to od kilku ładnych lat

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy Nurk tu przyszedł był albo wkurwiony, albo obrażony na Denver. W każdym razie był bestią. Blazers zrobili z niego mameję, albo już był mameją. Cała ta drużyna, z trenerem na czele, za punkt honoru stawia sobie bycie MIŁĄ organizacją. Gdyby NBA polegało na organicowaniu najfajniejszej wigilii drużynowej, Portland byłoby w finale. Stotts jest gościem, który mógłby występować w sitcomie pod tytułem "Zdrówko", a jego wpływ na graczy jest widoczny na przykładzie Nurka. Ta drużyna przed meczami w miejsce haki wybiera wspólną wizytę u fryzjera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam, miał
      Więcej masy i tyle, jak nie łamał piłek tak nie łapie, jak nie trafiał layuopw , tak nie trafia . Mimo wszystko jest lepszym graczem niż był. Pewnie tylko skala i szybkość postępów są rozczarowujące

      Usuń
  6. Behemot13:43

    Akurat Nurkic gra bardzo dobry sezon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie, nawet ja to przyznaję

      Usuń
    2. Serio? 14/11 to jest serio nieźle? I 14-11 Blazersów to też pewnie nieźle.

      Usuń
  7. no tak, Nurkic gra calkiem nieźle, tylko to niełapanie niskich piłek. pomyślmy jakie moglby miec statystyki gdyby je wszystkie chwytal, nawet jesli nie kazdy rzut po pick&rollu byłby celny

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozpieścił was początek sezonu.Ten dramatyczny ton śmieszy w kontekście ligi, jaką jest NBA.Wystarczy kilka zwycięstw z rzędu i oczekiwania rosną pod niebo.Prawda jest taka, że na zachodzie jest kilka równorzędnych ekip, (wśród nich my) gotowych zdetronizować Warriors.a że są też serie ujemne-coż to jest żywa koszykówka,a nie nba2k...niewiasty...

    OdpowiedzUsuń